niedziela, 23 sierpnia 2015

Rozdział siódmy.

Widzę, że nie wszyscy są chętni do komentowania, więc proszę chociaż o udział w ankiecie po lewej stronie :)



                Delikatny wietrzyk, wpadający przez uchylone okno, musnął moją nogę, która nie była okryta kołdrą. Powoli przenosiłam się z krainy snów do rzeczywistości, przypominając sobie wydarzenia z wczorajszego wieczoru. Czując uśmiech wpływający na moją twarz, otworzyłam oczy i spojrzałam na drugą stronę łóżka, która niestety była pusta. Gdyby nie zapach męskich perfum, unoszący się w pokoju, pomyślałabym, że to wszystko było tylko wytworem mojej wyobraźni. Że Marc wcale wczoraj nie przyszedł, że mnie nie pocałował i, że nie został na noc.
                Mimo faktu, że obudziłam się sama, i tak uśmiechnęłam się na samo wspomnienie momentu, kiedy jego usta spoczywały na moich. Nie mam jakiegoś ogromnego doświadczenia w relacjach damsko-męskich, ale jestem pewna, że niełatwo byłoby znaleźć kogoś, kto całuje lepiej niż on. Każdy jego ruch był jednocześnie zdecydowany i delikatny, intensywny i opanowany. Czułam, jakby wszedł do mojej głowy i idealnie odczytywał każdo moje pragnienie. Temu facetowi doprawdy ciężko się oprzeć. Zwłaszcza kiedy przyjeżdża do Ciebie w środku nocy i zachowuje się tak opiekuńczo, jakby... Właśnie. Jakby co? Jakby był Twój? Jakby mu na Tobie zależało? Te pytania postanowiłam zostawić na później, gdyż burczenie w moim brzuchu stawało się coraz bardziej uciążliwe. Wydostałam się spod kołdry i wsunąwszy nogi w stojące obok łóżka papcie, zeszłam do kuchni. Otworzyłam lodówkę, myśląc, co mogłabym zjeść na śniadanie. Biorąc pod uwagę fakt, że ostatnimi czasy nikt tu nie mieszka, lodówka świeciła pustkami. Jedyne, co znalazłam to trochę szynki i ser żółty więc chcąc nie chcąc, musiałam zjeść zwykłe kanapki, które, jak zawsze, urozmaiciłam kubkiem kawy z mlekiem. Stawiając, przygotowany w kilka minut, posiłek na stole, zauważyłam karteczkę.
"Musiałem załatwić kilka spraw, nie chciałem Cię budzić.
Przyjadę koło 13 i zabiorę Cię na obiad.
M.
PS. Widziałem pustą lodówkę!"

                Czytając tych kilka prostych słów, uśmiechałam się do siebie jak głupia. Może to nic nie znaczyło, ale i tak milo było wiedzieć, że ktoś się o mnie martwi. Zwłaszcza taki przystojny ktoś, jakby nie patrzeć.  Hm, muszę przyznać, że Marc stanowił dla mnie zagadkę. To, co o nim można przeczytać w mediach, zupełnie nie pokrywa się z mężczyzną, którego dotychczas udało się poznać mi. Wydaje się być taki opiekuńczy, kochany i odpowiedzialny. Pomijając oczywiście jego pojedyncze wybryki. No... może nie takie pojedyncze.  Tak czy inaczej, wcale nie jest taki, na jakiego czasami próbuje się wykreować. Co więcej, czuję, że coraz bardziej mi się podoba.
                Po zjedzonym śniadaniu, poczułam nagły przypływ energii i chęć zrobienia czegoś, czego dawno już nie robiłam. Poszłam się szybko umyć i z uśmiechem na twarzy weszłam do pokoju i otworzyłam moją szafę. Z jej dna wygrzebałam krótkie, dresowe spodenki i sportowy top. Przebrałam się w to, włosy spięłam w kucyk i chwyciwszy telefon oraz słuchawki, postanowiłam, że pójdę biegać.
                Po 5 minutach truchtu dotarłam do parku, gdzie kiedyś lubiłam przesiadywać i rozkoszować się spokojem. W samym jego centrum jest tłoczno, ale im dalej, tym mniej ludzi można spotkać, co w tym momencie było dla mnie dużym plusem. Biegłam szybszym, ale równym tempem, wsłuchując się w słowa Seleny Gomez, której towarzyszył A$AP Rocky w piosence "Good For You".  Spokojnie wdychałam świeże powietrze i napawałam się pięknym widokiem zielonych koron drzew, które rozciągały się przede mną, tworząc swego rodzaju tunel. W mojej głowie nadal znajdował się Marc. Nie mogłam przestać się nad tym wszystkim zastanawiać. Jak bardzo nie chciałam robić sobie złudnych nadziei, tak przecież byłam tylko kobietą. A on niewiarygodnie przystojnym mężczyzną. Pocałunki, jego troska i opiekuńczość, takie gesty na mnie działały. Musiałam go rozgryźć, ale jednocześnie nie pokazywać jak wielki ma na mnie wpływ. Wiedziałam, że jeżeli zbyt szybko bym mu uległa, mógłby mnie wrzucić do jednego worka z jego byłymi. Z racji tego, że zaczynał mnie intrygować, nie mogłam sobie na to pozwolić.
                Myśli dotyczące Bartry tak mnie pochłonęły, że nawet nie wiem kiedy dotarłam do samego końca parku. Była to chyba najlepsza część tego miejsca, ponieważ ile razy tutaj przybiegałam, nigdy jeszcze na nikogo się nie natknęłam. Lubię samotność, ale nie lubię przebywać wtedy w czterech ścianach, dlatego przychodziłam tu. Przeszłam przez rząd niewysokich krzaków, wdzierając się w głąb masywnych drzew. Zdjęłam słuchawki z uszu i wyłączywszy muzykę na telefonie, wsłuchiwałam się w delikatny szum liści i dźwięczny śpiew ptaków. Usiadłam na ziemi, opierając się o pień. Dopiero po tym, jak wyprostowałam nogi, poczułam przyjemny ból, wynikający ze zmęczenia. Kilka razy głęboko zaczerpnęłam powietrza i popatrzyłam w górę, gdzie przez korony drzew przebijały się promienie słońca. Odchyliłam głowę do tyłu, tak, aby padały one prosto na moją twarz. Ciepło przyjemnie pieściło moją skórę, a mi automatycznie przypomniał się dotyk Marca. Poczułam mrowienie na ustach i uśmiechnęłam się sama do siebie. Boże, co ten mężczyzna ze mną zrobił? Praktycznie od samego rana, nie myślę o niczym innym, tylko o nim. Powoli przestaję się dziwić wszystkim tym dziewczynom, które gotowe są paść mu do stóp. Marc Bartra zdecydowanie ma w sobie "to coś", co działa na kobiety, niczym najwytrawniejszy afrodyzjak.
                Zerknęłam na telefon, aby sprawdzić godzinę i zaklęłam pod nosem, widząc, że jest parę minut przed 12. Szybko podniosłam się z ziemi i biegłam w stronę domu. Nie zawracałam sobie nawet głowy ponownym włączeniem play listy, chcąc jak najszybciej dotrzeć na miejsce. Muszę wziąć prysznic, doprowadzić włosy do porządku, zrobić makijaż i wybrać coś do ubrania. Jeszcze bardziej przyspieszyłam tempo i chwilę po 12 znalazłam się przed domem. Jakie było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam, że na schodach czeka już Marc.
                Siedział na stopniu i był tak zaabsorbowany swoim telefonem, że nawet mnie nie zauważył. Uśmiechnęłam się na ten widok, bo wyglądał jak mały chłopiec, który dopiero co dostał nową zabawkę.
                – Chcę wiedzieć, co tak intensywnie oglądasz w tym telefonie? – zapytałam ze śmiechem, odrywając go od aktualnego zajęcia. Piłkarz gwałtownie wstał i lustrował mnie wzrokiem. Widząc sposób, w jaki się na mnie patrzył, zorientowałam się, że przecież mam na sobie tylko krótki top i spodenki. Nagle poczułam się dziwnie odkryta i zapragnęłam, jak najszybciej znaleźć się w domu. Przeniosłam ciężar ciała na jedną nogę i odchrząknęłam, chcąc dać mu do zrozumienia, że jego zachowanie nieco mnie krępuje. Na jego twarzy pojawił się uśmiech, który jeszcze bardziej mnie speszył.
                – Nic, co równałoby się z aktualnym widokiem – włożył komórkę do tylnej kieszeni jeansów i skrzyżował ręce na klatce piersiowej. – Gdzie byłaś?
                – Biegałam w parku – odpowiedziałam i ruszyłam w stronę drzwi. Cokolwiek, byleby tylko uciec przed jego badawczym wzrokiem.
                – W tym?! – kilkoma krokami zrównał się ze mną, zagradzając mi drogę. Wyminęłam go wywracając oczami i podeszłam do doniczki, w której zawsze chowam klucze.
                – Tak. Masz z tym jakiś problem? – spojrzałam na niego i ręką pchnęłam drzwi, pokazując, aby wszedł do środka. On zaś, jak na dżentelmena przystało, kazał mi iść przodem. Od razu skierowałam się do kuchni.
                –Owszem, a ty nie? Przecież... przecież to nic nie zakrywa! – wyrzucił z siebie, a ja przyglądałam mu się z rozbawieniem. Sięgnęłam do szafki, w której znajdowały się szklanki i równocześnie poprosiłam Marca, żeby podał mi wodę z lodówki.
                – Daj spokój, przecież nie jestem naga – wzięłam od niego butelkę i uśmiechnęłam się wyzywająco.
                Wlałam wodę do szklanki i przechyliłam, wypijając niemal całą naraz. Poczułam, jak malutki strumień wody wylewa się z kącika ust i spływa po szyi, wprost między piersi. Popatrzyłam na Bartrę, który ciężko przełknął ślinę, a jego oczy momentalnie pociemniały. Nonszalancko przejechałam dłonią po brodzie, chcąc odwrócić jego uwagę od miejsca, w którym zniknęła ostatnia kropla wody, ale chyba nie bardzo mi to wyszło.
                – Sol, do cholery, robisz to specjalnie – zaśmiał się, nerwowo przestępując z nogi na nogę.
                – Nie! Przysięgam, że nie! – zawtórowałam mu, unosząc ręce w górę. Naprawdę, to... To jakoś samo się tak przy nim dzieje! Nie chciałam, żeby tak to wyglądało, ale sądząc po wzroku piłkarza, ani trochę mi nie wierzył.
                Wzruszyłam ramionami i włożyłam szklankę do zlewu. – Jeżeli chcesz coś do picia, to czuj sie jak u siebie – mówiłam wycierając ręce w ściereczkę. – Ja idę na górę, bo muszę... – nie było mi dane dokończyć, ponieważ nagle poczułam szarpnięcie, a zaraz potem moje usta zetknęły się z wargami Marca. Po chwili odrętwienia, odzyskałam świadomość i zarzuciłam mu ręce na szyję, przyciągając go bliżej siebie. Poczułam, jak jego dłonie wędrują po moich nagich plecach i zatrzymują się na pośladkach. Piłkarz delikatnie wbił palce w moją skórę, na co zareagowałam głośnym westchnięciem. Przejechał językiem po mojej dolnej wardze, prosząc o dostęp, który momentalnie uzyskał. Marc zamruczał z uznaniem i, kolejny raz ściskając moje pośladki, zjechał pocałunkami na szczękę, a następnie na szyję.
                – Marc... m-muszę się wykąpać – westchnęłam z przyjemności, jaką sprawiały mi jego pocałunki. Nie żebym chciała to przerwać, ale prysznic był mi naprawdę potrzebny.
                – Mogę ci pomóc – odparł z zadowoleniem, nadal nie przestając pieścić mojej skóry na szyi.
                Wplątałam palce w jego kruczoczarne włosy i odciągnąwszy go do tyłu, dłonią ścisnęłam jego szczękę. –Muszę. Wziąć. Prysznic – powiedziałam patrząc, jak jego usta wykrzywiają się w łobuzerskim uśmieszku. Dobrze wiedziałam, co chodzi mu po głowie. – Sama – dodałam przeciągając samogłoski, a on zrobił minę smutnego pieska. Okej, to było urocze!
                Już widziałam, jak jego twarz znów zbliża się do mojej, kiedy przerwał nam dźwięk telefonu. Zerknęłam na wyświetlacz swojej komórki, na którym pojawił się numer doktora Madrigala. Momentalnie cała się spięłam i wyswobodziwszy się z objęć Bartry, odebrałam połączenie.
                – Słucham? – zaczęłam drżącym głosem. Przez głowę przeszło mi milion możliwych powodów, dla których pan James dzwoni. Oczywiście tych najgorszych. Po chwili uspokoił mnie jednak, że nic złego się nie stało, ale poprosił, abym jeszcze dziś pojawiła się w szpitalu, gdyż ma dla mnie wiadomość, a nie jest to rozmowa na telefon. – Dobrze, w takim razie będę najszybciej jak to możliwe. Dowidzenia – zakończyłam rozmowę i odetchnęłam z ulgą, że mojemu tacie nic nie jest.
                  Coś się stało? – z amoku wyrwał mnie głos Hiszpana. Podszedł bliżej i położył dłonie na moich ramionach, uginając lekko kolana, aby nasze oczy znalazły się na tym samym poziomie.
                – Nie, nie. To znaczy chyba nie... Po prostu muszę dziś pojechać do szpitala, więc z naszego wyjścia chyba nici – wytłumaczyłam, nie kryjąc smutku z tego powodu.
                – Dlaczego nici? Idź wziąć prysznic, pojedziemy do szpitala, a później na obiad – obdarzył mnie swoim zabójczym uśmiechem i popchnął w stronę wyjścia z kuchni, na koniec uderzając dłonią w mój pośladek. Odwróciłam się w jego stronę, patrząc na niego wzrokiem, który miał być groźny, ale nie zdołałam powstrzymać uśmiechu, który wszystko popsuł.
                – Bartra, ty przerośnięty dzieciaku! – pokręciłam głową i zanim zniknęłam za ścianą, zobaczyłam jak unosi w górę dłonie, robiąc niewinną minę.
                Trzydzieści minut później byłam już umyta i właśnie skończyłam suszyć włosy. Postanowiłam nie nakładać makijażu, jedynie pomalowałam rzęsy tuszem i narysowałam kreski na powiekach. Wyjęłam z szafy szarą, dresową sukienkę bez rękawków. Była dopasowana u góry, a od pasa w dół rozkloszowana. Na plecach było wycięcie, biegnące do końca kręgosłupa, a materiał łączyły dwa krzyżujące się na łopatkach paski. Na nadgarstku zapięłam biały zegarek i kilka złotych bransoletek, a telefon oraz portfel wzięłam do ręki i zbiegłam na dół, gdzie przed telewizorem czekał Marc.
                – Ubiorę tylko buty i możemy jechać! – krzyknęłam, przechodząc do szafy, z której wyjęłam białe Conversy. Usiadłam na stopniu, aby je założyć, kiedy zauważyłam, że Marc stoi opary o futrynę i dokładnie się mi przygląda. – Co? Coś nie tak?
                – Nie, dlaczego? – wzruszył ramionami. – Po prostu jak coś mi się podoba, to lubię na to patrzeć – lekkość, z jaką to powiedział, sprawiła, że w moim ciele rozlała się fala ciepła. Spuściłam głowę na dół i uśmiechnęłam się pod nosem, kończąc sznurować buty.
                – Gotowa?
                – Tak jest! – zasalutowałam, na co Marc się roześmiał. Kolejny raz poczułam przyjemne łaskotanie w brzuchu na ten dźwięk. Lubiłam to, że przy mnie tak swobodnie się zachowuje, napawało mnie to dziwną satysfakcją.
                Wyszliśmy z domu i skierowaliśmy się w stronę samochodu, którego wcześniej nie dostrzegłam. Parę metrów przed moim domem stało piękne Audi R8 w kolorze czarnym. Otworzyłam oczy szerzej z wrażenia, bo pojazd doprawdy prezentował się niesamowicie.
                – Myślałam, że rozbiłeś swój samochód – spojrzałam na niego, przypominając sobie ostatnie wydarzenia.
                – Jeden tak – odparł nonszalancko, jakby posiadanie kilku samochodów było najnormalniejszą rzeczą na świecie. W dodatku TAKICH samochodów.
                Postanowiłam nie dociekać, ile dokładnie ich ma. Marc otworzył drzwi pasażera i gestem pokazał, abym wsiadła do środka. Zajęłam miejsce na wygodnym, skórzanym siedzeniu. Wszystko w środku było takie... ekskluzywne, że aż bałam się czegokolwiek dotknąć, aby nic nie uszkodzić. Wiadomo – mężczyźni i ich samochody. Po chwili Marc pojawił się obok i włożywszy kluczyki do stacyjki, uruchomił pojazd. Wokół rozszedł się przyjemny warkot silnika, a piłkarz popatrzył na mnie z błyskiem w oku. Wiedziałam, że widzi to, jakie wrażenie na mnie zrobił, ale nawet nie próbowałam tego ukrywać. Jego to najwidoczniej cieszyło, a ten samochód naprawdę był niesamowity. Bartra zabawnie poruszył brwiami, a ja uderzyłam go w ramię.
                – Jedź już – nakazałam, i po chwili wjechaliśmy na drogę.
                Patrzyłam, jak Marc zwinnie manewruje kierownicą i skupia się na jeździe. Muszę przyznać, że wyglądał cholernie dobrze, siedząc za kółkiem. Lewą ręką kontrolował samochód, a prawą zmieniał biegi i – a niech mnie – nigdy nie sądziłam, że ta czynność może być tak seksowna. Emanowała od niego taka męskość i pewność siebie. Każdy ruch był zdecydowany, ale jednocześnie subtelny i opanowany. Skierowałam swój wzrok na jego twarz i zobaczyłam, jak przejeżdża końcem języka po dolnej wardze, a następnie uśmiecha się krzywo.
                – Zrób zdjęcie, będzie na dłużej – mocny rumieniec momentalnie wypłynął na moje policzki. Nie tylko dlatego, że zauważył, że się mu przyglądam, ale przez to, że nie był to jedyny raz, kiedy mnie na tym przyłapał. Tymi samymi słowami przywitał mnie, gdy po raz pierwszy przyszłam do jego domu, a on stał przede mną w samych spodenkach. Odwróciłam głowę w drugą stronę, próbując ukryć się za kurtyną włosów. Marc zaśmiał się cicho, ale na szczęście nic więcej na ten temat już nie powiedział.
                – Możesz włączyć radio, jeżeli chcesz – rzucił, a ja, ciesząc się z wyjścia z niezręcznej sytuacji, sięgnęłam ręką w stronę odtwarzacza i... na chwilę zastygłam w bezruchu.
                – Czy ty sobie ze mnie kpisz, piłkarzyku? – zatrzepotałam rzęsami, cofając dłoń od panelu, na którym znajdowało się chyba tysiąc przycisków. Marc spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. – Skąd mam wiedzieć, który to guzik? – Po wnętrzu samochodu znów rozszedł się śmiech Bartry, który tym razem już mnie tak nie cieszył. – Fajnie, że cię to bawi – skrzyżowałam ręce na piersiach i wbiłam wzrok w jezdnię, akcentując swoje niezadowolenie.
                – Oh już się nie obrażaj. Tym przyciskiem włączasz radio, a tutaj możesz zmieniać stacje, albo wybrać piosenki z play listy – wytłumaczył i ponownie skupił się na drodze. – A za tego piłkarzyka, to spotka cię kara – dodał, rzucając mi groźne spojrzenie. Nie zwracając na niego uwagi, zaczęłam przeglądać tytuły utworów na niewielkim ekranie.
                – O ja! Maroon 5! – krzyknęłam z entuzjazmem, kiedy zobaczyłam piosenkę pt. "She will be loved". Kliknęłam "play" i reszta drogi minęła nam w towarzystwie seksownego głosu pana Levine.
***
                – Dzień dobry – zapukałam i weszłam do gabinetu doktora Madrigala, który jak zwykle siedział skupiony za swoim biurkiem.
                – Witam cię, Maresol. Proszę, usiądź – dłonią wskazał krzesło, stojące przed nim. – Przepraszam, że tak nagle cię ściągnąłem, ale dopiero dzisiaj rano dostaliśmy informację.
                – Jaką informację? – zmarszczyłam brwi i potrząsnęłam głową.
                – Pojutrze , pani tata zostanie przewieziony do sanatorium – na twarzy mężczyzny pojawił się delikatny uśmiech. Nie do końca jeszcze rozumiałam, jak to wszystko się stało, ale czułam, jak łzy napływają mi do oczu. Oczywiście, ze szczęścia.
                – O Boże, tak się cieszę – westchnęłam, kiedy już trochę uspokoiłam emocje. – Skąd ta nagła zmiana? W tym sanatorium zwolniło się miejsce? – dostrzegłam, jak po moich słowach, doktor Madrigal lekko się zmieszał.
                – Nie... To znaczy, znaleźliśmy miejsce w innym sanatorium – tłumaczył, po czym rzucił mi nerwowy uśmiech. Widząc jego dziwne zachowanie, jeszcze bardziej nic nie rozumiałam.
                – Jak to w innym? Przecież mówił pan...
                – Tak, wiem, co mówiłem – przerwał mi. – Udało nam się jednak załatwić miejsce w "Marvellous".
                – Gdzie?! – omal nie zakrztusiłam się własną śliną. To było jedno z najbardziej prestiżowych i najdroższych sanatoriów w całej Hiszpanii. – Panie doktorze, mnie nie stać na opłacenie pobytu mojego taty w tym miejscu. Jak w ogóle udało wam się zorganizować tam miejsce? W dodatku tak szybko.
                – Proszę się nie martwić, mamy swoje sposoby. Kwestia pieniędzy również jest już załatwiona – coś w zachowaniu mężczyzny wskazywało na to, że nie mówił mi wszystkiego. O ile mogłam zrozumieć, że jakimś cudem, w najlepszym sanatorium, znalazło się miejsce dla mojego taty, o tyle nie byłam w stanie pojąć tego, że nie muszę za to płacić.
                – Maresol posłuchaj. Nie masz się czym martwić. Znalazła się osoba, która chciała pomóc, a wiem, że ty robisz dla swojego taty wszystko, co w twojej mocy. To dlatego postanowiłem ułatwić sprawę właśnie tobie. Zasługujesz na to – wyjaśnił, a jego słowa dały mi dużo do myślenia. "Osoba, która chciała pomóc"... Dziwnym trafem, zanim powiedziałam o wszystkim Marcowi, nic nie dało się załatwić. Nagle jednak pojawia się ktoś, kto pomaga właśnie mojemu tacie. W dodatku, to jego zniknięcie z samego rana i karteczka, że musi coś załatwić.
                – Dziękuję panu bardzo – westchnęłam, choć wiedziałam, że to nie jemu należą się te słowa. – Pójdę jeszcze odwiedzić tatę, a jutro przyjadę z resztą jego rzeczy, które z pewnością się przydadzą.
                – Nie musisz mi dziękować – lekarz uśmiechnął się ciepło. – Niestety jednak, dzisiaj już nie dasz rady zobaczyć się z tatą. Przed przeniesieniem go do sanatorium, musi przejść kolejne badania, więc od rana zajmują się nim lekarze.
                – Oh, rozumiem – zasmuciłam się trochę, bo bardzo chciałam go przytulić i powiedzieć, że teraz będzie wszystko dobrze. – W takim razie ja już pójdę, do zobaczenia.
                Wyszłam z gabinetu pana Jamesa i myślałam o tym, że to wszystko jest prawdopodobnie zasługą piłkarza. Byłam mu wdzięczna, bo tata jest dla mnie najważniejszy i zrobiłabym dla niego wszystko, ale z drugiej strony... Czułam się, jakbym przyjmowała od niego jakąś ponadprogramową zapłatę. Praca u niego to jedno, ale to. To za dużo. Dobrze wiem, ile kosztuje tygodniowy pobyt w "Marvellous", a mój tata ma być tam przez miesiąc. Wyszłam w końcu ze szpitala i skierowałam się na parking. Marc stał oparty o bok swojego samochodu i, jak zwykle, przeglądał coś w telefonie. Podeszłam bliżej i stanęłam naprzeciwko niego, krzyżując ręce na piersiach.
                – Co? – zapytał z uśmiechem, ale ja ani drgnęłam. Nadal stałam w tej samej pozycji, zachowując powagę, chociaż miałam ochotę się na niego rzucić. Marc opuścił głowę i chowając telefon do kieszeni, popatrzył na mnie z rezygnacją w oczach. – Powiedział Ci?
                – Nie. Domyśliłam się, a ty właśnie to potwierdziłeś – opuściłam ręce wzdłuż ciała. Kompletnie nie wiedziałam, jak na to zareagować. Byłam mu niesamowicie wdzięczna, ale jednocześnie czułam, że nie powinnam na to pozwolić. – Marc ja... Przecież to kosztuje tyle pieniędzy... Nie wiem czy będę w stanie kiedykolwiek ci je oddać.
                –Zaraz, zaraz. Sol, kto tu mówił o jakichkolwiek pieniądzach? – podszedł bliżej i położył dłonie na moich ramionach. Już miałam mu powiedzieć, żeby sobie ze mnie nie żartował, ale nie pozwolił mi dojść do słowa. – Dla piłkarza FC Barcelony, załatwienie czegoś takiego to jest nic i uwierz mi, że nie kosztowało mnie to ani grosza. Obiecałem, że, razem z chłopakami, przyjedziemy tam i pozwolimy sobie zrobić kilka zdjęć, w celu reklamy. Ośrodek na pewno na tym nie straci, a jeszcze zarobi. – Jego słowa sprawiły, że nie czułam się już tak źle z tym, że przyjmuję od niego taką pomoc. Uśmiechnęłam się z ulgą i przytuliłam do niego, obejmując go w pasie.
                – Dziękuję – wyszeptałam w jego klatkę piersiową, jednak byłam pewna, że to usłyszał. Uniosłam głowę i odsunąwszy się o krok, spojrzałam w jego oczy. – Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy.
                – Dla ciebie wszystko, księżniczko – mrugnął do mnie okiem i posłał, ten jedyny w swoim rodzaju, chłopięcy uśmiech. Na te słowa zakręciło mi się w głowie, a ciało ogarnęło przyjemne ciepło. Zanim jednak zdążyłam zemdleć, Bartra otworzył drzwi pasażera i zaprosił mnie do środka.



Rekordowa długość rozdziału ! 7 stron w Wordzie :D Pierwotnie, w tym rozdziale miało dziać się więcej, ale wtedy byłby już za długi, a nie chcę Was zamęczyć.
Pomysł ze spoilerami chyba się Wam nie spodobał, więc nie będę ich dodawać :) 
Co do komentarzy... Chciałabym dożyć czasów, kiedy nie będę musiała pisać pod każdym rozdziałem "komentujcie", ale narazie jeszcze nie mam wyboru.
Dlatego bardzo, bardzo proszę o komentarze. W porównaniu z siedmioma stronami, dla Was napisanie kilku słów w komentarzu, to jest nic, a dla mnie znaczy to bardzo dużo :*




 

Ten uśmiech, ten Bartra *.* 

KOMENTUJCIE ! 
xx

#MuzycznyTag

Witam! To jeszcze nie rozdział, za co przepraszam, ale obiecuję, że już niedługo będzie! 
Otrzymałam nominację od ALICE MCDALVIS, do zabawy polegającej na dopasowaniu tytułu piosenki, do każdej litery, znajdującej się w nazwie bloga. Szczegółowe zasady wypisane są na obrazku poniżej.


Osobiście BARDZO JEJ DZIĘKUJĘ, i z góry przepraszam tych, których nominuję ja :D Więc zaczynamy zabawę, a przy okazji mam nadzieję, że spodobają Wam się moje wybory :)

Let It Go - Demi Lovato


 W zeszłym roku, w wakacje, przez prawie dwa miesiące byłam w Szkocji, gdzie mieszkają moje dwie kuzynki. Jedna ma 7 lat, druga 9 i właśnie one namówiły mnie, żebym obejrzała z nimi bajkę "Frozen". Nie sądziłam, że mając 18 lat, jakaś bajka może tak bardzo mi się spodobać. Serio, oglądałam ją już kilka razy. Piosenka "Let It Go" pochodzi właśnie stamtąd i, kiedy przypomnę sobie, ile razy śpiewały mi ją dziewczynki, to aż uśmiecham się sama do siebie.

One and only - Adele


Adele... Co tu dużo pisać. Kocham jej głos, taka żyleta, aż ciarki przechodzą człowieka. 

Veni Vidi Vici - Pih


Ten gatunek muzyczny, towarzyszył mi przez większą część mojego życia. Kiedyś byłam na bieżąco ze wszystkim, co działo się w polskim rapie, teraz już niestety czasu na to brak. Powiem tylko, że byłam na koncercie Piha i... ten facet jest tak pozytywnym i sympatycznym człowiekiem, że nie da się przy nim nie uśmiechnąć. I dostałam od niego autograf "Pih dla Karolinki"! Byłam w niebie. 

Everyday - A$AP Rocky


Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że ten pan znaleźć się tutaj musiał. Jakieś trzy lata temu zaraziła mnie nim moja koleżanka z liceum i to najprzyjemniejsza choroba. A$AP, kocham cię!

Między mną a Tobą - Sulin


Słowa, głos, muzyka... Kiedy usłyszałam ten kawałek pierwszy raz, nie mogłam przestać wciskać "replay".

Elastic Heart - Sia


Gruba skóra i elastyczne serce, to chyba całkiem dobry przepis na życie :)

Lose Yourself - Eminem


Pan Król, pan Geniusz. Mam taki sentyment do tej piosenki... Chyba nigdy mi się nie znudzi :D

I put a spell on You - Bonnie Tyler


Piosenka z początku filmu "50 twarzy Greya", ale ta wersja, ten głos... Miazga.




Kochana Polsko - O.S.T.R


Powrót do gimnazjim, do mojego idola. Nie wiem jak on to robi, ale każdo zdanie w jego kawałkach, jest tak trafne i tak odzwierciedla wszystkie realia, że po prostu chapeu bas, panie Ostry :D

El Perdon - Enrique Iglesias & Nicky Jam


Cesc Fabregas na Snapchacie nagrał kiedyś filmik, jak jedzie samochodem, a w tle słychać właśnie tą piosenkę. Nie pytajcie jak ją znlazłam i ile szukałam... Wiedzcie, że trochę mi to zajęło :D

Young and Beautiful - Lana Del Rey


Will you still love me when I'm no longer young and beautiful? 

One Life - KASE and WRETHOV


Dawno już nie słuchałam tej piosenki, ale pamiętam, że kiedyś odtwarzałam ją na okrągło. Ma w sobie takiego kopa :D

Unfaithful - Rihanna


Jak widzicie, lubię wracać do starszych piosenek. Zwłaszcza takich, które kiedyś uwielbiałam. No i przepiękna Riri, która nie ważne w co jest ubrana, zawsze jest cudowna. Moim skromnym zdaniem. Zazdroszczę jej! :D

Do kołyski - Dżem


Tutaj chyba nie muszę pisać żadnego komentarza :)

Ona tańczy dla mnie - Weekend


Na koniec pozytywny akcent xd Tak serio, to nie wiedziałam, co tutaj dać, więc łapcie dobre (?), polskie disco polo:D



Teraz czas na moje nominacje :D Czuję, że mnie zabijecie, ale to nie moja wina, że wymyślacie takie długie nazwy :p


POWODZENIA! :D



środa, 19 sierpnia 2015

Spoiler

No pięknie, pięknie! Jak się Wam obieca coś w zamian, to komentarze się w momencie znajdą! :D Ale okej, obiecałam mały spoiler, więc go dodaje. Jeżeli pomysł się Wam spodoba, to możemy się umówić, że przed każdym rozdziałem będę dodawać takie króciutkie fragmenty, żeby Wam się lepiej oczekiwało na całość, okej? :D

 [...]

                Wzruszyłam ramionami i włożyłam szklankę do zlewu. – Jeżeli chcesz coś do picia, to czuj sie jak u siebie – mówiłam wycierając ręce w ściereczkę. – Ja idę na górę, bo muszę... – nie było mi dane dokończyć, ponieważ nagle poczułam szarpnięcie, a zaraz potem moje usta zetknęły się z wargami Marca. Po chwili odrętwienia, odzyskałam świadomość i zarzuciłam mu ręce na szyję, przyciągając go bliżej siebie. Poczułam, jak jego dłonie wędrują po moich nagich plecach i zatrzymują się na pośladkach. Piłkarz delikatnie wbił palce w moją skórę, na co zareagowałam głośnym westchnięciem. Przejechał językiem po mojej dolnej wardze, prosząc o dostęp, który momentalnie uzyskał. Marc zamruczał z uznaniem i, kolejny raz ściskając moje pośladki, zjechał pocałunkami na szczękę, a następnie na szyję.
                – Marc... m-muszę się wykąpać – westchnęłam z przyjemności, jaką sprawiały mi jego pocałunki. Nie żebym chciała to przerwać, ale prysznic był mi naprawdę potrzebny.
                – Mogę ci pomóc – odparł z zadowoleniem, nadal nie przestając pieścić mojej skóry na szyi.
                Wplątałam palce w jego kruczoczarne włosy i odciągnąwszy go do tyłu, dłonią ścisnęłam jego szczękę. –Muszę. Wziąć. Prysznic – powiedziałam patrząc, jak jego usta wykrzywiają się w łobuzerskim uśmieszku. Dobrze wiedziałam, co chodzi mu po głowie. – Sama – dodałam przeciągając samogłoski, a on zrobił minę smutnego pieska. Okej, to było urocze!
                Już widziałam, jak jego twarz znów zbliża się do mojej, kiedy przerwał nam dźwięk telefonu. Zerknęłam na wyświetlacz swojej komórki, na którym pojawił się numer doktora Madrigala. Momentalnie cała się spięłam i wyswobodziwszy się z objęć Bartry, odebrałam połączenie.

 [...]


 http://33.media.tumblr.com/3dc4d9d8c74d4f65738d0472388cc9cd/tumblr_npqoj7hHRK1s2io5ho1_500.gif