piątek, 15 kwietnia 2016

Rozdział ósmy.


            Weekend minął szybciej niż zwykle. W sobotę wieczorem pojechaliśmy do „Marvellous”, gdzie przywitała nas bardzo miła pielęgniarka, która będzie opiekować się moim ojcem, oraz mniej więcej przedstawiła nam plan na najbliższe dni. Niedzielę również spędziłam u taty, ale w końcu musiałam wrócić do życia. Ciężko było mi się pożegnać, jednak wiedziałam, że czekają na mnie obowiązki. Skrycie miałam nadzieję, że Marc jeszcze mnie odwiedzi, zapyta jak poszło i trochę ze mną posiedzi, ale niestety nic takiego nie miało miejsca. Nie napisał też żadnego sms-a, nie odezwał się… Może i nie powinnam na to czekać, ale w głębi duszy bardzo chciałam go zobaczyć i pewnie dlatego mój dzisiejszy humor nie należy do najlepszych.

            Wysiadłam z taksówki i powolnym krokiem podążyłam w stronę ogromnego domu Bartry, a mojego tymczasowego miejsca pracy.

            – No cześć dziewczyno! – od progu przywitał mnie krzyk Ros, a zaraz potem wylądowałam na ziemi, przygnieciona jej ciałem. – Stęskniłam się.

            – Gnieciesz mnie – zaśmiałam się, czując lekki ból w okolicach żeber. – Przecież nie było mnie tylko dwa dni.

            – No właśnie! – blondynka wyciągnęła rękę w moją stronę, pomagając mi wstać. – Dwa dni, a z tego co udało mi się wyciągnąć z mojego kuzyna, dużo się wydarzyło.

            – Nic się nie wydarzyło, Marc mi po prostu pomógł – przewróciłam oczami, udając się do kuchni. Rozejrzałam się dyskretnie po mieszkaniu, ale nigdzie nie było widać piłkarza.

            – Nie ma go, wyszedł gdzieś z samego rana i szczerze mówiąc, myślałam że pojechał po ciebie – wytłumaczyła, zanim zdążyłam o cokolwiek zapytać.

            – Po mnie? Dlaczego po mnie?  – zmieszałam się.

            – Sol, nie udawaj. Wiem, że coś między wami było i może ty mi powiesz coś więcej, hm? – Rosita jak zwykle nie odpuszczała, a ja kompletnie nie wiedziałam, co mam jej powiedzieć. Sama nie miałam pojęcia jak to wszystko nazwać, bo generalnie rzecz biorąc, to między mną a Bartrą niczego nie ma. Poza kilkoma pocałunkami.

            – Ehh, ale ja… Nie wiem... Rozmawialiśmy, było kilka pocałunków, ale to tyle. Jesteśmy tylko znajomymi – uśmiechnęłam się, dając jej do zrozumienia, że nie chcę nic więcej mówić na ten temat.

            – Sol… – podeszła do mnie, przytulając mnie szybko. – Znam swojego kuzyna lepiej niż jemu się wydaje. Oboje się z tym wszystkim kryjecie i o ile u ciebie to zrozumiałe, tak u niego… Po prostu nigdy nie zachowywał się w ten sposób wobec żadnej dziewczyny. Widzę, że tobie on też nie jest obojętny, dlatego… Oh, no chciałabym żeby między wami coś było. Marc to naprawde świetny facet… –  słuchałam tego z lekkim biciem serca, ale to wbrew pozorom nie było nic dobrego. Nie chciałam robić sobie większych nadziei więc starałam się traktować te słowa jak najmniej osobiście.

            – Masz rację, nie jest mi obojętny – przyznałam. – Na początku wcale nie myślałam o nim w takich kategoriach, ale teraz? Sama nie wiem. Zachowuje się całkiem inaczej niż się spodziewałam, ale nadal wiem, jaki potrafi być. Nie chcę niczego sobie wyobrażać, planować… Będzie, co ma być – posłałam jej uśmiech, którym chciałam zakończyć tą niezręczną dla mnie rozmowę.

            – Przepraszam, że wszystko tak z ciebie wyciągam. Obiecuję, że już nie będę o nic pytać – zaśmiałyśmy się, bo obie wiedziałyśmy, że to nie jest wykonalne. Rosita była najbardziej dociekliwą osobą, jaką zdołałam poznać, ale nie przeszkadzało mi to. Bardzo lubiłam z nią rozmawiać i wiedziałam, że mogę na nią liczyć.

            Wypiłam szybko szklankę soku i posyłając uśmiech w stronę Ros, udałam się do pokoju. Przebrałam się w coś wygodniejszego, włożyłam słuchawki do uszu i włączając swoją ulubioną piosenkę, zabrałam się za sprzątanie kolejnych pomieszczeń. Nie było tu wiele do zrobienia więc jedynie pościerałam kurze, przewietrzyłam, podlałam kwiaty i umyłam podłogi. Zerknęłam na komórkę, gdzie zobaczyłam wiadomość od Ros, żebym zeszła na obiad. Odpisałam, że będę za 20 minut i kończąc swoją pracę, poszłam wziąć szybki prysznic. Założyłam czyste ubrania i udałam się do kuchni.

            – Siadaj, prawie już wystygło – blondynka posłała mi nikły uśmiech, stawiając na stole szklanki z sokiem.

            – Przepraszam, trochę jednak mi zeszło na tym sprzątaniu. – Usiadłam na krześle, rozglądając się czy ktoś jeszcze tu jest, ponieważ zobaczyłam dwa dodatkowe nakrycia.

            – Marc przyjdzie – wyjaśniła. – Z kimś – dodała zmieszana, patrząc na mnie kątem oka.

Po minie, jaka towarzyszyła jej przy tej wypowiedzi, odrzuciłam możliwość, że towarzyszem Bartry będzie Sergi czy jakiś inny kolega z klubu. Na myśl o tym pierwszym rozpromieniłaby się z radości, a myślę że opcja druga też nie wywołałaby u niej tak nieprzyjemnego wyrazu twarzy. Chciałam zapytać, kto w takim razie będzie mu towarzyszył, ale wtedy do domu wszedł Bartra z piękną, rudowłosą dziewczyną uwieszoną na jego ramieniu.

            – Cześć, poznajcie  Alessandre – piłkarz przedstawił nam swoją nową koleżankę, która od wejścia uśmiechała się tak, jakby miała posmarowane zęby czymś bardzo niesmacznym.

            – Cześć, jestem Rosita, a to Maresol – odpowiedziała blondynka, siląc się na uprzejmy ton. – Siadajcie, obiad jest już gotowy.

            – Ja niestety podziękuję, ale wy sobie nie przeszkadzajcie – przemówiła rudowłosa, nadal się uśmiechając.

            – Nie krępuj się, Marc uprzedził mnie, że będziesz więc wszystko jest przygotowane – kontynuowała Ros, starając się być miłą, choć widziałam, że jej oczy wskazują na coś zupełnie przeciwnego.

            – Oh tak, ale ja nie jadam takich rzeczy – odparła z fałszywym uśmiechem. – Muszę dbać o linię, jestem modelką – ostatnie słowa podkreśliła, abyśmy na pewno dobrze zrozumiały, co chce nam przekazać.

            – Nic się nie stało, w lodówce jest sałata. Miała być na obiad dla Pimpusia, ale myślę, że się z tobą podzieli – wtrąciłam, szczerząc się tak szeroko, jak tylko dałam radę. Sama zaczęła prowadzić tą grę, a ja bardzo chętnie utrę jej nosa.

            – Aaa kim jest Pimpuś? – zapytała, patrząc na mnie krzywo czym jeszcze bardziej mnie zirytowała.

            – Królikiem – skwitowałam. Moje słowa wywołały napad śmiechu u Ros, która z całej siły chciała to powstrzymać, niestety jej się nie udało. Spojrzałam ukradkiem na Bartrę, który miał poważną minę, ale mimo to dostrzegłam małe iskierki rozbawienia w jego oczach i drgające lekko w górę kąciki ust. Sama, jak gdyby nigdy nic, zabrałam się za nakładanie góry pysznego jedzenia na talerz. Skoro ona nie chce, to więcej zostaje dla mnie.

         

            Po zjedzonym obiedzie, Marc i Alessandra poszli na górę, a ja pomogłam Ros posprzątać po posiłku. Robiłyśmy to w ciszy, bo chyba żadna z nas za bardzo nie wiedziała, jak to skomentować. Nie rozumiałam jego zachowania, bo traktował mnie tak jakbyśmy nic o sobie nie wiedzieli, a ostatnie wydarzenia w ogóle nie miały miejsca. Było mi trochę przykro, ale cóż. Jego wybór. Widać dopiero teraz pokazuje, jaki jest naprawdę.

            – Sol… Przykro mi, nie wiem co znów mu odbiło – zaczęła blondynka, wycierając ręce i patrząc na mnie ze współczuciem.

            – Daj spokój, przecież nic się nie stało. Twój kuzyn może robić co chce, pomógł mi i jestem mu za to ogromnie wdzięczna, ale to go do niczego nie zobowiązuje – wyjaśniłam, choć sama do końca w to nie wierzyłam. Coś było, czułam to, ale widocznie Marc widział to inaczej.

            – Po prostu… Przez te kilka dni był jakiś inny, lepszy i myślałam… Myślałam, że coś się zmieniło dzięki tobie.

            – Przykro mi Ros, ale ja nie mam takiej mocy, a Marc… Cóż, ja i on to dwa różne światy. Widzisz jakie dziewczyny są w jego typie, ja do nich nie należę i jeżeli miałabym być taka, jak one, to podziękuję na starcie – wzruszyłam ramionami, jednocześnie dając jej do zrozumienia, że chcę skończyć ten temat.

            – Wiesz co? Mam pomysł. Pojedźmy gdzieś, może na plażę? Sergi dzwonił i powiedział, że będą tam z chłopakami więc może być fajnie – rozweseliła się, prawdopodobnie na samo wspomnienie o Roberto.

            – Nie, jedź sama, nie chcę wam tam przeszkadzać – wycofałam się. Przy niej i przy piłkarzu czułabym się jak piąte koło u wozu, a to uczucie dla nikogo nie jest przyjemne.

            – Jakie przeszkadzać, Sol. Mówię ci, że będzie tam dużo osób. No nie daj się prosić… Sama nie pojadę – spojrzała na mnie wzrokiem tak przekonującym, że nie pozostało mi nic innego, jak tylko się zgodzić.

            – Okej, niech będzie – blondynka pisnęła z radości i rzuciła się na mnie, obejmując za szyję. – Wariatka! Ale muszę się przebrać i spakować rzeczy.

            20 minut później, ubrana w strój, materiałową spódniczkę i dopasowaną koszulkę na cieniutkich ramiączkach, zeszłam na dół, gdzie czekała już gotowa do wyjścia Rosita. Wsunęłam na nogi trampki, a dziewczyna w tym czasie wyjęła kluczyki do samochodu z małej szafki, wiszącej przy drzwiach wyjściowych.

             – Marc nie będzie zły, że bierzemy jego samochód? – zapytałam, wiedząc jak niektórzy mężczyźni podchodzą do swoich zabawek.

            – Jeżeli nie jest to jego ukochane Audi, to nie będzie miał nic przeciwko – zaśmiała się. No tak, Audi R8. Miałam tą przyjemność przejechać się tym cudeńkiem. – Zabrałaś wszystko?

            – Tak, chyba ta… Cholera. Telefonu nie mam – jeszcze raz przeszukałam torebkę, ale nigdzie nie mogłam znaleźć swojej komórki. – Musiałam ją zostawić w pokoju, który sprzątałam. Zaraz przyjdę – rzuciłam i pobiegłam na górę.

            Weszłam do jednego z pokoi gościnnych, który sprzątałam jako ostatni i widok, jaki tam zastałam wmurował mnie w ziemię. Na łóżku leżał Bartra, a na nim rudowłosa. Szczęście, że byli zakryci kołdrą, bo raczej nie chciałabym widzieć tego, co dzieje się pod nią. Kiedy moje oczy spotkały się ze spojrzeniem Bartry, szybko uciekłam wzrokiem w bok. Akurat właśnie tam, na komodzie dostrzegłam mój telefon. Sięgnęłam po niego i rzucając krótkie „przepraszam”, zamknęłam za sobą drzwi. Otrząsnąwszy się z lekkiego szoku, wzięłam trzy głębokie oddechy i wyszłam z domu, gdzie w samochodzie czekała już na mnie Ros.

            – Masz minę jakbyś ducha zobaczyła – zaśmiała się.

            – Widziałam chyba coś gorszego. Oczywiście mój telefon musiał być w pokoju, który twój kuzyn postanowił wykorzystać do zabawy ze swoją koleżanką. Co on swojego pokoju nie ma, że korzysta z gościnnych?! – zirytowałam się, choć w sumie nie wiedziałam dlaczego.

            – O Boże, współczuje. Też kilka razy byłam w takiej sytuacji… A co do pokoju, jego sypialnia to jego świątynia. Nigdy nie bierze tam żadnej ze swoich dziewczyn – wyjaśniła i na tym skończyłyśmy ten temat.


            Tak, jak Rosita obiecywała, na prywatnym kawałku plaży, poza Roberto, było jeszcze kilku innych piłkarzy, niektórzy z nich sami, a inni ze swoimi żonami czy partnerkami. Była Antonella, Anna i, co bardzo mnie zaskoczyło, była również Shakira. Musiałam bardzo się powstrzymywać, żeby nie zacząć zachowywać się jak szalona fanka, bo w tej sytuacji byłoby to bardzo dziwne.

            – Spokojnie Sol, to są zwyczajni ludzie, zobaczysz – uspokoiła mnie blondynka i razem ruszyłyśmy w stronę piłkarzy.

            – No proszę! Witamy gwiazdy – wykrzyknął Sergi, czym zwrócił uwagę wszystkich obecnych i teraz każdy patrzył w naszą stronę. Nie znosiłam takich sytuacji, zawsze mnie bardzo krępowały i czułam się nieswojo.

            Chłopak podszedł do nas, przytulił mnie na przywitanie, a Ros delikatnie cmoknął w usta. Było to bardzo urocze, zwłaszcza, że blondynka momentalnie zaróżowiła się na policzkach. Roberto stanął między nami i obejmując nas w pasie, zaprowadził do reszty obecnych osób. Przywitałyśmy się ze wszystkimi, ja w zasadzie dopiero ich poznawałam, więc niektórym musiałam się przedstawiać. Na początku nie wiedziałam za bardzo, co ze sobą zrobić, ale z czasem cała impreza się rozkręcała. Dziwiło mnie jedynie to, że nikt nie zapytał o Bartrę. Przecież to ich dobry kolega z drużyny, czyżby nie był zaproszony? Wątpię, aby zrezygnował ze spotkania z nimi na rzecz jakiejś dziewczyny, tym bardziej, że przecież mógł tu przyjść z nią. Nie rozumiałam, ale nie zaprzątałam sobie tym głowy, ponieważ zostałam porwana do tańca przez Neymara. Ja, Maresol Tabares jestem na imprezie z gwiazdami piłki nożnej, Shakirą i w dodatku tańczę z Neymarem. Niemożliwe.

            – Rozluźnij się piękna, my nie gryziemy – zabawnie poruszył brwiami. – No, może Suarez, ale on tylko na boisku – zaśmiał się z klubowego kolegi, który znajdował się akurat obok nas i doskonale wszystko słyszał.

            – Da Silva, zamilcz albo już nigdy w życiu nie podam ci piłki – zabawnie pogroził mu Luis, na co wszyscy się uśmiechnęliśmy.

            – Tego się akurat nie obawiam, ale nie chciałabym być źle odebrana na samym początku – wyjaśniłam, okręcając się wokół własnej osi i wpadając na tors Brazylijczyka, który mnie do siebie przyciągnął.

            – Sergi powiedział nam co nieco o twoim zadziornym charakterku i o tym, jak potrafisz wkurzyć Bartrę więc uwierz mi, większość tutaj już cię uwielbia. Włącznie ze mną. – Ostatnie zdanie zabrzmiało trochę dwuznacznie, ale zignorowałam to, bo nawet nie wiedziałam jak miałabym na to zareagować.

            Zatańczyliśmy jeszcze dwie piosenki, po czym wszyscy już zmęczeni, usiedliśmy na rozłożonych kocach i ławeczkach, wokół niewielkiego ogniska. Pique przytulił do siebie Shakirę, Ros siedziała obok Roberto, który również obejmował ją w pasie, a ja wtedy zapragnęłam, aby obok mnie znalazł się Bartra. Brakowało mi kogoś, kto by się mną opiekował, kto by mi pomógł, wsparł mnie… A przez ostatnie dni otrzymywałam to właśnie od niego. Chcąc czy też nie, nadzieja się pojawiła. Niestety dziś została ona brutalnie zdeptana przez rudowłosą modelkę.

            – Nad czym tak myślisz, Maresol? – zamiast Marc`a pojawił się Neymar. Uśmiechnęłam się do niego, bo muszę przyznać, że był niesamowicie pozytywnym i radosnym człowiekiem. Przesunęłam się, robiąc mu miejsce obok siebie.

            – Nad niczym ważnym – spojrzałam na niego. Był bardzo przystojny, miał takie głębokie, brązowe oczy. Polubiłam go, choć zamieniliśmy jedynie parę słów w tańcu.

            – W takim razie nie będę ci przeszkadzał? – zapytał, podając mi puszkę coli, którą wyjął z postawionego obok kosza.

            – Nie, wręcz przeciwnie – zaśmiałam się, bo w końcu komuś udało się poprawić mój humor.


            Impreza skończyła się około 2 w nocy. Mimo późnej pory, nie byłam jakoś bardzo zmęczona. Miło spędziliśmy wszyscy razem czas, ale niestety trzeba było się zbierać, gdyż na każdego czekał sen i obowiązki. Ros nie piła żadnego alkoholu, ja jedynie drinka więc obie byłyśmy trzeźwe czego nie można powiedzieć o chłopakach. Pozwolili sobie na trochę więcej, dlatego zaproponowałyśmy im, że ich odwieziemy. Droga minęła nam szybko, a piłkarzom dopisywał humor. Wyśmiewali się jeden z drugiego, opowiadając zabawne historie, które przydarzają się na treningach. Muszę przyznać, że w ogóle nie odczuwałam tego, że jestem w towarzystwie piłkarzy światowego formatu. Zachowywali się tak zwyczajnie i naturalnie, jakbyśmy znali się od lat. Dawno już nie spędziłam z nikim tak dobrze czasu, jak z nimi. Nie pamiętam kiedy się tyle uśmiechałam i kiedy było mi tak lekko na duszy. Odstawiwszy każdego z osobna pod dom, w końcu mogłyśmy wrócić do siebie.

            – Uśmiech nie schodzi ci z twarzy – zwróciła się do mnie blondynka, jednocześnie uświadamiając mi, że od jakiegoś czasu cieszę się sama do siebie.

            – Ehh, dziękuję ci, że wyciągnęłaś mnie z domu. Chyba potrzebowałam takiego oderwania się od tego wszystkiego – wróciłam na ziemię, ale mój dobry humor nadal pozostawał razem ze mną.

            – Iii… Chyba dobrze ci się rozmawiało z naszym Neyem, co? – poruszyła brwiami w górę i w dół, uśmiechając się zaczepnie. Dobrze wiedziałam o co jej chodzi, ale nic z tego.

            – Tak, dobrze mi się z nim rozmawiało i myślę, że byłby dobrym przyjacielem – odparłam, specjalnie mocniej akcentując ostatnie słowo. – Uwierz mi, wystarczy że zauroczył mnie jeden piłkarz.

            Żadna z nas już nie poruszała tego tematu przez resztę drogi. Rozmawiałyśmy o imprezie, ale tak bardziej ogólnie. Wypytałam ją trochę o Roberto i dowiedziałam się kilku szczegółów z ich randek więc zapewne kwestią czasu jest jak oznajmi mi, że są parą. Zazdrościłam jej tego trochę, ale w pozytywnym znaczeniu. Widziałam jaka jest szczęśliwa na samo wspomnienie o nim, a kiedy go widzi, bije od niej taka aura radości, że nie da się nie uśmiechnąć.

            Po około pół godzinie dotarłyśmy do domu. Obie nas w momencie dopadło zmęczenie i marzyłyśmy jedynie o tym, aby położyć się do łóżka. Podchodząc do drzwi wejściowych, usłyszałyśmy dobiegający zza nich szmer, a zaraz po tym ktoś otworzył je z impetem. Tym kimś był nie kto inny, jak Alessandra, ale zaraz za nią dostrzegłam Bartrę.

            – Uhuhu, cóż za nerwy! – zakpiłam. – Złość piękności szkodzi, co więc jest powodem tego, iż ryzykujesz swą urodą? – Może i nie powinnam wdawać się z nią w żadne dyskusje, ale nie mogłam się powstrzymać. Dogryzanie jej mogłoby chyba stać się moim hobby.

            – Chcesz wiedzieć? Proszę bardzo! Otóż nasz piłkarz uprawiał seks ze mną, a zwrócił się do mnie twoim imieniem! – Dosłownie wbiło mnie w ziemię. Poczułam jakby rozlało się we mnie wiadro gorącej wody, a w miejscu nóg pojawiły się dwa sztywne kije.

            Rudowłosa rzuciła jeszcze kilka słów, po czym odeszła, nie oglądając się za siebie. Ocknąwszy się, spojrzałam na Ros, która była tak samo zdezorientowana jak ja, a później podążyłam wzrokiem w stronę Bartry. Stał tam, zaciskając szczękę tak mocno, że jestem pewna, iż sprawiało mu to ból. Przez chwilę patrzyliśmy się na siebie, ale chyba żadne z nas nie wiedziało, co ma powiedzieć. Nagle Marc odwrócił się na pięcie i uderzył pięścią w ścianę, z której spadł obraz. Nie przejmując się tym jednak, poszedł do swojej sypialni, głośno trzaskając drzwiami. Zszokowana popatrzyłam na Rosite, chciałam coś powiedzieć, ale zrezygnowana pokręciłam jedynie głową i poszłam do siebie. Co, do jasnej cholery, przed chwilą się stało?!




    Na wstępie chciałabym powiedzieć, iż nie wiem kiedy pojawi się kolejny rozdział. Zależy ile będę miała czasu i przede wszystkim czy będą się pojawiać pomysły.
  Wrzucam Wam część, którą teraz właśnie skończyłam pisać więc nie jest to dokładnie sprawdzone. Jeżeli zauważycie jakieś błędy, to piszcie śmiało :)
    Mam nadzieję, że rozdział choć trochę się podobał i zostawicie po sobie jakiś ślad :)
    Do następnego! :*

3 komentarze:

  1. Ten rozdział był... kurde, naprawdę świetny! Zbiłaś mnie z tropu tą rudowłosą w łóżku Marca, ale ta akcja z końcówki? O, cholercia. Tego bym się nie spodziewała. ;D Myślę, że Sol mogłaby nieco poflirtować z Neymarem, żeby rozbudzić zazdrość w Bartrze. Ale to tylko takie moje przemyślenia. ;)
    Jak dla mnie rozdział jest naprawdę fantastyczny i wprost nie mogę się doczekać kolejnego. Dlatego też życzę Ci mnóstwa wolnego czasu i ogromu pomysłów.
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. No i jest długo wyczekiwany przeze mnie rozdział! <3
    Dobrze, że Sol zaprzyjaźniła się z Neyem. A może Marc będzie o niego zazdrosny? :D
    I naprawdę zaskoczyło mnie to, że podczas igraszek z tamtą, Marc wypowiedział imię naszej bohaterki :D Robi się naprawdę ciekawie!
    Czekam na kolejny rozdział!!! Weny i pomysłów życzę ;**

    OdpowiedzUsuń
  3. WOW, tylko to słowo przychodzi mi na myśl. Pierw ta rudowłosa, akcja z telefonem i końcówka! Tyle się zadziało, że aż jestem w szoku, ale oczywiście w pozytywnym szoku. ;D
    Bardzo czekam na ten rozdział i było warto. Życzę weny, czasu i czekam na kolejną część. ;*

    OdpowiedzUsuń