poniedziałek, 25 maja 2015

Rozdział drugi.

Serdecznie proszę o udział w ankiecie :)
+włączona możliwość komentowania z anonima (nie wiem dlaczego była wyłączona...) 
weryfikacja obrazkowa też już została wyłączona... (co ten blogger?! -.-)


                Siedziałam w kuchni przy niewielkim stoliku, beznamiętnie wpatrując się w ciemno-brązową ciecz, która znajdowała się w moim kubku i miała postawić mnie na nogi, ale trochę średnio jej to wychodzi... Czuję jak moje oczy same się zamykają, co spowodowane jest kolejną nieprzespaną nocą. Cały czas przewracałam się z boku na bok, próbując odgonić wszystkie dręczące mnie myśli. W mojej głowie co chwilę pojawiały się wspomnienia mojej mamy, mój tata leżący w szpitalu i dodatkowo fakt, że muszę przeprowadzić się do obcego mężczyzny, który jest piłkarzem najlepszego klubu na świecie i bynajmniej nie ma dobrej opinii wśród ludzi, potęgował moją bezsenność. 

                Kiedy o godzinie 8:00 usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości, moje serce zaczęło bić dwa razy szybciej. Odblokowałam telefon i zobaczyłam, że nadawcą jest pan Bartra. Tak jak się umawialiśmy- wysłał dokładną godzinę i adres gdzie mamy się spotkać. Podejrzewam, że będzie to  dom, w którym od dziś spędzać będę większość swojego czasu. Na miejscu miałam być o 16, więc spokojnie zdążę spakować najpotrzebniejsze rzeczy i jeszcze odwiedzić tatę. Wczoraj tylko do niego zadzwoniłam i miałam z tego powodu strasznie wyrzuty sumienia. 

                Nie marnując czasu, dopiłam już praktycznie zimną kawę i poszłam na górę. Najpierw wstąpiłam do sypialni taty, aby zdjąć z szafy niewielką walizkę, do której włożę ubrania i kosmetyki. Wzięłam ją do pokoju i otworzywszy, zobaczyłam, że w środku znajduje się kartonowe pudełko. Z ciekawości zajrzałam do niego i momentalnie tego pożałowałam. Kiedy podniosłam pokrywkę, moim oczom ukazały się nasze rodzinne zdjęcia. Ja, tata i mama- szczęśliwi jak nigdy. Usiadłam po turecku i dokładnie przeglądałam jedno po drugim, czując jak po policzkach ciekną mi łzy. Od śmierci mamy starałam się o tym nie myśleć, chociaż nie wychodziło mi to zbyt dobrze. Jednak kiedy zobaczyłam te fotografie, wszystko we mnie pękło. Te wspomnienia, cudowne chwile uderzyły we mnie z siłą czołgu i rozbiły na milion drobnych kawałeczków. Już nawet nie starałam się kontrolować łez, które coraz to większymi strumieniami spływały z mojej twarzy. Głośno zanosiłam się płaczem, wiedząc, że i tak nikt mnie nie usłyszy ponieważ jedyna osoba, która mi pozostała jest właśnie w szpitalu. Nawet nie widziałam co znajduje się na kolejnych zdjęciach, bo słona ciecz zamazywała mi cały obraz. Tak bardzo chciałam cofnąć czas, mieć znowu obojga rodziców przy sobie. To wszystko spadło na mnie za szybko. Jeszcze do niedawna byłam nieodpowiedzialną nastolatką, która buntując się przeciwko rodzicom, robiła sobie tatuaże czy kolczyki w różnych miejscach, a teraz nagle mam wydorośleć? Jeżeli to wszystko jest pomysłem Boga, to ma niezłe poczucie humoru. Oparłam się plecami o łóżko i podciągnęłam kolana pod samą brodę. Nie znosiłam tych momentów, kiedy czułam się tak cholernie samotna i niepotrzebna. Miałam jakieś ciotki, wujków i kuzynostwo, ale kiedy mój tata trafił do szpitala, a ja poprosiłam ich o pomoc, wszyscy się odwrócili twierdząc, że oni również potrzebują pieniędzy. Gówno prawda. Rodzina od strony taty praktycznie śpi na kasie, ale po co się dzielić, skoro można mieć wszystko dla siebie, czyż nie? W jednej chwili cały mój żal przerodził się w niesamowitą złość. Jak można być tak nieczułym na ludzką krzywdę? Jak człowiek, może być tak obojętny na los własnego brata? Nigdy tego nie zrozumiem. Dopóki mieliśmy pieniądze, wszystko było w porządku, ale kiedy mama odeszła, a tata stracił pracę, nagle staliśmy się dla nich obcymi ludźmi. Człowiek kocha patrzeć na czyjś upadek, ale ja nie dam im tej satysfakcji. Pokaże im, że jeżeli mi na czymś zależy, to osiągnę to. Nawet jeżeli miałabym zapłacić za to najwyższą cenę.

                Dłońmi otarłam łzy i włożyłam wszystkie zdjęcia z powrotem do pudełka, po czym odniosłam je i schowałam na samym dnie szafy. Czy chciałam zapomnieć? Nie. Po prostu wolałam w najbliższym czasie nie natrafić na nie ponownie, bo skończyło by się to tak jak przed chwilą. Weszłam do łazienki i opłukałam twarz zimną wodą, aby nieco zmyć ślady płaczu. Opuchlizna z oczu zapewne tak szybko nie zejdzie, ale może zanim pojadę na spotkanie, stanie się trochę mniej widoczna. Pozbierałam z półki i szafek wszystkie swoje najpotrzebniejsze kosmetyki i włożyłam je do saszetki, którą włożyłam do walizki. Następnie spakowałam do niej trochę bluzek, spodenek i innych ubrań oraz rzeczy, które z pewnością będą przydatne.  

***
                Zaraz po wizycie w szpitalu, wzięłam walizkę i poszłam na przystanek taxi. Bardzo się cieszyłam, że odwiedziłam tatę, ponieważ byłam teraz spokojniejsza. Lekarz powiedział, że jest coraz lepiej, a pobyt w sanatorium i utrzymywanie odpowiedniej diety pomoże w uniknięciu kolejnego zawału. Niemniej jednak, nadal będą potrzebne pieniądze na leczenie, więc chcąc nie chcąc, pracę muszę mieć.

                 Im bliżej miejsca, gdzie miałam wysiąść, tym bardziej miękły mi kolana. Tu już nie chodzi o mieszkanie u obcej osoby, ale cholera dlaczego tą "osobą" ma być akurat Marc Bartra ? Poczytałam sobie co nieco o nim i nie sądzę żeby nasza współpraca była owocna. Z tego co piszą, wynika że piłkarz jest niezłym kobieciarzem i imprezowiczem. Podobno na boisku był niezastąpiony, dopóki pieniądze i sława nie uderzyły mu do głowy. Zamiast treningów wybierał pub`y i dyskoteki, co przyczyniło się do obniżenia jego formy i wyleciał z podstawowego składu. Gdyby nie to, że tak bardzo potrzebowałam pieniędzy, zrezygnowałabym z tej oferty. Zwłaszcza po tym, jak przeczytałam, że każdy, kto podejmuje pracę w jego domu, rezygnuje z niej szybciej niż ją w ogóle znalazł. Taaa, nie brzmi to wszystko zbyt optymistycznie... 

                Z chwilą, gdy do moich uszu dotarł głos kierowcy, oznajmiający, że jesteśmy na miejscu, moje mięśnie niespodziewanie się spięły. Przełknęłam gulę, która utworzyła mi się w gardle i chwyciwszy za klamkę, wysiadłam z pojazdu. Ręce zaczęły mi się pocić, serce zaczęło bić dwa razy szybciej, a oddech przybrał nienaturalne tempo. Rozważałam opcję ucieczki, ale wtedy zobaczyłam jak w moją stronę idzie pan Bartra z żoną.

                - Dzień dobry - uśmiechnęłam się nieznacznie i nerwowo zaczęłam wykręcać palce w rękach. Byłam pewna, że mój głos brzmiał bardzo nienaturalnie, ale nic nie mogłam na to poradzić. Cieszyłam się, że przez ten cały stres, jestem w stanie cokolwiek z siebie wykrztusić.
                - Dzień dobry. Baliśmy się, że się pani rozmyśliła - sądzę, że byli przygotowani na taką ewentualność, gdyż ulga w oczach pana Fabio, była wyraźnie zauważalna. Taksówkarz wyjął z bagażnika moją walizkę i postawił tuż obok mnie. Dopiero teraz zerknęłam na dom, który znajdował się przede mną. No okej, nie oszukujmy się... to nie był dom, tylko jakiś pieprzony pałac! 

                Budynek był naprawdę ogromny. Ściany miały kolor kremowy, a wokół dużych, białych okien były złote zdobienia. Z przodu widoczne były dwa balkony, z białymi, marmurowymi barierkami. Brama była wysoka, a do drzwi prowadziła długa ścieżka z brązowych kamyczków, obrośnięta różami i niewielkimi, zielonymi krzaczkami. Wszystko wyglądało jak w bajkach Disneya, a ja już wiedziałam, że kompletnie tu nie pasuje.

                Kiedy stanęliśmy przy wejściu, ktoś gwałtownie pociągnął za klamkę, a po chwili z drzwi wybiegła rozwścieczona dziewczyna. Odsunęłam się na bok, nie chcąc stawać jej na drodze. Co jak co, ale na zrównoważoną psychicznie to ona mi nie wyglądała...

                - Zobaczysz Bartra! Jeszcze tego pożałujesz! - takimi oto słowami pożegnała się ze stojącym przede mną chłopakiem. Jak można było zauważyć, nie specjalnie go to ruszyło. Jego mina wydawała się znudzona, a on sam najwidoczniej był przyzwyczajony do takich sytuacji. Przeciągając się nieznacznie, podrapał się po nagiej klatce piersiowej, a po chwili zmierzył mnie wzrokiem z góry na dół. Boże, on stał przede mną w samych bokserkach! Powinnam odwrócić wzrok, ale jego ciało było wręcz idealne. Szerokie barki, wąska talia, umięśnione ręce i nogi i wyrzeźbiony brzuch. Do tego ta opalenizna, zmierzwione włosy i duże, intensywnie brązowe oczy otoczone czarnymi rzęsami, których długości aż mu zazdrościłam. Mogłabym tak wymieniać dłużej, gdyby nie głos, który przywrócił mnie do rzeczywistości.
                - Zrób zdjęcie, będzie na dłużej - to jedno zdanie, któro padło z jego ust, sprawiło, że chciałam zapaść się pod ziemię. Byłam pewna, że moje policzki są czerwone, a kiedy dostrzegłam na jego twarzy bezczelny uśmiech, tylko się w tym utwierdziłam.
                - Marc! - syknęła pani Catalina, upominając go. Cóż, muszę przyznać, że dał próbkę tego, o czym piszą w gazetach. Nie zmienia to jednak faktu, że jest nieprzyzwoicie przystojny. Piłkarz przewrócił oczami i po chwili znów na mnie spojrzał, co mnie bardzo peszyło.
                - Proszę, wejdźmy dalej -  ojciec Hiszpana postanowił zignorować jego zachowanie i gestem ręki zaprosił mnie do środka.
                Wnętrze domu wcale nie odstawało od tego, co widać z podwórka. Salon był urządzony nowocześnie, w jasnych kolorach, tak samo jak reszta pomieszczeń, które udało mi się narazie dostrzec. Widać, że to typowo męskie mieszkanie, ale wyglądało bardzo schludnie i czysto, co zapewne nie było zasługą Marca.
                - Może zacznijmy od kuchni - po tych słowach podążyłam w ślad za rodzicami Marca, a on sam szedł tuż za mną. Czułam się strasznie nieswojo w jego towarzystwie. Miałam wrażenie, że obserwuje każdy mój ruch.
                - Ta część domu należy do Rosity, która tutaj gotuje. Oczywiście możesz z niej korzystać kiedy tylko będziesz potrzebowała - wyjaśniła mi pani Catalina - w zasadzie, to cały dom jest do twojej dyspozycji - dodała po chwili zastanowienia i uśmiechnęła się.
                - Włącznie z moją sypialnią - wtrącił Marc z rozbawioną i pewną siebie miną. Momentalnie poczułam jak robi mi się gorąco, a zdradliwe rumieńce wkradają się na moją twarz.
                - Synu, idź się ubierz, proszę - tym razem głos zabrał jego ojciec, który nie krył swojej złości. Widać, że nie pasował im styl bycia ich syna, ale z drugiej strony, nie ma czemu się dziwić. To, co słyszy się na jego temat, skutecznie zniechęca człowieka do jakichkolwiek relacji z jego osobą. Nigdy nie rozumiałam ludzi, którzy mając mnóstwo pieniędzy przeznaczają je na na głupoty, zamiast zrobić coś pożytecznego. Tyle dzieci cierpi z powodu braku jedzenia, tylu rodziców przepłakuje noce zastanawiając się nad tym jak przeżyją kolejny dzień, a on martwi się tylko tym jaki kolor powinno mieć jego nowe auto. 

                Marc odepchnął się rękami od stołu i ruszył prosto w moją stronę, cały czas patrząc mi w oczy. Nie wiedziałam co on zamierza więc stałam w miejscu jak sparaliżowana. Sekundę później, do moich nozdrzy dotarł zapach męskiego żelu pod prysznic, a przed swoimi oczami widziałam jego umięśniony tors, który nadal się do mnie zbliżał. Instynktownie odchyliłam się do tyłu, aż poczułam na swoich plecach twardy blat. Wszystkie moje zmysły szalały, a mózg nie mógł zarejestrować co się dzieje. Ręka Bartry powędrowała tuż za moje plecy, gdzie znajdowała się miska z jabłkami. Po chwili widziałam tylko iskierki rozbawienia w czekoladowych tęczówkach chłopaka, podczas gdy jego białe zęby  wgryzały się w soczysty owoc. 

                - Witam w domu - powiedział z szerokim uśmiechem i luźnym krokiem ruszył w stronę schodów, a ja podążywszy wzrokiem za jego sylwetką, w oszołomieniu podziwiałam ruch każdego mięśnia na jego cudownych, szerokich plechach.



Witam Was robaczki :D Kolejny rozdział ze specjalną dedykacją dla mojej kochanej "Gruszki na sośnie", za to, że cierpliwie znosi mój brak uwagi podczas pisania :* 
Trochę krótki, ale macie Bartrę. Myślę, że ta scena mniej więcej pokaże Wam, jak sobie wymyśliłam Marca w moim opowiadaniu :D Uwielbiam kiedy chłopak jest takim "bad-boyem" xd
Następny kiedy? Nie wiem. Zależy jak szybko napiszę rozdział szósty, a mam już zaczęty więc może niedługo, a może bardzo długo. Wiecie jak jest z moim pisaniem. 
Na koniec. Jeszcze raz serdecnie proszę o komentarze oraz o udział w ankiecie. To nie jest nic, z czym byście sobie nie poradzili więc do dzieła ! <3
Aaa! I jeszcze jedno! Dziękuję za pierwsze 1000 wyświetleń! Coś wspaniałego :D
+wkrótce szablon! Będzie piękny! :*


Piękni i młodzi *.*

CZYTASZ = KOMENTUJESZ = NOWY ROZDZIAŁ

piątek, 15 maja 2015

Rozdział pierwszy.

Ankieta po prawej :) ---->




                Wyjęłam z szafy czarną koszulę z ozdobnym kołnierzykiem i czarne, obcisłe rurki. Następnie otworzyłam szufladę w komodzie i wyjęłam z niej czystą bieliznę. Z rzeczami, które znajdowały się w mojej ręce, udałam się do łazienki aby wziąć prysznic. Miałam nadzieję, że to pozwoli mi się trochę rozluźnić . Wszystko robiłam automatycznie, nawet nad tym nie rozmyślając. Nie miałam na nic siły, byłam zmęczona wszystkim, co się ostatnio wokół mnie działo. Już nawet nie pamiętam kiedy ostatni raz udało mi się przespać całą noc.
                
                     Dzisiaj czekała mnie rozmowa o pracę. Nie wiem która to z kolei w przeciągu kilku dni. Przestałam liczyć. Powoli traciłam nadzieję na to, że kiedykolwiek coś znajdę. Nie wiem czy to tylko ja mam takiego pecha i trafiam na samych nienormalnych pracodawców, czy po prostu normalni nie istnieją. Albo dostaję niemoralne propozycje od jakiś napalonych staruchów, albo kwota w porównaniu do obowiązków jest tak śmieszna, że nie wiem czy osoba, która to proponuje, nie robi sobie żartów. Ale nie mogę się poddać. Muszę coś znaleźć i pomóc mojemu tacie. On jest teraz dla mnie najważniejszy i zrobię dla niego wszystko, nawet jeżeli oznacza to, że muszę zrezygnować ze swoich marzeń. 

                Pół roku temu zmarła moja mama. Miała tętniaka w mózgu, który pękł. Lekarzom nie udało się nic zrobić. Tata kompletnie się załamał. Często zdarzało mu się siadać wieczorami ze szklanką alkoholu, co w połączeniu z jego nadciśnieniem spowodowało, że wylądował w szpitalu z podejrzeniem zawału. Lekarz przepisał mu tabletki, które są bardzo drogie. W dodatku zabronił mu wykonywania swojego zawodu- mój tata jest strażakiem- oraz zalecił pobyt w sanatorium, co również kosztuje. To właśnie dlatego muszę znaleźć pracę. Nie mogę go stracić.

                Na samą myśl o tym, po moim policzku spłynęła samotna łza. Szybko ją starłam i zamrugałam powiekami, aby powstrzymać kolejne przed wydostaniem się. Już dosyć nocy przepłakałam z tego powodu, nie mogę być słaba. Muszę być silna dla mojego taty.

                Dopiero teraz dotarło do mnie, że od kilku minut stoję pod prysznicem, a woda spływa po moim ciele. Sięgnęłam po truskawkowy żel i nałożyłam go na ciało, po czym szybko spłukałam. Wyszedłszy z kabiny, owinęłam się ręcznikiem i stanęłam przed lustrem. Zobaczyłam w nim dziewczynę z długimi, ciemno brązowymi włosami upiętymi w koka na czubku głowy. Jej niebieskie oczy od dawna nie gościły w sobie szczęścia, a zwykle opalona twarz, straciła cały swój koloryt. 

                Spuściłam głowę na dół i pokręciłam nią na boki. Muszę przestać o tym myśleć, bo zaraz znowu się rozpłaczę. Otworzyłam szafkę znajdującą się nad moją głową i wyjęłam z niej potrzebne kosmetyki. Nałożyłam na twarz trochę fluidu, aby zakryć sine cienie pod oczami, rzęsy pomalowałam mascarą i narysowałam kreski na powiekach. Włosy rozczesałam i postanowiłam zostawić rozpuszczone. Teraz przynajmniej wyglądałam jak człowiek. Posmarowałam ciało balsamem i założyłam na siebie wcześniej przygotowane ubranie. Poćwiczyłam uśmiech przed lustrem, tak żeby nie wyglądał zbyt sztucznie, bo przecież musiałam zrobić dobre wrażenie. 

                Wyszłam z łazienki i spojrzawszy na telefon, zobaczyłam że mam jeszcze ponad pół godziny do spotkania, czyli w sam raz na to, aby, za pomocą komunikacji miejskiej, dostać się w umówione miejsce. Wsunęłam stopy w beżowe szpilki i wyjęłam z szafy torebkę w tym samym kolorze, do której wrzuciłam kosmetyczkę i telefon.  Na nadgarstku zapięłam złoty zegarek, aby nieco ukryć widniejący tam tatuaż, w razie gdyby miało mi to utrudnić zdobycie pracy. 

                Zamykając drzwi wejściowe na klucz, udałam się na przystanek. Obawiałam się tego, ze dziś znów nie uda mi się dostać żadnej pracy. Coraz bardziej mnie to wszystko męczyło, ale musiałam próbować dalej. Tutaj już nie chodziło tylko o mnie, a przede wszystkim o mojego tatę. Tylko on mi został i nie mogłam pozwolić na to, żeby coś mu się stało.

                Do restauracji dotarłam 10 minut przed czasem, dlatego też zajęłam miejsce w stoliku przy oknie i zamówiłam sok pomarańczowy. Co chwilę nerwowo zerkałam na zegarek, kontrolując czas, który dłużył się niemiłosiernie. W końcu w drzwiach zobaczyłam kobietę i mężczyznę, którzy byli ubrani bardzo elegancko. Nie miałam pewności, że byli to ludzie, na których akurat czekałam, ale kiedy skierowali się w stronę mojego stolika, moje wątpliwości zniknęły, za to pojawił się stres.
Wstałam z krzesła i po chwili stałam naprzeciwko nich.

                - Witam. Nazywam się Fabio Bartra, a to moja żona Catalina - mężczyzna wyciągnął dłoń w moją stronę, którą uścisnęłam. Wydawali się bardzo sympatyczni, bo oboje mieli na twarzach uśmiechy. Co prawda ich nazwisko brzmiało znajomo, ale teraz nie przypominałam sobie, gdzie mogłam je już usłyszeć.
                - Dzień dobry, Maresol Tabares. Miło mi - również się przedstawiłam, chociaż oni na pewno znają moje imię, gdyż widzieli moje CV.
                Zajęliśmy miejsca przy stoliku, a kiedy kelner przyniósł zamówienie dla państwa Bartra, zaczęła się bardzo stresująca rozmowa.
                - Cóż. Może od razu przejdę do konkretów - zaczął mężczyzna, a ja czułam jak moje serce bije w zdecydowanie za szybkim tempie. - Z pani CV wynika, że ma pani dopiero 20 lat. Nie ukrywam, że jest pani bardzo młoda. Mimo to postanowiliśmy z żoną, że damy pani szansę. Najpierw jednak, chcielibyśmy zadać kilka pytań.
                - Um, oczywiście. Postaram się na każdo odpowiedzieć - odparłam starając się, aby mój głos nie drżał.
                - Dobrze. W takim razie... ma pani jakiekolwiek pojęcie o prowadzeniu domu? Proszę nie zrozumieć mnie źle, ale zważywszy na wiek... - mężczyzna urwał i uśmiechnął się miło w moją stronę.
                - Tak. To znaczy, zawsze starałam się pomagać mamie w obowiązkach domowych, a od kiedy zostaliśmy... - zająknęłam się próbując odgonić od siebie nieprzyjemne myśli - od kiedy zostaliśmy z tatą sami, to ja zajmuję się wszystkim.
                - Oh, czyli mieszkasz tylko z tatą? - tym razem odezwała się kobieta, a w jej głosie dało się wyczuć zmartwienie. To zabawne, że obcy ludzie potrafią okazać więcej współczucia, niż twoja rodzina.
                - T-tak... - nie chciałam wdawać się w takie szczegóły jak to, że mój tata obecnie przebywa w szpitalu, a później wyjedzie do sanatorium, gdyż mogliby pomyśleć, ze biorę ich na litość. Widziałam jak posyłają sobie znaczące spojrzenia.
                - Dobrze. W takim razie pozostaje przedstawienie Ci obowiązków, które należałyby do ciebie - pani Catalina otworzyła zieloną teczkę, która leżała na rogu stolika i wyjąwszy z niej kartkę, zaczęła czytać. - Utrzymywanie w należytej czystości przydzielonych do sprzątania pomieszczeń, zajmowanie się ogrodem oraz regularne sporządzanie listy artykułów spożywczych, które należy kupić - w sumie nie brzmiało to tak źle. Uśmiechnęłam się w duchu, mając nadzieję, że może dzisiaj mi się uda i słuchałam dalszej części moich obowiązków- czy to pani odpowiada?
                - Myślę, że wszystko jest w porządku - posłałam im delikatny uśmiech, który odwzajemnili. Poważnie, ci ludzie byli niesamowicie sympatyczni.
                - Dobrze, teraz tylko pozostaje jedna kwestia, która jest chyba kluczowa - zwrócił się do mnie pan Fabio, a uśmiech momentalnie zszedł z jego twarzy.
                - Bo widzi pani, nie chodzi nam o kogoś do pomocy w naszym domu, tylko w domu naszego syna - odezwała się kobieta, czym mnie trochę zaskoczyła, bo kim musiał być ich syn, skoro miał własny dom i właśnie szukali dla niego sprzątaczki?
                 - Ym, dobrze, nie ma problemu - odparłam nieco zmieszana, bo nie wiem dlaczego ta informacja miała być tak ważna. Państwo Bartra posłali sobie zdziwione spojrzenia, ale zaraz po tym przenieśli wzrok z powrotem na mnie.
                - W takim razie proszę przeczytać umowę i jeżeli nie ma pani żadnych zastrzeżeń, to proszę podpisać na dole - pani Catalina podała mi długopis i kartkę. Jeszcze raz przeczytałam wszystko, co tam pisało i wszystko byłoby okej, gdyby nie fakt, że miałam się tam przeprowadzić.
                - Um, przepraszam, ale czy zamieszkanie w domu państwa syna jest konieczne? - zapytałam zdziwiona i lekko speszona.
                - Tak. Domem zajmuje się jeszcze Rosita, która jest kucharką i również tam mieszka. Oczywiście na weekendy może pani wracać do domu, jednak zależałoby nam na tym, aby w dni robocze przebywała pani w domu naszego syna.
                 
                     Nie ukrywam, że ta opcja była dla mnie dość krępująca, bo miałabym mieszkać w domu zupełnie obcego mężczyzny, ale ja naprawdę potrzebowałam pracy. Na szybko przeanalizowałam wszystkie za i przeciw, ale doszłam do wniosku, że szybko mogę nie znaleźć drugiej tak korzystnej oferty. Poza tym, zawsze mogę zrezygnować.
                - Dobrze - odparłam i złożyłam podpis na dole kartki.

                "W końcu mi się udało" - pomyślałam i uśmiechnęłam się w duchu. Teraz wszystko powinno się ułożyć, zważywszy na kwotę, którą zaoferowali moi pracodawcy. Z pewnością wystarczy ona na leki, opłacenie pobytu w sanatorium i jeszcze zostanie na moje wydatki.

                Państwo Bartra pożegnali się ze mną i podali mi kartkę z adresem, pod który mam jutro przyjechać. Podziękowałam im za wszystko i dopiwszy sok, również udałam się w stronę domu. W końcu czułam spokój, którego tak bardzo pragnęłam. Ta praca rozwiąże praktycznie wszystkie moje problemy i przede wszystkim pomoże mojemu tacie. Mówią, że pieniądze szczęścia nie dają. Może i faktycznie, ale bez nich życie jest praktycznie niemożliwe. 

                Przez całą drogę powrotną  zastanawiałam gdzie mogłam usłyszeć już to nazwisko. W sumie państwo Bartra wyglądali na bardzo zamożnych ludzi, więc może przeczytałam o nich coś w lokalnej gazecie, albo przewinęli się gdzieś w internecie? Nie ukrywam, ze bardzo mnie to pytanie nurtowało, a jednocześnie stresowałam się tą całą "przeprowadzką". Mam nadzieję, że ich syn będzie równie sympatyczny jak jego rodzice.

                Do domu dotarłam parę minut po 15. Przebrałam się w krótkie dresowe spodenki i bluzkę, która była na mnie o kilka rozmiarów za duża. Włosy związałam w koka na czubku głowy i zmyłam makijaż. Zeszłam do kuchni i odgrzałam sobie wczorajszy obiad. Nie lubiłam mieszkać sama, bo dom wydawał mi się strasznie pusty. Zdecydowanie wolałam jak tata był ze mną. Na samą myśl o nim, moja twarz znów spochmurniała. 

                Wzięłam z blatu talerz z jedzeniem i poszłam do salonu. Włączyłam telewizor i akurat trafiłam na "Dextera". Uwielbiam ten serial, chociaż czasami to, co się w nim dzieje skutecznie utrudnia mi zasypianie. Niestety na dzisiejszym odcinku kompletnie nie mogłam się skupić. Stresowałam się jutrzejszym dniem i tym, jak to wszystko będzie wyglądać. W mojej głowie powstawało milion scenariuszy. Jedne lepsze, drugie wręcz przeciwnie, ale jak powiedziałam A, muszę powiedzieć B. 

                Kiedy mój talerz  był już pusty, odniosłam go do zlewu i poszłam do swojego pokoju po laptopa. Sprawdziłam facebooka, ale poza milionami "selfie" wrzucanymi przez niedorozwiniętych ludzi, nie było tam nic ciekawego. Już miałam odkładać go na biurko, ale wtedy wpadło mi do głowy, aby wpisać to nazwisko w Google. Szybko wystukałam słowo "Bartra" na klawiaturze i to, co tam zobaczyłam przerosło moje najśmielsze oczekiwania.

                Marc Bartra Aregall – hiszpański piłkarz grający na pozycji środkowego obrońcy w hiszpańskim klubie FC Barcelona.

                Dopiero teraz przypomniałam sobie gdzie już widziałam to nazwisko. Zdjęcia tego chłopaka przewijają się średnio dwa razy dziennie na różnych portalach plotkarskich, informując o jego coraz to głupszych wybrykach. 

                Boże, w co ja się wpakowałam?


________________________________________

*dla tych, którzy się nie domyślają- nie chodzi mi o bajkę animowaną "Dexter", tylko o serial, w którym główny bohater jest seryjnym mordercą :)

Heej, tak jak obiecałam, rozdział pierwszy już jest. Może i mało się dzieje, no i przede wszystkim nie ma Bartry, ale obiecuję, że w następnym już nadrobię ten brak !
Na początku chciałam Was serdecznie powitać na moim kolejnym blogu, który mam nadzieje doprowadzę do końca. 
Nie przewiduje tutaj wielu rozdziałów, myślę że max. 10, no ale jak wiadomo, zależy to od tego, co wpadnie mi do głowy.
Rodziały nie będę pojawiały się zbyt często. Gotowe są 4. Teraz dodaje pierwszy, więc drugi pojawi się wtedy, kiedy napiszę kolejny do przodu. 
Przede mną jeszcze jeden egzamin ustny, a później będę mogła już w spokoju zabrać się za pisanie.
Jeżeli macie jakiekolwiek uwagi czy propozycje, to śmiało. Chętnie wysłucham każdego z osobna ;)
Jeżeli ktoś chce się zareklamować, to zapraszam do SPAMu. Jeżeli zostawisz też komentarz z opinią o moim blogu, pod rozdziałem, prawdopodobieństwo, że Cię odwiedzę będzie większe ;)
Tradycyjnie też, baardzo proszę o komentarze. Nie muszą być wyszukane czy niewiadomo jak długie. bardzo zależy mi na Waszych opiniach :*
No i na koniec, szablon jest już zamówiony, jednak nie wiem czy zamówienie zostanie przyjęte. W każdym bądź razie, zamawiam u dziewczyny, która wykonywała dla mnie już dwa szablony, więc mam nadzieję, że i tym razem się uda :)