środa, 1 lipca 2015

Rozdział piąty




                - Ros! -  zawołałam, chyba po raz setny w przeciągu kilku minut - Ros! -  traciłam już cierpliwość. Proszę, oto minusy mieszkania w jakiejś pieprzonej wili! Znalezienie jednej osoby zajmuje tu całą wieczność. Nie żeby mi się spieszyło! -  Do cholery jasnej, gdzie ty się pod.. - wparowałam do jej pokoju i zobaczyłam, że akurat rozmawia przez telefon. Po jej rozmarzonej minie, błyszczących oczach i rumieńcach na policzkach, jednoznacznie mogłam stwierdzić, że po drugiej stronie telefonu znajduje się niesamowicie przystojny blondyn, bliżej znany jako Sergi Roberto. Oparłam się o framugę drzwi i przyglądałam się dziewczynie z rozbawieniem, a ona obrzucała mnie morderczym wzrokiem.
                - Okej, dobrze - chichotanie - będę czekać - chichotanie - pa - zakończyła rozmowę, a zaraz po tym musiałam zrobić unik przed lecącą w moją stronę poduszką. Roześmiałam się tym razem na głos i podeszłam bliżej łóżka, na którym leżała.
                - Zdajesz sobie sprawę z tego, że za każdym razem jak rozmawiasz z nim, to chichoczesz jak nastolatka? - postanowiłam ją trochę podrażnić, ale w tej kwestii akurat mówiłam prawdę. Gdybyście spojrzeli na nią, zobaczylibyście pewną siebie dziewczynę, z którą nie warto zadzierać. Ale kiedy na horyzoncie pojawia się Roberto, Ros staje się zawstydzoną szesnastolatką, która nie do końca wie jak rozmawiać z chłopakiem.
                - Eeej! Nie prawda! - oburzyła się niczym dziecko, ale po chwili zdała sobie sprawę, że faktycznie jest tak, jak mówię - Okej, masz racje - przyznała i przyciskając twarz do poduszki, z jękiem opadła plecami na materac.
                - Nie martw się głuptasie. On zdaje się tego nie zauważać - pocieszyłam ją, a ona wystawiła zza poduszki jedno oko, czekając aż rozwinę swoją myśl. - Sam niekiedy się przy tobie jąka - parsknęłam śmiechem.
                - Jesteś podła! - krzyknęła, kiedy szybko ewakuowałam się w kierunku drzwi, ale widziałam, że sama ma uśmiech na twarzy.
                - Daj spokój Ros. To jest urocze! - kontynuowałam, ale dostrzegłszy godzinę za zegarze stojącym obok łóżka, przeklęłam w duchu. Za godzinę kończy się pora odwiedzin w szpitalu, a połowę tego czasu zajmie mi dotarcie na miejsce. - Ros ja już wszystko na dziś skończyłam więc jadę do taty, bo przez cały tydzień go nie odwiedziłam. Na weekend zostaje u siebie więc widzimy się w poniedziałek - posłałam jej uśmiech, który ona odwzajemniła i po krótkim "pa" wyszłam z domu biegnąc do taksówki, która już czekała na podjeździe.


***

                Wzięłam głęboki wdech i po kilku sekundach popchnęłam drzwi, wchodząc do białego pomieszczenia. Ugh, nie znosiłam tego miejsca.
                - Heeej tato - wymusiłam uśmiech na swojej twarzy i podeszłam do łóżka, całując mojego tatę w policzek.
                - Sol, kochanie. Stęskniłem się - odparł wesołym tonem, a mi od razu zrobiło się milej na sercu. Wyglądał już całkiem dobrze, choć kolor jego skóry nadal był jaśniejszy niż zwykle. Najsmutniejszy w tym wszystkim jest widok zwykle energicznego i uśmiechniętego człowieka, który leży teraz w szpitalnym łóżku, kompletnie pozbawiony swojej siły. Co prawda uśmiech nadal znajdował się na twarzy mojego taty, ale to już nie był ten sam uśmiech co pół roku temu. Przedtem tą wesołość dało się dostrzec w jego oczach, a teraz widać tam jedynie pustkę.
                - Przepraszam, że tak długo mnie tutaj nie było - oczywiście, że miałam wyrzuty sumienia, ale ten tydzień naprawdę był dla mnie dość... zabiegany.
                - Nie przepraszaj. Wystarczy, że przeze mnie musiałaś szukać pracy - odparł gorzko i odwrócił głowę w drugą stronę. Wiedziałam, że tata czuje się przez to źle, ale nie chciałam żeby tak było. W końcu miałam 20 lat, praca i tak była mi potrzebna.
                - Tatusiu, nie przez ciebie, ale dla ciebie - chwyciłam jego dłoń, sprawiając, że znów patrzył w moje oczy. - Ty i mama poświęcaliście się dla mnie przez prawie 20 lat. Teraz ja mam szansę się odwdzięczyć - uśmiechnęłam się pokrzepiająco.
                - Nie mogłem wymarzyć sobie lepszej córki od ciebie - widziałam jak łzy zalśniły w jego oczach, ale nie pozwolił im wypłynąć. Zamiast tego delikatnie pocałował kostki mojej dłoni i zaśmiał się krótko. - Dobrze, teraz opowiedz mi coś o tej twojej pracy - powiedział już trochę weselszy, co mnie ucieszyło. Jestem jednak pewna, że kiedy usłyszy u kogo pracuję, będzie w totalnym szoku. Tak, mój tata jest absolutnym fanem piłki nożnej. I tak, uwielbia FC Barcelonę.
                - Więc... - zaczęłam z podstępnym uśmieszkiem - kojarzysz może Marc`a Bartrę?
                - Oczywiście, że tak! - jego oczy się rozszerzyły, a twarz wykrzywiła w grymasie jakbym zapytała go o najbardziej oczywistą rzecz na świecie, typu "jaki kolor ma trawa?" - A co to ma tak w ogóle do rzeczy? - przyjrzał mi się badawczo.
                - Nooo... - przeciągnęłam - tak jakby, pracuję u niego - odparłam siląc się na obojętny ton. Widziałam jak oczy mojego taty rozszerzają sie do nienaturalnych rozmiarów, niedowierzając w to, co właśnie usłyszał.
                - Alee... j-jak? - potrząsnął głową, w końcu będąc w stanie się odezwać, a ja zaśmiałam sie z jego reakcji.
Opowiedziałam tacie wszystko od początku do końca, jak to się stało, że pracuję u Bartry. Oczywiście pominęłam parę wątków, o których tata nie koniecznie musiał wiedzieć. Byłam szczęśliwa, bo jego humor wyraźnie się poprawił, chociaż nie krył zdziwienia, kiedy zdawałam mu (ogólnikowe) relacje z pierwszych dni mojej pracy. On również opowiedział mi trochę o tym, co u niego, jak zwykle naginając prawdę dotyczącą jego samopoczucia. Zawsze gdy o to pytałam udzielał zdawkowych odpowiedzi, albo w ogóle zmieniał temat.
                - Tatuś, ja już się będę zbierać - z przykrością w głosie przyznałam. Serce mi pękało na samą myśl o tym, że muszę zostawić tatę tutaj samego. - Jest już późno, a godziny odwiedzin i tak za chwilę się skończą. Odpoczywaj i wracaj szybko do domu - pochyliłam się nad nim i ucałowałam w czoło.
                - Nie martw się kochanie, niedługo wrócę - posłał mi nikły uśmiech. - Ah i Sol - odwróciłam się, trzymając już dłoń na klamce od drzwi - uważaj na siebie córeczko.
                - Dobrze tato, będę - odpowiedziałam i uśmiechnąwszy się w jego stronę, wyszłam z pomieszczenia.
               
                Było już grubo po 19, niestety musiałam załatwić jeszcze jedną bardzo ważną sprawę. Poszłam w kierunku gabinetu lekarza mojego taty. Początkiem przyszłego tygodnia tata miał zostać przeniesiony do sanatorium, więc chciałam dowiedzieć się szczegółów. Zapukałam w brązowe drzwi z napisem "dr James Madrigal", a po usłyszeniu głośnego "proszę", weszłam do środka.
                - Dobry wieczór - przywitałam się z lekarzem, który myślę, że mniej więcej mógłby być w wieku mojego taty. Pan Madrigal od początku był bardzo miły i jestem pewna, że tata nie mógł trafić na lepszą opiekę.
                - Maresol, dobrze, że jesteś. Usiądź proszę - zajęłam wskazane przez niego miejsce, jednak ten rzeczowy ton bardzo mnie zaniepokoił. - Niestety nie mam zbyt dobrych wiadomości - kontynuował, co jeszcze bardziej mnie zdenerwowało. Czułam jak serce zaczyna mi bić coraz szybciej, a po ciele rozchodzi się nieprzyjemne ciepło.
                - Ale... Z tatą coś nie tak? Wyniki się znów pogorszyły? - zaczęłam panikować, nerwowo wyginając palce u rąk.
                - Nie, nie. Spokojnie, wyniki są w jak najlepszym porządku - uspokoił mnie pan doktor, na co odetchnęłam z ulgą. - Chodzi o przeniesienie Twojego taty do sanatorium. Dostaliśmy dzisiaj telefon, że niestety nie będzie to możliwe w najbliższym czasie.
                - A-ale jak to? Przecież wszystko było już ustalone. Została wpłacona zaliczka, a tata od poniedziałku miał już być na rehabilitacjach - nic z tego nie rozumiałam. Mój głos z pewnością nie był w tym momencie uprzejmy, ale to było ostatnie o co się teraz martwiłam.
                - Tak, ale zadzwonili, że nie mają wolnych miejsc i twój tata będzie musiał poczekać jeszcze jakiś czas. Przykro mi.
                - Jakiś czas? I tak czeka już za długo! Nie rozumiem, jak mogli ot tak sobie zadzwonić i powiedzieć, że nie ma miejsc! - w tym momencie moja złość wzięła górę. Nie przejmowałam się tym, że może mnie usłyszeć połowa szpitala. Byłam tak wściekła, że miałam ochotę czymś rzucić. - A w innym sanatorium? Przecież jest wiele takich ośrodków w Barcelonie.
                - Kochanie, ale nigdzie nie załatwimy tego tak szybko. Twój tata i tak będzie musiał poczekać - mimo tego, że nie była to wina lekarza, miałam ochotę go zwyzywać. Przecież mógł coś zrobić tak? Doskonale wie, że im dłużej mój tata będzie czekał, tym dla niego gorzej.
                - Jasne - prychnęłam i wstałam z krzesła - bardzo dziękuję! Dowidzenia! - odwróciłam się na pięcie i z hukiem zamknęłam za sobą drzwi.
                 
               Nie pamiętam kiedy ostatni raz byłam tak wściekła. Czułam jak łzy napływają do moich oczu, ale nie chciałam płakać, kiedy wokół mnie było mnóstwo ludzi. Wybiegłam ze szpitala i usiadłszy na ławce schowanej za niewielkimi drzewkami, rozpłakałam się jak dziecko. Całe szczęście było ciemno więc przechodzący obok ludzie nie zwracali na mnie uwagi. Zawsze tak mam. Kiedy już wszystko wydaje się układać, nagle dzieje się coś, co wszystko burzy. Dla niektórych może tydzień nie robi różnicy, ale wiem że tacie bardzo potrzebne jest to sanatorium. Poza tym nie mam pewności, że po tygodniu znowu nie usłyszę "przepraszamy, ale nadal nie mamy miejsc". To są jakieś chore żarty... Najgorsza w tym wszystkim jest jednak moja bezsilność. Co z tego, że mam pieniądze na opłacenie pobytu skoro i tak nie mam ich na tyle, żeby jakoś przyspieszyć to wszystko. Po kilku minutach wyjęłam w końcu chusteczki z torebki i otarłam nimi oczy. Domyślam się, że cały tusz spłynął razem z moimi łzami i wyglądam teraz jak półtora nieszczęścia, ale to najmniejszy z moich problemów w tym momencie. Uspokoiwszy się na tyle, na ile to możliwe, wstałam z ławki i postanowiłam pójść w jeszcze jedno miejsce, w którym dawno nie byłam. Nie sądziłam żeby był to dobry pomysł, bo zapewne pogorszy to tylko moje samopoczucie, ale mimo wszystko udałam się w tamtym kierunku. Mijając po drodze wszystkie zakochane pary i ludzi, z których szczęście promieniowało na kilometr, uśmiechnęłam się pod nosem. Zazdrościłam im. Wiadomo, że każdy ma swoje zmartwienia, ale zazdrościłam im tego, że teraz są tacy beztroscy i weseli. Może i ostatnie dni również nie były dla mnie najgorsze, jednak mimo wszystko moją głowę cały czas zajmuje tata. Dalej też nie mogę się pogodzić  tym, że mamy nie ma już z nami. Wszystko jest takie przytłaczające. Udaje mi się na chwilę o tym wszystkim za pomnieć, ale później wspomnienia wracają jakby ze zdwojoną siłą. Szpital, pogrzeb, tata... 

                Nim się zorientowałam, byłam już przy wejściu na cmentarz. Kupiłam kwiaty i znicz w sklepie obok, który był jeszcze otwarty i zamieniwszy kilka zdań z kobietą, która tam pracuje, ruszyłam wąskimi alejkami, aż dostrzegłam nagrobek z napisem Leticia Tabares. Łzy znów pojawiły się w moich oczach. Tak bardzo mi jej brakuje. Odpaliwszy znicz, postawiłam go na płycie, a zaraz obok położyłam kwiaty. Odmówiłam modlitwę, w myślach prosząc mamę o to, aby pomogła mi to wszystko jakoś posklejać. Nie zauważyłam nawet kiedy moje policzki zaczęły robić się mokre. Nie mogąc dłużej znieść tego wszystkiego, przyłożyłam palce do ust, a następnie dotknęłam nimi niewielkie zdjęcie mojej mamy znajdujące się na nagrobku i skierowałam się w stronę wyjścia. Stąd nie było już daleko do mojego domu, więc resztę drogi pokonałam szybkim marszem i po 10 minutach byłam na miejscu. 

                Otworzyłam drzwi wejściowe i idąc do kuchni, oświecałam wszystkie światła po drodze. Nie znosiłam być sama w domu, zwłaszcza w nocy. Rzuciłam torebkę na blat i oparłszy się o niego plecami schowałam twarz w dłonie i znów się rozpłakałam. Cały czas mi się wydaje, że za chwilę po schodach zejdzie mama mówiąc, że znów wróciłam za późno, a zaraz za nią zejdzie tata robiąc groźną minę, pod którą kryła się troska. Tak bardzo brakuje mi starego życia. Gdybym mogła cofnąć czas, nie byłabym taką beznadziejną córką, która robiła wszystko na przekór swoim rodzicom, bo wydawało się jej, że takim sposobem zwojuje świat. Chciałabym odzyskać każdą minutę, kiedy zamiast ciszyć się szczęśliwą rodziną, ja wolałam się z nimi kłócić. Już byłam całkowicie pewna, że dzisiejszej nocy nie zasnę. Za każdym razem, kiedy to wszystko do mnie wraca, spędzam całą noc siedząc pod kocem i nasłuchując dźwięków które przyprawiają mnie o zawał serca. Nie chciałam dzisiejszej nocy być sama, więc wpadłam na pomysł, aby może zadzwonić do Ros. Drżącymi rękami wyjęłam komórkę z torebki i wybrałam numer blondynki. Jeden sygnał, drugi, piąty a ona nadal nie odbiera... Spróbowałam raz jeszcze, ale nadal to samo. Postanowiłam zadzwonić na numer domowy, bo znając ją mogła zostawić telefon na górze a sama siedzi na dole i nie słyszy dzwonka. Wcisnęłam zieloną słuchawkę i po trzech sygnałach w końcu ktoś odebrał.

                - Słucham - usłyszałam po drugiej stronie i miałam ochotę się rozłączyć.
                - Em... Marc, z tej strony Sol - odpowiedziałam nerwowo, próbując ukryć to, że nadal płaczę. - Jest twoja kuzynka w domu?
                - Godzinę temu wyszła z Roberto, a stało się coś? - czy ja usłyszałam troskę w jego głosie? Zawahałam się chwilę, szybko próbując wymyślić jakąś wymówkę.
                - N-nie... Po prostu.. Nie ważne - niekontrolowanie szloch wyrwał się z moich ust, przez co miałam pewność, że domyślił się, iż jest to kłamstwo.
                - Sol przecież słyszę, że coś jest nie tak. Gdzie jesteś? Mam przyjechać? - błagam tylko nie to. Ostatnią rzeczą której chcę, to żeby widział mnie w takim stanie.
                - Nie, nic się nie dzieje. Dobranoc - szybko się rozłączyłam, zanim zdążył jeszcze cokolwiek powiedzieć. 

                Pociągając głośno nosem zabrałam swoje rzeczy i gasząc za sobą światła poszłam na górę. Rzuciłam wszystko na łóżko i wyciągnąwszy czystą bieliznę, spodenki do spania i bluzkę, poszłam do łazienki wziąć szybki prysznic. Miałam nadzieję, że woda zmyje ze mnie cały ten beznadziejny wieczór, ale niestety średnio to pomogło. Fizycznie może i wyglądałam lepiej, bo nie miałam już tuszu rozmazanego po całej twarzy, jednak nadal miałam ochotę leżeć i płakać. Wróciłam do swojego pokoju i położyłam się na łóżko, wcześniej biorąc laptopa. Tradycyjnie sprawdziłam facebooka i inne portale społecznościowe tego typu, ale poza kilkoma wiadomościami, nie było tam nic ciekawego. Nie miałam nawet nastroju dzisiaj na nie odpisywać, więc wyłączyłam urządzenie i odłożyłam je na bok. 

                Oparłam się o wezgłowie łóżka i podkuliwszy kolana pod samą brodę, wpatrywałam się w jeden punkt. Noc dopiero się zaczynała, a ja tak bardzo chciałam, żeby już się skończyła. To nie był pierwszy raz, kiedy siedziałam modląc się o to, aby na polu w końcu zaczęło świtać. Dopiero wtedy udawało mi się zasnąć chociaż na chwilę. Znów poczułam jak łzy spływają po moich policzkach. Cholerna bezsilność. Z letargu wyciągnął mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Zerknęłam na zegarek i zobaczyłam, że było już grubo po 22. Nie miałam zielonego pojęcia kto mógłby to być, wiec z lekkim strachem zeszłam na dół. Kiedy otworzyłam drzwi, nie mogłam uwierzyć własnym oczom.

                - Marc?!




Witam :D Miałam dzisiaj jeszcze nie dodawać rozdziału, bo zrobię sobie jeszcze większe zaległości, ale kiedy zobaczyłam 4 000 wyświetleń, to po prostu musiałam :D
DZIĘKUJĘ ! Jesteście wspaniałe <3

Ten rozdział jest nieco inny, ale mam nadzieję, że mimo braku Bartry i tak się Wam podoba :D Gwarantuję, że w rozdziale szóstym nadrobię tą nieobecność :*

Wakacje się zaczęły, więc mam nadzieję, że macie więcej chęci do komentowania, co? :*
Ja wczoraj odebrałam wyniki z matur i jestem baardzo szczęśliwa! Zdana matematyka (lepiej niż myślałam, chociaż szału nie ma) i 93% z rozszerzonego polskiego to jest coś! 

I teraz jeszcze muszę Wam powiedzieć, że rozdziały mogą pojawiać się nieco rzadziej, ponieważ pracuje codziennie, albo co drugi dzień po 10 godzin i same rozumiecie, że ciężko mi znaleźć więcej czasu, aby napisać kolejną część. Rozdział szósty jest już gotowy, ale nie dodam go póki nie napiszę siodmego. Mam nadzieję, że zrozumiecie i będziecie, mimo wszystko, czekać :*

Zawidnicy FC Barcelony w garniturach... Czy może być coś piękniejszego?! *.*

KOMENTUJCIE ! :*

19 komentarzy:

  1. Rozdział świetny, zdjęcie piękne <3 Gratuluję zdanej matury ;) No i oczywiście niecierpliwie wyczekuję szóstego rozdziału ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Kobieto co ty robisz z nami czytelnikami?! Moje serce podczas czytania tego rozdziału chyba trzy razy zrobiło fikołka :P A końcówka... 11 na 10 możliwych punktów!!! Nie żeby Ciebie pospieszać ale chcę kolejny rozdział. Oby tak dalej / Tajemnicza Annabelle :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mi podczas czytania Waszych komentarzy uśmiech z twarzy nie schodzi! Dziękuję :D
      I też już się nie mogę doczekać Waszych reakcji na rozdział szósty, ale jeszcze trzeba poczekać :)

      Usuń
  3. Przecudny rozdzial! <3Gratuluję maturki :3 Czasem jak piszesz rodzial to nie masz wrażenia, że chciałabyś przeżyć coś takiego? Nie chodzi mi tutaj o utratę matki, ani pobyt ojca w szpitalu, ale o inne wydarzenia z tego opowiadania?.... Świetnie piszesz i jak czytam Twoje opowiadanie to czuje się tak jakbym to ja była Sol. Dzięki Ci za to! :D Końcówka jest boska. Dziewczyno Ty powinna książkę wydać naprawde! :3 Życzę weny i z niecierpliwością czekam na szósty rozdział. Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze staram się pisać tak, aby wydarzenia były choć trochę realne i żeby wszystko było takie... ludzkie xd Jak piszę, to niektóre momenty biorę po prostu z własnego życia i to dopasowuję do potrzeb opowiadania, albo stawiam siebie na miejscu głównej bohaterki i myślę, jakby to mogło wyglądać :D To pomaga :)

      A co do książki... haha nie xd Raczej nigdy to nie nastąpi ;p Blog to dobra zabawa, hobby, ale książka to już sprawa wyższej rangi, a ja nie uważam, żebym miała aż takie możliwości xd Ale dziękuję za miłe słowa :*

      Usuń
  4. Jejku romantycznie <3
    Chodzi mi o Marca XD
    Jeju, ludzie to chamy. Nie tylko w Polsce ale i w Barcelonie ;-;
    Tylko tego Sol brakowało!

    No, zapraszam do mnie :D wielki-powrot-narnii.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, Marc pokazał chyba swoją dobrą stronę :D Ciekawe co będzie w następnym rozdziale... ;p

      A Ciebie odwiedzę na pewno, tylko muszę znaleźć troszkę więcej czasu :*

      Usuń
  5. Rozdział świetny :) Gratuluję zdanej matury :* I niecierpliwie czekam na szósteczkę <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Spokojnie, nie takie przerwy w pisaniu się miało. Ja osobiście szukam pracy (z marnym skutkiem), bo inaczej to nie wiem czym za czynsz zapłacę :):)

    Jeśli chodzi o rozdział to bardzo fajny. To "oświetlałam wszystkie światła po drodze" mnie rozbroiło. Chyba drobny błąd tutaj się wkradł :D Trochę taki nostalgiczny, kiedy można pochlipać, pociągać nosem i zastanowić się nad swoim zyciem. Myślę, że to jest ok, bo jednak teksty zawsze mają coś przekazywać. Skoro nie przekazują to są kiepskie i tyle.

    Wiem, że krótko, ale własnie pracuję nad nowym postem (pewnie ukażę się juz po północy, zapraszam bardzo) i w ogóle w gąszczu poszukiwać roboty też nie jest łatwo wykminić dużo czasu. A i muszę Ci się przyznać, że nigdy nie byłam dobra w komentowaniu blogów z opowiadaniami. O.o

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha xd faktycznie w tym zdaniu coś nie gra xd pewnie na początku chciałam napisać coś innego, a później zmieniłam i wyszło co wyszło xd

      Co do komentarzy, to spokojnie- ja nie jestem najlepsza w pisaniu opowiadań, a jakoś widzę, że da sie przeżyć :D

      Dziękuję bardzo !

      Usuń
  7. Rozdział, mimo braku Bartry, naprawdę mi się podobał! Faktycznie taki inny, bardziej o tym, z czym musi się zmagać bohaterka i o jej rodzinie. Początek zabawny, ale później wkradła się ta nutka smutku. Jeju, tak się cieszę, że Marc odebrał ten telefon! Czułam, że to on musi pocieszyć Sol. :D Kurczę, no nie mogę się doczekać szóstki, ale wiadomo - będę czekać ile będzie trzeba ;)

    Pozdrawiam ciepło, Julss xoxo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie mogę się doczekać aż dodam szóstkę :D Aleee najpierw muszę napisać siódmy, a czasu brak :(

      Dziękuję bardzo za miłe słowa :D

      Usuń
  8. Dobra, najwyższy czas po prostu się do tego przyznać.
    JESTEM WREDNA I NIE KOMENTUJĘ TWOICH ROZDZIAŁÓW SYSTEMATYCZNIE CHOĆ NA TO ZASŁUGUJESZ.
    Więc przepraszam. Bardzo, bardzo przepraszam. Ale po prostu ostatnio nałożyło się na siebie parę spraw (poprawianie ocen, ogarnianie wakacji, pomaganie tatusiowi i remont w domu, który zaczął się od sypialni rodziców, BARDZO przypadkowo przeszedł przez cały dom i zakończył się...-to znaczy- nie zakończył się- na malowaniu płotu ;-; Tak, moja mama to jednoosobowa, ambitna ekipa remontowa). I to sprawiło, że nie znalazłam czasu (od pół roku) na ogarnięcie swojego bloga, a na komentowanie twojego nie było ani chwili (choć starałam się czytać rozdziały, choćby podzielone na parę części). Tak czy inaczej- PRZEPRASZAM.
    Co do opowiadania- Sol jest fajna, Marc jest fajny. Wszystko pięknie, uroczo, słodko i w ogóle. Ale gdzie, do cholery, jest miłość?! Tyle rozdziałów bez uczuć, tęczy i zakochania?! Jak możesz mi to robić?! ;-;
    No dobra, mam nadzieję że to nadrobisz.
    I tak sobie ostatnio myślałam, że może jednak dokończę tego Marca w psychiatryku. I może napiszę coś o Leosiu (ohoho, grubsza sprawa). No będę cię informować :3
    Buziaki i do następnego. Obiecuję poprawę :* ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że się poprawisz, bo brakowało mi Twoich komentarzy! Rozumiem, mi też ciężko jest nie raz znaleźć czas na cokolwiek :*
      Miłość będzie, będzie będzie! Ale kurcze noe.. Wiesz, że ja nie lubię tak od razu wszystkich kart na stół wykłądać :D

      Usuń
  9. Rozdział cudny :) Gratuluje zdania matury :)
    Przepraszam,że dzisiaj tak mało komentuje i tak późno ale nie mam za bardzo czasu oczywiście się poprawie :)
    Czekam na next i weny :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Nominuję cię do LA! Więcej info u mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej, jestem i u Ciebie! nie wiem, czy uda mi się dzisiaj przeczytać wszystkie trzy rozdziały, ale się postaram :)
    Nie dziwię się Maresol, że tak zareagowała. Wpłaciła zaliczkę, jej ojciec naprawdę potrzebuje tego wyjazdu, a oni coś odwalają i mówią, że trzeba jeszcze poczekać. Ja myślałam, że to tylko my w Polsce mamy taką służbę zdrowia, ale jak widać, nie tylko :/ Więc jej reakcję jak najbardziej rozumiem.
    A jeśli chodzi o bycie samej w domu... Jestem od niej młodsza o kilka lat, a jakoś nie stanowi dla mnie problemu zostawanie samej na noc w wielkim domu (też przeżyłam śmierć członka rodziny) więc trochę tego nie ogarniam. Wydaje mi się, ze to kwestia podejścia. Jak człowiek będzie siedział owinięty w koc i nasłuchiwał czy nic przypadkiem nie stuknie, to na pewno będzie się bał. Poza tym dorosłemu trochę nie przystoi xD
    Ale mnie zaskoczyłaś na koniec, to muszę Ci przyznać :D nie spodziewałam, się, że Marc do niej przyjedzie. Ciekawe, czy musiał przez to odprawić jakąś lalę do domu xD Lecę do szóstki!

    OdpowiedzUsuń