czwartek, 18 czerwca 2015

Rozdział czwarty.



Kolejny dzień zaczął się nadzwyczaj dobrze. Wstałam, umyłam się, ubrałam i zeszłam do kuchni, gdzie jak zwykle siedziała już Ros z gotowym śniadaniem i kawą. Zanim jeszcze mnie zauważyła, widziałam jak uśmiecha się pod nosem sama do siebie. Śmiem twierdzić, że ma to coś wspólnego z całkiem przystojnym blondynem, który nas wczoraj odwiedził. 

                - Jak tam wczorajsza randka? - zapytałam biorąc tosta z talerzyka postawionego na stole. Blondynka odwróciła się w moją stronę i zgromiła wzrokiem na co się roześmiałam.
                - To nie była żadna randka... Po prostu przyjacielskie spotkanie - zaprzeczyła, chociaż zapewne sama w to nie wierzyła. Widziałam, że jest zawstydzona, dlatego też postanowiłam ją trochę pomęczyć. Poza tym hej, serio jestem ciekawa co między nimi jest.
                - Jaaasneee...  Dziewczyno, kogo ty próbujesz oszukać? Przecież on od ciebie wzroku oderwać nie mógł i uwierz mi, nie patrzył na ciebie jak na przyjaciółkę - kiedy tylko skończyłam to zdanie, widziałam jak próbowała ukryć uśmiech, który za wszelką cenę chciał się wydostać na jej twarz. W końcu dała za wygraną i parsknęła śmiechem, a ja razem z nią. - Wiedziałam! Mów mi tu wszystko!

                Usiadłam na krześle, a Ros zajęła miejsce naprzeciwko mnie. Upiłam łyk kawy i z uśmiechem czekałam, aż mi wszystko opowie.
                - Więc... No Sergi... Oh, no dobra, podoba mi się i to bardzo, ale... - zrobiła pauzę. Spojrzałam na nią pytającym wzrokiem, dając jej równocześnie do zrozumienia, że ma kontynuować, bo chcę wiedzieć wszystko. Dziewczyna wywróciła oczami i po chwili mówiła dalej. - On jest podobny do Marca. Wiesz, imprezy, dziewczyny... Może nie w tym stopniu, co mój kuzyn, ale spójrzmy prawdzie w oczy. Jest piłkarzem i gra w najlepszym klubie świata, jest młody, przystojny a jego kariera dopiero się zaczyna. Może mieć każdą, więc nawet gdyby był mną zainteresowany, to nie na długo... - słuchałam jej i sama nie wierzyłam w to, co ona mówi. To znaczy może i miała trochę racji, bo nie znałam przecież Roberto tak jak ona, ale mimo wszystko nie wydawało mi się żeby było tak jak mówi blondynka.
                - Ros.. Ja cię rozumiem, ale uwierz mi, że widziałam jak on na ciebie patrzył. Było w tym coś niezwykłego i możesz się śmiać, ale takie gesty mówią najwięcej o człowieku. Nie będę cię do niczego namawiać, bo to nie jest moja sprawa, ale myślę, że trochę źle go oceniasz - uśmiechnęłam się do niej znacząco i zabrałam za dokończenie mojego śniadania.
                - Witam panie - nagle za moim uchem rozległ się dźwięczny głos Bartry. Spojrzałam na blondynkę, której mina momentalnie się zmieniła, a jej, przedtem, rozmarzone oczy mogły w tym momencie zabijać.
                - Zejdź mi z oczu człowieku - odburknęła Ros. Widać, że była na niego bardzo zła i w sumie to jej się ani trochę nie dziwię. Martwiła się o niego, a on niczym się nie przejmował.
                - Ojej, kuzyneczko nie bądź taka - podszedł do niej i całując ją w policzek, sięgnął ręką po tosta znajdującego się na moim talerzu. Zgromiłam go wzrokiem, a on uśmiechnął się udając niewinnego.
                - Nie będę jeżeli pójdziesz w końcu po rozum do głowy - z ust Marc`a wyszło głośne westchnięcie, a ja wstałam od stolika, aby odnieść talerzyk i kubek do zlewu.
                - Przecież nic takiego się nie stało, Sol świetnie mnie pilnowała - gdy usłyszałam ostatnie słowa, gwałtownie odwróciłam się w jego stronę. Chciałam coś powiedzieć, zaprzeczyć, ale sama nie wiedziałam jak, więc tylko poruszałam ustami jak ryba wyjęta z wody.
                - Sol? Co tu się wczoraj działo? - blondynka patrzyła na mnie badawczym wzrokiem, a ja nadal nie potrafiłam wydusić z siebie żadnego słowa. Patrzyłam to na nią, to na zbliżającego się do mnie chłopaka i zapewne robiłam z siebie kompletną idiotkę.
                - Nic, wzięliśmy tylko wspólną kąpiel, prawda kopciuszku? - ocknęłam się dopiero, kiedy nasze twarze dzieliły centymetry, a jego oczy intensywnie wpatrywały się w moje.
                - Co?! Nie! - krzyknęłam odpychając go od siebie, a on popatrzył na mnie wzrokiem typu "czyżby...?" - Znaczy tak, ale to było w basenie! - popatrzyłam na Ros, która zaczęła chichotać.
                - To dlatego tak bardzo chciałaś, żebym szła z Roberto! - blondynka w ogóle nie słuchała moich tłumaczeń i specjalnie jeszcze bardziej chciała mnie pogrążyć, no dzięki! Wiedziałam, że z jej strony to tylko żarty, ale czułam się bardzo niekomfortowo.
                - Skarbie, następnym razem nie musisz uciekać się do takich metod. Jeżeli chcesz ze mną zostać sam na sam, wystarczy powiedzieć - zniżony głos piłkarza i jego 'seksowne' poruszanie brwiami, sprawiło, ze sama zaczęłam się śmiać.
                - Nie jesteście normalni               - powiedziałam kręcąc głową, na co oni oboje też się uśmiechnęli. - A ty, piłkarzyku, nie powinieneś przypadkiem iść na trening? - spytałam unosząc jedną brew do góry.
                - Na twoje szczęście, powinienem, ale za tego 'piłkarzyka' zemszczę się później - uraczając mnie jeszcze groźnym spojrzeniem, wyszedł z kuchni, wziął torbę i po chwili usłyszałyśmy trzaśnięcie drzwiami.
                Pokręciłam głową i zabrałam się za wkładanie naczyń do zmywarki.
                - Sol? - ciszę przerwał głos Rosity. Odwróciłam się w jej stronę, dając znak, żeby mówiła o co chodzi - Czy Sergi patrzył wczoraj na mnie tak, jak Marc dzisiaj na ciebie? -  na te słowa mało nie upuściłam trzymanego w ręce talerza. "Że co proszę?!"
                - Nie rozumiem... O czym ty mówisz? - wyjąkałam, śmiejąc się nerwowo.
                 - Ojj kochanie, myślę, że doskonale wiesz o czym mówię - uśmiechnęła się szeroko - może i na początku nie byłaś zainteresowana moim kuzynem, ale przyznaj, ze coś się zmieniło - podeszła bliżej mnie, a ja zamknęłam zmywarkę i oparłszy się o blat, wytarłam ręce do ściereczki.
                - Ros, to że z nim rozmawiam nie oznacza jeszcze, że coś do niego czuje...
                - W takim razie, może powiesz mi co tu się wczoraj działo? - widziałam w jej oczach tą ciekawość, która mało z niej nie wypływała, a uśmiech na twarzy mówił wszystko. Chyba nie mam wyjścia...

***
                - ... i jak widzisz, nic się nie działo - zakończyłam swoją opowieść o wczorajszych wydarzeniach, a na twarzy blondynki pojawiła się odrobina zawodu. - A teraz, pozwól, że w końcu zacznę wykonywać swoje obowiązki - uśmiechnęłam się i poszłam na górę.

                Weszłam do pomieszczenia, którym okazała się być łazienka. Po rozrzuconych ubraniach i męskich kosmetykach, domyśliłam się, że to łazienka Marc`a. W powietrzu unosił się zapach całkiem ładnych perfum wymieszany ze świeżym powietrzem wpadającym przez uchylone okno. Zabrałam się za zbieranie ubrań i porządkowanie reszty rzeczy porozrzucanych gdzie popadnie. Podniosłam klubową koszulkę Marc`a z jego nazwiskiem i numerem 15 na plecach. Stanęłam przed lustrem i przyłożyłam ją do swojego ciała. Uśmiechnęłam się do siebie i pokręciłam głową z własnej głupoty. Ostatnio doszłam do wniosku, że chętnie wybrałabym się na mecz. Kiedyś, będąc dzieckiem, często oglądałam piłkę nożną z tatą, ale później wiele rzeczy uległo zmianie. Zawsze podobało mi się to, jak kibice skandowali imię zawodnika, który właśnie strzelił gola, albo jak okrzykami wspierali swoje drużyny. Chciałabym zobaczyć to wszystko z bliska... Może na magicznym Camp Nou? Tak, zaczerpnęłam kilka informacji na temat mojego "pracodawcy" i muszę przyznać, że spodobało mi się to, co przeczytałam na jego temat.  Poza tymi wszystkimi wybrykami, okazało się, że zdolny z niego piłkarz. Trochę mi głupio, ale nie podejrzewałam go o to, że może zaoferować sobą coś więcej niż tylko ładna buzia i portfel wypchany kartami kredytowymi. Czasami bywam straszną hipokrytką...

                Nagle usłyszałam jak ktoś biegnie po schodach, wyjrzałam zza drzwi i zobaczyłam wściekłego Bartrę, który niczym huragan wpada do swojego pokoju i z hukiem zatrzaskuje drzwi. Zdezorientowana przerwałam aktualne zajęcie i zeszłam na dół z myślą, że może Ros wyjaśni mi, co tu się właśnie stało. Przekroczywszy próg salonu, od razu dało się wyczuć napiętą atmosferę. W pomieszczeniu, oprócz blondynki, znajdowali się jeszcze rodzice Marca, którzy bynajmniej nie byli w dobrych humorach. Pani Catalina siedziała na kanapie, ukrywając twarz w dłoniach, a jej mąż pocieszająco gładził ją po plecach. Nawet Rosita wyglądała na przybitą, więc zaczynałam się coraz bardziej denerwować, zwłaszcza, że nie miałam pojęcia co się dzieje. Spojrzałam na dziewczynę, która skinąwszy głową dała mi znak, abym poszła z nią do kuchni.

                - Ros, do cholery, o co chodzi? - usiłowałam mówić szeptem, żeby nie wprowadzać dodatkowego zamieszania, ale nie potrafiłam kontrolować swojego głosu. Czułam jak trzęsą mi się ręce, choć zupełnie nie rozumiałam dlaczego.
                - Marc miał wypadek... samochodowy - wyrzuciła z siebie, spuszczając wzrok na dół.
                - Co?! Ja-jak to? Przecież szedł... widziałam go - byłam w totalnym szoku. Nie mogłam się wysłowić. Co on znowu nawywijał? Niemniej jednak nadal nie rozumiałam... wypadek? Przecież widziałam jak wchodził do swojego pokoju!
                - Spokojnie... Za szybko jechał, wpadł w poślizg przy gwałtownym hamowaniu i uderzył w jakiś słup, nie wiem dokładnie, tyle powiedział mi wujek. Oni sami dowiedzieli się dopiero jak do nich zadzwoniła policja. Chyba nic mu nie jest, przynajmniej on tak twierdzi. Wpadł do domu i jedyne, co zdążyłam zauważyć to parę zadrapań na twarzy... Na szczęście nikomu innemu też nic się nie stało.
                - Boże, Ros... - westchnęłam i opadłam na stojące obok krzesło. - Powiedz mi, dlaczego twój kuzyn jest takim idiotą? - zapytałam zrezygnowana. Nie rozumiem jak można być tak nieodpowiedzialnym człowiekiem? Na litość boską, przecież on nie ma 14 lat, tylko 24, a zachowuje się jak nastolatek!
                - Nie mam pojęcia, wkurza mnie jedynie to, że wszystkie jego wybryki odbijają sie na jego rodzicach. Widziałaś ciocię? Jest załamana, a wujek kompletnie nie wie jak do niego dotrzeć. Oni powinni odpocząć, mieć teraz czas dla siebie, a nie ciągle martwić się o to, co tym razem zrobił ich syn - w oczach blondynki gościła prawdziwa złość i w sumie się jej nie dziwiłam. Każdy rodzic chce dla swojego dziecka jak najlepiej, a Marc nie potrafi tego docenić.

                Naszą rozmowę przerwał Pan Fabio, który chciał zamienić kilka słów z Ros na osobności. Grzecznie przeprosiłam i udałam się z powrotem na piętro. Przechodząc obok drzwi prowadzących do jego pokoju, na chwilę się zatrzymałam i po krótkim namyśle postanowiłam wejść. Marc leżał na łóżku, oczywiście bez koszulki, i podrzucał nad głową piłkę do kosza. Kiedy zdał sobie sprawę z mojej obecności, uniósł na chwilę głowę, a moje oczy momentalnie dostrzegły wszystkie zadrapania na jego twarzy. Wciągnęłam głośno powietrze, na co on prychnął i z powrotem opadł plecami na materac.

                - Co się tak patrzysz, jakbyś ducha zobaczyła - burknął pod nosem, jednak doskonale to usłyszałam. Nie do wiary jakim człowiek może być palantem.
                - Ducha może nie, raczej dupka - piłkarz na chwilę zaprzestał bawić się piłką, jednak nie liczyłam na to, ze moje słowa wywołają u niego jakąkolwiek skruchę i miałam rację. Po chwili znów zaczął podrzucać nadmuchany balon nad głową. W sumie jedno od drugiego za bardzo się nie różniło- w jego przypadku.

                Nie zamykając za sobą drzwi, pobiegłam do kuchni i wyjęłam z zamrażalnika trochę lodu i nożyczki z szuflady. Po drodze nie zauważyłam ani Rosity, ani rodziców Bartry, więc pewnie poszli porozmawiać gdzieś, gdzie będą mieli spokój. Wracając na górę, wstąpiłam do łazienki po apteczkę oraz zmoczony ręcznik i ponownie poszłam do jego pokoju. Czułam jak przesuwa po mnie swoim badawczym wzrokiem, kiedy kładłam rzeczy na szafce obok jego łóżka. Odłożywszy wszystkie rzeczy, odwróciłam się w jego stronę z ręcznikiem w dłoni, a on nadal nie spuścił ze mnie wzroku.

                - Co się tak patrzysz, jakbyś ducha zobaczył? - użyłam przeciwko niemu, jego własnych słów, na co kąciki jego ust minimalnie drgnęły w górę. - Usiądź tutaj - wskazałam palcem na krawędź łóżka. O dziwo Marc posłuchał i bez żadnego zbędnego "ale" wykonał moje polecenie.

                Pochyliłam się nad nim i delikatnie zaczęłam przemywać jego twarz. Rany wcale nie były takie małe. Guz na czole, rozcięcie na łuku brwiowym, podrapane policzki, siniak obok oka... Niemniej jednak, wypadki samochodowe zazwyczaj kończą się dużo gorzej, więc podejrzewam, że i tak miał więcej szczęścia niż rozumu.

                - Gdybym wiedział, że będę miał taką seksowną pielęgniarkę, to częściej miewałbym różne wypadki - wiedziałam, że ten człowiek nie wytrzyma długo bez swoich głupich odzywek. Na jego twarzy zagościł firmowy uśmieszek, a jego ręce spoczęły na moich biodrach i przesuwały się w kierunku, w którym zdecydowanie nie powinny się przesuwać. Uśmiechnęłam się pod nosem i "przypadkiem" za mocno przycisnęłam ręcznik do jednej z jego ran. Marc głośno syknął i zabrał swoje łapy- Ała, dobra, zrozumiałem! Nie dotykam- uniósł ręce w geście kapitulacji, pokazując, że faktycznie dotarło do niego moje ostrzeżenie. 

                - Widzisz, jednak nie jesteś taki głupi - zaśmiałam się i odłożywszy ręcznik, sięgnęłam po plastry i nożyczki. - Szkoda tylko, że przez twoje idiotyczne wybryki cierpią najbliżsi... - dokończyłam opatrywanie i posprzątawszy, podałam mu woreczek z lodem, aby mógł przyłożyć sobie do czoła.
                - Co ty możesz wiedzieć o moim życiu - odwróciłam się w jego stronę i zobaczyłam, że znów leży na łóżku. W sumie, było mi go trochę szkoda. Widać, że coś go gryzło, ale jest zbyt dumny na to, żeby z kimś porozmawiać o swoich problemach. No cóż, widocznie pieniądze szczęścia również nie zapewniają.
                - Racja. Przecież tacy jak ja, nie zrozumieją takich jak ty - uśmiechnęłam się delikatnie i wyszłam z jego pokoju.



Ten rozdział jakiś krótki i taki... sama nie wiem. Wy ocenicie w komentarzach, mam nadzieję :D
I mam jeszcze coś dla Was.
Zrobiłam zwiastun. Sama, własnoręcznie męczyłam się z jakimiś dziwnymi programami i komputerem. Dobra, może nie tak do końca sama, ale poza momentami, kiedy wszystko psułam, a pewien osobnik naprawiał, to radziłam sobie całkiem nieźle :D
Tak więc zapraszam do obejrzenia i koniecznie napiszcie co o nim sądzicie, bo pierwszy raz w życiu robiłam zwiastun :P


Mam nadzieję, że się podoba :)

CZYTASZ=KOMENTUJESZ


niedziela, 7 czerwca 2015

Rozdział trzeci.

Zapraszam do zakładki "Zwiastun" i proszę o komentarze :*



                Właśnie rozpoczynał się mój pierwszy dzień w pracy. Po wczorajszym zachowaniu Marc`a jego rodzice byli wyraźnie zażenowani, gdyż przepraszali mnie za to chyba pięć razy. Ja sama długo też nie mogłam sie otrząsnąć po tym zajściu, ale musiałam skupić się na tym, co mówi do mnie pani Catalina. Pokazała mi cały dom, łącznie z ogródkiem, który był... ogromny. Wychodząc z tarasu, przed oczami od razu rozciągał się wielki basen z błękitną wodą. Wokół niego ułożony był parkiet z drewnianych, jasno-brązowych desek, na którym stały beżowe leżaki. Kawałek dalej widać było boisko do kosza oraz do siatkówki- automatycznie poszukałam wzrokiem murawy do piłki nożnej, ale o dziwo nie zauważyłam. W domu było mnóstwo pokoi sypialnych, gościnnych, łazienek i toalet, a każde pomieszczenie wyglądało lepiej od poprzedniego. Jednym słowem, dom był śliczny. 

                Wstałam o 7 rano, chociaż nie miałam określonych godzin pracy. Wolałam jednak szybciej się ze wszystkim uporać, żeby mieć czas dla siebie. Był początek lata więc temperatury na polu były wręcz kosmiczne. Ubrałam krótkie spodenki , bluzkę na ramiączkach, na głowie zawiązałam niechlujnego koka i ruszyłam w stronę kuchni. Kiedy weszłam do pomieszczenia, zastałam dość dziwny widok. Jakaś dziewczyna, ze słuchawkami w uszach, tańczyła przy blacie i kroiła warzywa. Wydawało się, że jest całkiem obeznana w tym, co robi i nie czuła żadnej krępacji. Dopiero po chwili zauważyła mnie i zaczęła uważnie się przyglądać. W pomieszczeniu zapanowała cisza, która stawała się trochę niezręczna, więc postanowiłam się odezwać.

                - Uhm, hej - odchrząknęłam - jestem Maresol i dzisiaj zaczynam tutaj pracę - przedstawiłam sie, podczas gdy dziewczyna nadal lustrowała mnie wzrokiem.
                - Cześć. Jestem Rosita, ale większość osób mówi do mnie Ros - wyciągnęła do mnie rękę, a kiedy ją uścisnęłam, na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. - Fajny tatuaż - dodała. Zerknęłam na widniejący na moim nadgarstku napis "Forever young", który był wybrykiem nastolatki buntującej się przeciwko rodzicom, ale mimo wszystko nie żałowałam, że go zrobiłam. Dopiero po chwili zauważyłam, ze na jej nadgarstku widnieje dokładnie taki sam napis, z tym że wykonany inną czcionką. Obie na siebie spojrzałyśmy i zaśmiałyśmy się.
                - Twój też jest całkiem niczego sobie - odparłam nadal się uśmiechając.
                - Nie jesteś jedną z tych dziewczyn, które chcą tu pracować tylko po to, aby dostać się do Bartry prawda? - jej mina spoważniała, a mnie kompletnie zaskoczyło to pytanie. Że niby kobiety są zdolne do takiego płaszczenia się tylko po to, żeby zwrócić na siebie uwagę faceta, który cierpi na przerost ambicji nad treścią? No nieźle.
                - Niee, zdecydowanie nie. Mam poważniejsze powody... o wiele poważniejsze - moją głowę znów zajęły myśli dotyczące mojego taty, ale szybko je od siebie odgoniłam, żeby się tu nie rozkleić.
                - Tak też myślałam. Od razu jak na ciebie spojrzałam, nie wyglądałaś mi na pustą idiotkę - jej, dzięki. To chyba był komplement tak? Pomyślałam i zachichotałam. - Przepraszam- zaśmiała się znów, kiedy zauważyła jak zabrzmiały jej słowa. - Po prostu zazwyczaj przychodzą tu dziewczyny, które chcą mu tylko wskoczyć do łóżka, a później są wielce zdziwione, że Marc nie wiąże z nimi większych nadziei.
                - W takim razie ty również nie chcesz podbić serca, a raczej łóżka, pana przystojnego? - zapytałam unosząc jedną brew do góry.
                - Jego serce podbiłam już bardzo dawno, a on moje - odparła, a ja przestałam cokolwiek rozumieć. - Jestem jego kuzynką, ale traktujemy się jak rodzeństwo. Praktycznie całe życie spędziliśmy razem - wyjaśniła, a ja poczułam ulgę? Cholera, nie.

***
                Sprzątania było więcej niż mi się na początku wydawało. Może i z wierzchu nie było widać bałaganu, ale szafki były zawalone czym popadnie, półki pełne kurzu, a o pokojach gościnnych już nie wspomnę. No, ale co się dziwić skoro, jak powiedziała Ros, większość dziewczyn przychodziła tu tylko po to, żeby wskoczyć piłkarzowi do łóżka, a o sprzątaniu to raczej nie myślały. Odkąd wstałam minęło już kilka godzin, a ja nie jestem nawet w połowie. Siedziałam właśnie na podłodze w jednym z pokoi  i wycierałam z kurzów wszystkie figurki i ozdoby, kiedy zauważyłam jak otwierają się drzwi. Po chwili stanął w nich Marc ubrany w strój sportowy, a torbę miał przewieszoną przez ramię. Na mój widok dziwnie szeroko się uśmiechnął, ale w tym momencie nie zastanawiałam się nad powodem, bo wyglądał jak milion dolarów. Granatowe dresy z logo klubu seksownie opinały jego umięśnione uda, różowa koszulka od kompletu idealnie pasowała do jego czekoladowej opalenizny, a oczy i uśmiech mogłyby rozjaśnić każdy mrok.  Zorientowałam sie, że znów trochę za długo na niego patrzę, dlatego spuściłam wzrok na dół i zapewne czerwieniąc się, wróciłam do poprzedniej czynności. Nie wiedziałam co mam powiedzieć, więc czekałam aż to on się odezwie, bo skoro tu przyszedł to pewnie ma jakiś powód.

                - Ja wychodzę na trening, a Ros prosiła żebyś zeszła na dół, bo nie ma z kim wypić kawy - odezwał się w końcu, a ja spojrzałam na niego i powiedziałam ciche "okej". Byłam pewna, że Marc już poszedł, więc gdy usłyszałam kolejne słowa, lekko podskoczyłam ze strachu.
                - Wyglądasz jak Kopciuszek - roześmiał się, a ja poczułam się jakby ktoś właśnie kopnął mnie w brzuch. Sprzątanie czyjegoś domu nie było moim marzeniem, jednak nie miałam wyjścia. Nie wszyscy mają tak idealne życie jak on i nie wszyscy mogą żyć beztrosko i wydawać pieniądze na co im się podoba. Swoje myśli zostawiłam dla siebie, a jemu posłałam fałszywy uśmiech, którego nie dało się nie rozszyfrować.
                - Nie musisz teraz tego wszystkiego robić. Jest już 16, a ty cały czas sprzątasz - jego kolejne słowa sprawiły, że dla świętego spokoju wstałam z podłogi i ruszyłam w stronę drzwi.
                - Czyż nie od tego był właśnie Kopciuszek? - wyrzuciłam z siebie jadowitym tonem, kiedy mijałam go w przejściu. Może i nie powinnam się tak wobec niego zachowywać, bo, jakby nie było, jest moim pracodawcą, a zwolnienie byłoby mi bardzo nie na rękę, ale nie mogłam się powstrzymać. Kilka kroków dalej poczułam jego ręce na swoich biodrach.
                - Daj spokój, nie chciałem żeby to tak zabrzmiało - przeprosił i spojrzał na mnie wzrokiem, który był tak przeszywający, że przez chwilę się zawahałam i nie wiedziałam co mam zrobić.
                - Nieważne... -  zrzuciłam jego dłonie z mojego ciała i odwróciwszy się na pięcie, zeszłam schodami na dół.

                Ros stała przy blacie i kończyła przygotowywać mrożoną kawę z lodami waniliowymi. Na zewnątrz było niesamowicie gorąco, więc był to jeden z napoi, które przywrócą człowieka do życia.
                - O jesteś już - zauważyła i schowała opakowanie lodów do zamrażarki. - Chodź, wypijemy na tarasie ok?
                - Jasne, czemu nie - uśmiechnęłam się i poszłam za nią.

                Usiadłyśmy na krzesłach przy niedużym stoliku. Przed nami lśniła błękitna woda w basenie, a rozłożony parasol chronił nas przed palącym słońcem. Trochę rozumiem te wszystkie dziewczyny, które tak bardzo chciały spotykać się z Bartrą. Wygoda, luksus, pieniądze- wszystko na wyciągnięcie ręki... Ale nie wiem czy byłabym w stanie zadowolić się tymi rzeczami, gdyby pakiet nie obejmował uczuć. O Marcu wiem w sumie tyle co nic, ale patrząc na to z boku, jego życie też nie jest takie kolorowe jakby się wydawało. Nigdy nie ma pewności, która dziewczyna chce z nim być dla niego, a która tylko dla pieniędzy. Tak samo ludzie, którzy chcą się z nim zaprzyjaźnić. Będąc piłkarzem, sławną osobą, ciężko jest komukolwiek zaufać. W każdym razie dużo ciężej niż będąc tak przeciętną osobą jak ja.

                 -Nad czym się tak zastanawiasz? - dopiero teraz zauważyłam, że dziewczyna przygląda się mi już jakiś czas, a mnie kompletnie pochłonęły własne myśli.
                 -Hm, nad niczym konkretnym - wzięłam szklankę ze stolika i upiłam łyk kawy. - Ciekawi mnie, jak to jest być kimś takim jak twój kuzyn. Wiesz... jak to jest być kimś o kim świat nie zapomni. Kibice jego klubu przez lata będą wspominać to, jak grał...  No i przede wszystkim jak to jest mieć wszystko na zawołanie - przy ostatnim zdaniu się zaśmiałam i znów zanurzyłam usta w napoju.
                - Taak, a w jego przypadku, zwłaszcza kobiety - zawtórowała mi Ros, ale po chwili spoważniała. - Sol, ja wiem co ty sobie o nim myślisz, ale on wcale nie jest taki, jak o nim piszą. To znaczy robi głupie rzeczy, ale wcale nie jest z nich dumny. Wydaje mi się, że ta cała popularność trochę go przybiła, a zwłaszcza to, że ludzie nie widzą już w nim Marc`a tylko sławnego piłkarza, grającego w najlepszym klubie na świecie. Ciężko jest przy każdej nowo poznanej osobie uważać na to, żeby nie powiedzieć za dużo...

                Tymi słowami dziewczyna potwierdziła moje własne przemyślenia. Co z tego, że pewnie sam nie wie ile ma kart kredytowych w portfelu, jeśli praktycznie nie ma życia prywatnego, nie mówiąc już o osobach, którym naprawdę ufa. Chyba trochę zbyt pochopnie go oceniłam... Może wcale nie jest taki zły?

                - Sol? - ponownie usłyszałam jej głos, a wyraz twarzy dziewczyny mówił mi, że wpadła na jakiś pomysł. Popatrzyłam na nią pytająco. - Masz tutaj strój kąpielowy?
                Po 15 minutach, obie przebrane w bikini, byłyśmy już w basenie. Jedyne czego żałuję, to że nie wpadłyśmy to wcześniej. W taką pogodę był to pomysł idealny. Mimo upału, woda była chłodna i pozwalała odetchnąć od kosmicznych temperatur.
                - Dziewczyno, czy ty w ogóle coś jesz? - zapytała patrząc na mnie krzywo, a ja wybuchłam głośnym śmiechem.
                - Jeszcze zobaczysz jak lodówka będzie pustoszeć w zawrotnym tempie. A najszybciej będą znikać produkty, które mają w sobie chociaż trochę czekolady - o tak. Cała prawda o mnie w dwóch zdaniach. To, że jestem szczupła to raczej zasługa mojej przemiany materii i tego, że czasami lubię pobiegać czy poćwiczyć, ale jedzenia to ja sobie nigdy nie odmawiam.
                - Zazdroszczę. Ja to pewnie już bym wyglądała jak szafa trzydrzwiowa - obie się roześmiałyśmy z jej słów. Mimo, że dopiero co się poznałyśmy, to strasznie ją polubiłam. 

                Przez kolejną godzinę rozmawiałyśmy trochę o tatuażach, a trochę o tym co sprawiło, że jesteśmy tu, gdzie właśnie jesteśmy. Opowiedziałam jej o swojej mamie i tacie, a ona nie ukrywała, że była ciekawa co zmusiło mnie do podjęcia takiej pracy. Ros pracuje u Marc`a głównie dlatego, że jej rodzice nigdy się nią nie przejmowali, dlatego wpadła w nieciekawe towarzystwo i zawaliła szkołę. Teraz trochę tego żałuje, ale nie ukrywa, że lubi swoją pracę, bo zawsze uwielbiała gotować. Ogólnie to doszłyśmy do wniosku, że nasze życiowe przygody w niektórych momentach są bardzo podobne. 

                Resztę czasu spędziłyśmy śmiejąc się i  opowiadając o różnych wspomnieniach z dzieciństwa. W końcu jednak stwierdziłyśmy, że musimy wrócić do obowiązków.  Wyszłyśmy z basenu śmiejąc się z tego, że kiedy Marc był mały powiedział, że zostanie księdzem, bo dziewczyny są "bleee". Hm, no to dość ciekawe, jak z wiekiem człowiekowi zmienia się spojrzenie na świat...  

                Właśnie wchodziłyśmy do domu, kiedy na naszej drodze stanął jakiś mężczyzna. Całkiem młody i całkiem przystojny, muszę dodać. Spojrzałam na Ros, i dostrzegłam jej zaróżowione policzki. Coś mi się wydaje, że ta dwójka się zna. I to dość dobrze, bo z kolei on nie mógł odwrócić wzroku od jej, bądź co bądź, prawie nagiego ciała. 

                - Sergi? A co... co ty tu robisz? - chwilową ciszę przerwał zdenerwowany głos dziewczyny. Chłopak, jakby wyrwany z transu, najpierw spojrzał na nią, a następnie skierował wzrok na mnie. - Ah, przepraszam. Sol, to jest Sergi Roberto, przyjaciel Marca z klubu, Sergi, poznaj Maresol, która teraz tu pracuje - przedstawiła nas, a my podaliśmy sobie ręce w towarzystwie cichego "hej".
                - Więc... co się stało? - Rosita ponowiła swoje pytanie, a piłkarz zrobił zrezygnowaną minę i głośno westchnął.
                - Przywiozłem Marc`a... Znowu zamiast przyjść na trening, poszedł się napić. Nie chce nic mówić, ale trener chyba już stracił cierpliwość - pokręcił głową, a na twarzy Ros malował się ogromny smutek.
                - Nie mam już do niego siły...  - pokręciła głową i wskazała na drzwi, abyśmy weszli do środka. - Gdzie on jest?- zapytała.
                - Na górze. Nie martw się, bo zdążyłem go zabrać zanim upił się do nieprzytomności. Podejrzewam, że wypił dwa, trzy piwa, ale mimo wszystko opuścił kolejny trening, a Enrique nie będzie tego tolerował.
                - Dziękuję Ci Sergi. Znowu... Nie wiem jak mogę się odwdzięczyć... -  Ros była wyraźnie wdzięczna chłopakowi, więc podejrzewam, że taka sytuacja nie zdarzyła się pierwszy raz.
                - Daj spokój, przecież to nie Twoja wina, ale... Może dałabyś się zaprosić na spacer? Niedaleko otworzyli nowy bar mleczny, a ja mam ochotę na zimnego shake`a. Co ty na to? - Bingo! Tak jak myślałam. Coś się między tą dwójką dzieje, a przy najbliższej okazji mam zamiar wypytać o to brunetkę.
                - Bardzo dziękuję za zaproszenie, ale chyba muszę zająć się Bartrą... Znając mojego kuzyna, za chwilę uderzy mu coś do głowy i znowu będą z nim kłopoty - pokręciła głową ze zrezygnowaniem, ale ja wpadłam na doskonały pomysł.
                - Spokojnie możesz iść, a ja go przypilnuję - uśmiechnęłam się szeroko, a gdy dziewczyna miała zamiar zaprotestować, przerwałam jej, mówiąc, że nie ma nic do gadania.
                - Skoro jesteś tego pewna, to okej... Lecę się przebrać - obdarzyła piłkarza szerokim uśmiechem, który on odwzajemnił i pobiegła do pokoju.

                Po 15 minutach wróciła ubrana w białe rurki sięgające do kostek i w miętową koszulę ze złotymi dodatkami. Teraz jestem pewna, że Roberto nie jest jej obojętny, bo nie stroiłaby się tak bez powodu. Uśmiechnęłam się pod nosem, widząc jak mężczyzna lustruje ją wzrokiem.
                - Jesteś pewna... - znowu zaczynała swoje, więc kolejny raz jej przerwałam.
                - Tak, tak. Jestem pewna, idźcie już - zaśmialiśmy się i po chwili zamykałam już za nimi drzwi.

                Odwróciłam się na pięcie i zobaczyłam Bartrę opierającego się o ścianę i lustrującego mnie wzrokiem. Fakt, że nadal byłam w stroju kąpielowym sprawił, że miałam ochotę zakryć się chociażby obrazem wiszącym po mojej prawej stronie. Na dodatek, on był w samych spodenkach, co akurat było całkiem fajne, bo zdążyłam już polubić jego sześciopak. 

                - Więc teraz będziesz jeszcze moją opiekunką, hm? - zapytał z lekkim grymasem i poszedł w stronę tarasu.
                - Skoro zachowujesz się jak dziecko, to chyba się nie dziwisz? - to, że nie powinnam tego mówić na głos, uświadomiłam sobie w momencie, gdy gwałtownie się zatrzymał i popatrzył na mnie z dziwnym błyskiem w oczach.

                 Zanim zdążyłam zarejestrować to, co się dzieje, Marc przerzucił mnie przez swoje ramie i skierował się do ogrodu. Piszczałam, krzyczałam, kopałam nogami i biłam pięściami w jego plecy, prosząc żeby mnie zostawił, ale on nie reagował. Zatrzymał się dopiero gdy dostrzegłam, że stoi przy basenie. Postawił mnie na nogi, ale nadal obejmował mocno w pasie, przyciskając moje plecy do swojego torsu.

                - Marc, nawet sobie nie żartuj. Puść mnie natychmiast! Piłeś, utopisz nas! - panikowałam i próbowałam na wszystkie sposoby wydostać się z jego stalowego uścisku. Jego jedyną reakcją na moje poczynania był śmiech.
                - Tylko troszkę... A poza tym, to dobrze wiesz, że dzieci nigdy nie robią tego, o co proszą je dorośli - po tych słowach czułam jak oboje spadamy i po chwili byłam już cała zanurzona pod wodą.

                Przez to, że nie zdążyłam nabrać powietrza przed upadkiem, teraz usiłowałam jak najszybciej wydostać się na powierzchnię. Machając rękami, wyczułam ramiona piłkarza, na których się wsparłam, a on, chwyciwszy mnie w pasie, pomógł mi utrzymać równowagę. Ciarki przeszły przez moje ciało, kiedy poczułam jego dotyk na mojej nagiej skórze.  Wzięłam gwałtowny oddech i przetarłam twarz dłońmi, a kiedy otworzyłam oczy, zobaczyłam roześmianą twarz Bartry. Mimo początkowej złości, teraz cała ta sytuacja wydała mi się całkiem zabawna, więc również parsknęłam śmiechem. Odsunęłam się trochę do tyłu i ochlapałam go wodą.

                - Jesteś nienormalny - zachichotałam i odwróciwszy się, szłam w stronę drabinki. 

                Zdążyłam zrobić zaledwie dwa kroki, kiedy poczułam jak ktoś ciągnie mnie za nogę, a ja kolejny raz wylądowałam pod wodą. Zabije go. Przysięgam. Wynurzyłam się i kiedy do moich uszu dotarł śmiech piłkarza, chęć mordu odeszła, ale mimo wszystko nie zamierzałam puścić mu tego płazem. Popatrzyłam na niego przymrużonymi oczami i zaczęłam chlapać wodą. Korzystając z tego, że odwrócił się do mnie tyłem, szybko podeszłam i wskoczywszy mu na plecy, zaczęłam go topić. Chciałam go jeszcze trochę potrzymać pod wodą, ale on jakimś cudem zdołał uszczypnąć mnie w pośladek. Pisnęłam zszokowana i zeskoczyłam z jego pleców, a on ponownie zaniósł się głośnym śmiechem. Podszedł do mnie szybko i chwyciwszy w pasie, przeniósł do brzegu tak, że opierałam się plecami o ścianę basenu. 

                - Powinieneś się leczyć, wiesz? - uśmiechnęłam się szeroko, choć sama nie wiedziałam dlaczego nagle zachowujemy się tak, jakbyśmy znali się od lat.
                - Ta, kiedyś już to słyszałem - poruszył brwiami i chwytając za mój nadgarstek, uniósł go do góry i zaczął przyglądać się widniejącemu tam tatuażowi - masz tego więcej? - zapytał i zaczął uważnie lustrować mnie wzrokiem. Trochę zbyt uważnie, bo poczułam się jakbym nagle stała przed nim zupełnie naga.
                - Nie. Mam tylko jeden, ale planuję zrobić kolejny - odpowiedziałam zgodnie z prawdą, co wyraźnie zaciekawiło Marc`a.
                - Jaki? I gdzie? - zapytał z łobuzerskim uśmiechem, a ja wywróciłam oczami.
                - Tam, gdzie nigdy nie będziesz mógł go zobaczyć - powiedziałam patrząc mu prosto w oczy, w których zagościł szok. O tak! 1:0 dla mnie. Wsparłam się na rękach i podskoczywszy do góry, usiadłam na panelach i wyszłam z basenu, zostawiając oniemiałego piłkarza samego.


Witam raz jeszcze :D
Rozdział trzeci, ale nie jestem z niego do końca zadowolona. Pisałam go już dawno, ale pamiętam, że miałam z nim największy problem. Nie tyle z końcówką, co z początkiem. Poprawiałam go kilka razy, nawet raz zaczynałam pisać od nowa, a co z tego wyszło oceńcie Wy :D
Jak już niektórzy wiedzą, pojawił się zwiastun do mojego opowiadania. Bardzo zachęcam do obejrzenia w poprzednim poście, albo w zakładce "Zwiastun" 
Tradycyjnie proszę również o KOMENTARZE i udział w ANKIECIE.
Włączona jest już możliwość komentowania z Anonima (fajnie, jabyście się wtedy podpisywały :*) oraz nie ma już weryfikacji obrazkowej kochane lenie :*

I trochę prywaty :D

Campeones, Campeones!
To, co wczoraj się u mnie działo... oh, jej. Emocje, nerwy, stres. Wszystko naraz. Ale najwięcej było we mnie wiary. Tata powiedział "Karolina, 10 lat temu Juve był dzisiejszą Barceloną, a Włosi są jak Niemcy- walczą do końca". ale ja i tak nie dopuszczałam do siebie myśli, że Barca może przegrać. Zawsze wierzę w moją drużynę i zawsze wierzę w najlepszych piłkarzy na świecie. 
Mecz był cudny, może poza trochę brzydką grą niektórych piłkarzy z Juventusu (Vidal, Pogba), ale ogólnie, obie drużyny pokazały, że zasłużyły na finał. 
No i tradycyjnie, muszę to powiedzieć... Kocham Neymara. Absolutnie, całkowicie, nieodwracalnie zakochałam się w tym człowieku <3


https://38.media.tumblr.com/2f06bb9c75613f60efd8113f0b7510cf/tumblr_mrxqtg3goB1spqi9vo1_250.gif

Złoty chłopak z tego naszego Bartry, prawda? I ten uśmiech!





Najwspanialsi *.*

PS. Kto jest na tyle inteligentny, że poszedł opalać się na największym słońcu i w dodatku posmarował się przyspieszaczem? Tak! To ja! Nie polecam...

To chyba tyle. Uszanowanko dziubaski i do następnego! :*