–
Co ty tu robisz? – zapytałam nadal stojąc i wpatrując się w chłopaka jakby był
duchem.
–
Ma-martwiłem się – wyczułam zawahanie w jego głosie. – Płakałaś?– zrobił krok w
moją stronę, zmuszając mnie do cofnięcia się. Opuściłam głowę na dół, ale
poczułam jak jego palce dotykają mojego podbródka i kierują do góry.
Patrzył
w moje oczy i zapewne czekał, aż mu cokolwiek wyjaśnię, jednak nie byłam w
stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Ponownie zakryłam twarz dłońmi i
rozpłakałam się jak dziecko. Chciałam się odwrócić i jak najszybciej uciec od
niego, ale nagle chwycił mnie za łokieć i przyciskając do swojego torsu, objął
mnie ramionami. Wiedziałam, że to trochę niewłaściwe, ale tak bardzo
potrzebowałam teraz kogoś przy sobie, że nie byłam w stanie protestować.
–
Powiesz mi co się stało? – wyszeptał
przy moim uchu, a ja poczułam przyjemne ciepło rozpływające się po moim ciele.
Oderwałam się od niego i skinąwszy głową, poprowadziłam go w stronę salonu i
usiadłam na kanapie. Nie wiedziałam czy powinnam mu cokolwiek mówić. Przecież
my się praktycznie nie znaliśmy. Z drugiej jednak strony, duszenie tego
wszystkiego w sobie doprowadzało mnie do szału. Oczywiście, że wolałabym
porozmawiać z Ros, ale teraz to piłkarz był ze mną, choć zupełnie nie
rozumiałam dlaczego. Popatrzyłam jak siada obok mnie, zachowując między nami
odstęp. Sama nie wiedziałam od czego zacząć, więc przez kilka chwil
siedzieliśmy w zupełnej ciszy. W końcu jednak wzięłam głęboki wdech i uznałam,
że należą mu się wyjaśnienia.
–
Pół roku temu zmarła moja mama – zaczęłam, spoglądając w dół i bawiąc się swoją
koszulką – miała tętniaka, który pękł... Po tym wszystkim tata się kompletnie
załamał. Zaczął pić, dużo pić. Nie było dnia, żebym widziała go trzeźwego.
Próbowałam do niego dotrzeć, prosiłam żeby przestał, chciałam go wysłać na
leczenie, ale się nie zgodził – kontynuowałam zerkając na Marc`a, który nie
przerywając mi, patrzył się na mnie ze smutkiem w oczach. Tak. Myślę, że to nie
była litość.
–
Tata od dawna chorował na nadciśnienie, więc w końcu wylądował w szpitalu z
zawałem. Jego stan był krytyczny, lekarze ledwo go odratowali – czułam jak łzy
napływają do moich oczu. Nie chciałam znów się rozpłakać, więc musiałam
odczekać chwilę w obawie, że mój głos kolejny raz sie załamie – Konieczna jest
rehabilitacja w sanatorium, która kosztuje i to właśnie dlatego potrzebna była
mi praca. Wszystko było już ustalone, tata w poniedziałek miał rozpocząć
turnus, ale dzisiaj okazało się, że nie ma miejsc. Rozumiesz? Nie mają kurwa
miejsc! – wykrzyknęłam wyrzucając ręce w górę, a po moich policzkach ponownie
zaczęła lecieć słona ciecz.
–
Hej, hej Sol – znów poczułam silne ramiona oplatające moje ciało. – Ćśśś,
spokojnie. Dlaczego wcześniej nic nie powiedziałaś? – zapytał, delikatnie
głaszcząc ręką moje plecy.
–
A co by to dało Marc? – odsunęłam się od niego i sięgnęłam na stolik, gdzie
leżały chusteczki. Wytarłam oczy, a w duchu cieszyłam się, że teraz siedzi
bliżej mnie. Sama nie wiem dlaczego, ale tak po prostu było lepiej.
–
Nie wiem... Może jakoś by się to załatwiło... – powiedział bez przekonania.
–
Niestety nie mam tak idealnego życia jak ty, gdzie wszystko 'jakoś' się
załatwia – posławszy mu nikły uśmiech, zauważyłam, że jego wyraz twarzy się
zmienił. Zacisnął szczękę, a jego oczy pociemniały. Nie chciałam go urazić
swoimi słowami, ale chyba tak właśnie się stało, choć nie do końca miałam
pojęcie dlaczego. Jemu łatwo powiedzieć "jakoś się to załatwi", bo
taka osoba jaką jest on, nie musi się nikogo o nic prosić. Bądźmy szczerzy, kto
odmówi młodemu, przystojnemu i bogatemu zawodnikowi FC Barcelony?
–
Moje życie od bardzo dawna nie jest już idealne, Maresol – mimo, że patrzył w
moją stronę, wydawało mi się, że wpatruje się w pustą przestrzeń za mną. Jego
wzrok stał się pusty, nieobecny.
–
No tak, co ja tam wiem o takich osobach jak ty, prawda? – zaśmiałam się bez
humoru, przypominając mu naszą ostatnią rozmowę.
–
Widzisz?! Właśnie o tym wtedy mówiłem! – krzyknął wstając z kanapy. – Wydaje ci
się, że wszystko jest kolorowe, bo mam pieniądze i sławę. Owszem, nie
zaprzeczam, że je mam, ale jakim kosztem? Zero prywatności, bo zawsze znajdzie
się jakiś pieprzony fotograf, który tylko czeka żeby mnie skompromitować. Nie
wiem kiedy dziewczyna chce być ze mną, bo mnie lubi, a kiedy zależy jej tylko
na ilości zer na moim koncie. Nie mam pojęcia kto chce się ze mną przyjaźnić ze
względu na mnie, a dla kogo jestem szczeblem do wybicia się w świecie tych
pustych gwiazdek – wyliczał krążąc po
moim salonie. Było mi bardzo głupio, że tak go potraktowałam... Zawsze pierwsze
coś bezmyślnie powiem, a dopiero później myślę i dociera do mnie, że moje słowa
mogły kogoś skrzywdzić – W dodatku, połowa informacji w internecie na mój temat,
to stos wyssanych z palca bzdur! Czy tak według ciebie wygląda idealne życie?!
– spojrzał na mnie, ale wiedziałam, że nie oczekuje odpowiedzi. Podszedł do
okna i oparł się o parapet. Patrzyłam na jego plecy, które z każdym oddechem
unosiły się to w górę, to w dół. Lubiłam je. Pamiętam, że w pierwszy dzień,
kiedy zobaczyłam go w domu bez koszulki, od razu się mi spodobały. Szerokie
barki, opalone i umięśnione. Takie, że mogłyby mnie całą przykryć. Uśmiechnęłam
się pod nosem, zauważając w jakim kierunku biegną moje myśli. Wróciwszy do
rzeczywistości, wstałam z kanapy i podeszłam do piłkarza. Miałam zamiar położyć
dłoń na jego ramieniu, ale zrezygnowałam i cofnęłam ją, oplatając ręce wokół
siebie.
–
Przepraszam. Nie powinnam tego mówić – wyszeptałam cicho, bojąc się, że jest na
mnie zły. Nie chciałam go zdenerwować, po prostu nie przemyślałam tego, co
mówię.
Marc
odwrócił głowę w moją stronę i intensywnie wpatrywał się w moje oczy. Ja
również skanowałam jego twarz, dostrzegając, że rany po wypadku już nieco się
zmniejszyły, jednak nadal były widoczne. Zwłaszcza to rozcięcie na łuku
brwiowym. Chłopak przekręcił się tak, że stał teraz naprzeciwko mnie, a ja,
przygryzając wargę, spuściłam wzrok w dół. Poczułam jego dłoń na policzku, a
moje serce zaczęło bić szybciej. Jego druga ręka spoczęła na mojej talii i
przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie. Nasze nogi się przeplatały, a twarze
dzieliły milimetry. Teraz wyraźnie mogłam poczuć jego zapach, który był
obłędny. Przełknęłam gulę w gardle, widząc, że dystans między nami jeszcze
bardziej się zmniejsza. Cały czas patrzyliśmy sobie w oczy, chcąc widzieć każdą,
nawet najmniejszą, reakcję drugiej osoby. Po chwili jego usta delikatnie
musnęły moje. Mimo, że ledwie się zetknęły, czułam jak przez moje ciało
przechodzi przyjemny prąd. Widząc brak protestu z mojej strony, chłopak
powtórzył czynność, tym razem już intensywniej. Jego dłoń z policzka,
powędrowała na tył mojej głowy, a druga spoczęła na dole pleców. Ja swoje
zarzuciłam na jego kark, ratując się przed upadkiem, gdyż moje nogi zamieniły
się w galaretkę. Marc musiał to wyczuć i jednym zwinnym ruchem posadził mnie na
parapecie, a sam stanął między moimi nogami. Powinnam powiedzieć, że nie wiem
dlaczego mu na to pozwalałam, ale nie jest to prawdą. Nie protestowałam, bo
cholernie mi się to wszystko podobało. On mi się podobał, mimo wszystko.
Oderwaliśmy się od siebie, ciężko dysząc. Ręce Bartry spoczęły na moich
biodrach, a kciukami wszedł pod moją bluzkę i zataczał delikatne kółka na mojej
nagiej skórze. Chyba nie muszę mówić jak to na mnie podziałało. Kolejny raz
zaczęliśmy się całować, tym razem z mojej inicjatywy. Przygryzłam delikatnie jego
dolną wargę i pociągnęłam, na co on krótko westchnął i jeszcze mocniej wpił się
w moje usta, rozchylając je i dołączając do pocałunku język. Przez chwilę
wydawało mi się, że wszystko wokół nas zniknęło, że zostaliśmy tylko my. Czułam
jakby moja skóra płonęła w miejscach, w których on mnie dotyka. Wewnętrzny głos
kazał mi przerwać to, co właśnie się dzieje, ale było mi tak cudownie i lekko,
że nie mogłam tego zrobić. To tak jakby ktoś za dotknięciem magicznej różdżki,
chwilowo wykasował z mojej głowy wszystkie złe myśli. Jego język z pasją
walczył z moim, a ja zatopiłam dłoń w idealnych, kruczo-czarnych włosach,
pociągając za ich końcówki. Nie wiem ile czasu minęło, ale w końcu oderwaliśmy
się od siebie, gwałtownie nabierając powietrza w płuca. Spojrzałam na Marc`a,
który na twarzy miał wymalowany szeroki uśmiech. Było to tak zaraźliwe, że nie
mogłam się powstrzymać i również się uśmiechnęłam, choć w zasadzie nie
wiedziałam dlaczego. A może jednak wiedziałam... Tak, to był najlepszy
pocałunek w całym moim życiu.
–
Wiedziałem, że to się w końcu stanie – piłkarz przerwał ciszę słowami, które
bardzo mnie zaskoczyły.
–
Mhm, mam rozumieć, że było to zaplanowane tak? – uniosłam brwi do góry,
przekrzywiając głowę na prawą stronę.
–
Może tak... A może nie? – droczył się ze mną i kolejny raz musnął moje usta
swoimi, dołączając do tego swój firmowy uśmiech. Odwzajemniłam ten gest, jednak
po chwili oboje spoważnieliśmy. Do mojej głowy znów napłynęły myśli związane z
tatą. Widziałam, że Marc chce coś powiedzieć, ale przyłożyłam swoją dłoń do
jego policzka i delikatnie przejechałam opuszkami palców po jego ranie.
–
Jak doszło do tego wypadku? – zapytałam cicho, chcąc znów uwolnić się od
niepokojących myśli. Kolejny raz zauważyłam jak chłopak zaciska szczękę, a jego
oczy skupiają się na przestrzeni za mną. Piłkarz odepchnął się od parapetu i
podążył w stronę kanapy. Opadł na nią ciężko i odchyliwszy głowę do tyłu,
przejechał dłońmi po twarzy.
–
Wracałem z Ciutat Esportiva, gdzie miałem mieć trening, ale go nie miałem –
rzucił niby od niechcenia, jednak widziałam, że to były tylko pozory.
Zeskoczyłam z parapetu i usiadłszy obok niego chwyciłam jego dłoń i delikatnie
jeździłam po niej paznokciami drugiej ręki. Zauważyłam jak pod moim dotykiem
jego ciało się rozluźnia, co napawało mnie dziwną satysfakcją. Nie dałam jednak
tego po sobie poznać i w ciszy czekałam, aż Marc powie mi całą resztę.
–
Kiedy przyszedłem, Enrique powiedział mi, że jestem zawieszony. Nie dość, że od
miesięcy nie zagrałem w żadnym meczu, to teraz jeszcze mnie zawiesił – wyrzucił
z siebie z goryczą. Było mi go szkoda, ale przypomniałam sobie sytuację, kiedy
Roberto przywiózł go do domu, bo zamiast iść na trening, wolał iść do klubu.
Mówił wtedy coś o tym, że trener dłużej nie będzie tego znosił i widocznie miał
rację. – Byłem wkurzony i nie panowałem nad sobą. Jechałem za szybko i resztę
już wiesz...
–
Marc, może nie powinnam tego mówić, ale... Nie uważasz, że masz to wszystko na
własne życzenie? – spojrzałam w jego oczy i już wiedziałam, że chociaż wie, iż
mam rację, to nie zamierza tego przyznać na głos. Wiedziałam też, że nic więcej
mi już nie powie, dlatego postanowiłam, że nie będę drążyć tematu. Choć to było
irracjonalne, martwiłam się o niego i chciałam mu jakoś przemówić do rozumu,
uświadomić, że takie zachowanie nie przyniesie mu nic dobrego. Niestety nie
czułam się odpowiednią osobą, aby to zrobić. Oprócz incydentu przy oknie, nic
więcej nas nie łączy, więc nie mam prawa wygłaszać mu kazać i go umoralniać.
Spojrzałam
na zegar, który wisiał nad kominkiem. Wskazywał on parę minut po północy, więc
nic dziwnego, że zachciało mi się spać. Wiedziałam jednak, że sama nie zasnę,
ale bałam się zapytać piłkarza, czy zostanie ze mną. Nie chciałam, żeby mnie
źle zrozumiał, ani też nie wiedziałam czy w ogóle będzie chciał zostać. Nie
wiem czy to, co niedawno wydarzyło się między nami ma dla niego jakieś
znaczenie. Nie chcę sobie robić niepotrzebnych nadziei, bo wiem jak Marc
podchodzi do spraw damsko-męskich, a ja nie chcę być dla niego dziewczyną jedną
z wielu. Sama nie wiem kim chce dla niego być, ale obawiam się, że Ros miała
rację. Marc ma w sobie coś takiego, że każda dziewczyna prędzej czy później mu
ulegnie. Jeżeli ze mną też ma się to stać, wolę, aby nadeszło później. Marzeniem
byłoby, żeby on ze swojej strony również zaoferował coś więcej, ale tak jak
mówiłam. Nie chcę robić sobie niepotrzebnych nadziei. Jestem pewna, że gdyby
tylko chciał, mógłby mieć o wiele lepszą dziewczynę niż swoją sprzątaczkę. Ta
myśl, mimo wszystko, bardzo mnie zasmuciła, ale na chwilę obecną wiem, że tak
musi być. Póki tata nie dojdzie do siebie.
–
Grosz za Twoje myśli – spojrzałam na chłopaka i dopiero teraz zorientowałam
się, że wpatruje się we mnie od jakiegoś czasu, a ja nadal, jakby w transie, jeżdżę
paznokciami po wewnętrznej stronie jego przedramienia, całkowicie oddając się
własnym rozważaniom.
–
Moje myśli to słaba inwestycja – uśmiechnęłam się i zatopiłam wzrok w jego
cudownych, zielonych tęczówkach. Jego uśmiech zawsze powodował, że moje serce
zaczynało bić przyspieszonym tempem, natomiast jego oczy... Było w nich coś
kojącego, coś, co mnie uspokajało i przekonywało, że wszystko będzie dobrze.
Duże, piękne, zielone jeziora, w których można przepaść. Do tego ta otoczka z
czarnych i długich rzęs, których mogłaby pozazdrościć mu niejedna dziewczyna.
–
Myślałeś kiedyś o tym, żeby pomalować rzęsy tuszem? – wypaliłam, wyrywając sie
z zamyślenia. Marc popatrzył na mnie jak na kosmitkę, a ja, zupełnie nie
wzruszona, czekałam na odpowiedź. No co? Jestem ciekawa jakby wyglądały.
–
Yyy, Maresol nie wiem czy zauważyłaś, ale jestem mężczyzną – tłumaczył mi,
jakby mówił o dziecka – a mężczyźni raczej się nie malują – zakończył i się
roześmiał. – Wiesz, Twoje myśli to mogłaby być całkiem ciekawa inwestycja – dodał
z naciskiem na przedostatnie słowo, a ja znów ujrzałam jego cudowny uśmiech,
który rzecz jasna odwzajemniłam.
Między
nam znów zapanowała cisza. Kilka razy otwierałam usta, żeby zapytać czy ze mną
zostanie, ale nie mogłam się przełamać. W końcu jednak zrezygnowałam z tego
pomysłu. Jedna nieprzespana noc w tą czy tamtą... Co za różnica. Tyle razy
przerabiałam takie sytuacje, że powinno mi to wejść już w nawyk. Znów ogarnął
mnie smutek, na samą myśl o tym, że kolejny raz zostanę sama. Było mi bardzo
przykro, że cała rodzina się od nas odwróciła. Wszystkie moje kuzynki, kuzyni
udawali, że mnie nie znają. Tak, jakbym ja tu czymkolwiek zawiniła. Z mojego
taty zrobili największego potwora, tylko dlatego, że nie mógł poradzić sobie z
problemami. Ludzie są beznadziejni.
–
Będę się już zbierał – moje rozmyślania przerwał cichy głos Bartry. Poczułam
lekki ucisk w klatce piersiowej, bo mimo wszystko, chciałam żeby został. Choć
to dziwne, przy nim czułam się spokojniej.
–
Uhm, jasne. Odprowadzę cię – wymamrotałam pod nosem, próbując ukryć zawód
malujący się na mojej twarzy. Wstaliśmy z kanapy i ruszyłam w stronę drzwi,
kiedy Marc chwycił mnie za łokieć. Odwróciłam się w jego stronę i spuściłam
głowę na dół.
–
Sol, co jest? – odgarnął kosmyk włosów, który wyplątał się z mojego koka i
schylając się, spojrzał mi w oczy, które świeciły się od zbierających łez. –
Chcesz żebym został? – po kilku sekundach namysłu, skinęłam głową na 'tak', a
jego usta wygięły się w delikatnym uśmiechu.
–
To dlaczego po prostu o to nie zapytałaś? – zaśmiał się, a ja wzruszyłam ramionami.
–
Nie chciałam żebyś to źle... zinterpretował – było mi trochę głupio, ale lepiej
od razu postawić sprawę jasno, żeby każdy z nas wiedział na czym stoi.
Widziałam jak piłkarz zaciska szczękę i przymykając powieki bierze głęboki
oddech.
–
Sol, proszę cię tylko o jedno... Nie wierz we wszystko, co o mnie przeczytasz
lub usłyszysz, okej?
–
Okej, więc... zostaniesz? – zapytałam, tym razem już ze spokojem i uśmiechem na
twarzy.
–
Tak – skinął głową i złożył czuły pocałunek na moim czole.
_____________________________________________________
Witam! Mam parę istotnych informacji ;pJest to ostatni rozdział, który mam napisany "do przodu" więc nie wiem kiedy pojawi się kolejny :)Wszystkich, których blogi czytam, a ostatnio nie komentowałam, serdecznie przepraszam, ale praca i załatwianie spraw papierkowych ze studiami to jest jakiś kosmos. Obiecuję, że sie poprawię :DCo do rozdziału... Nie wiem czy tego oczekiwaliście czy też nie, mam jednak nadzieję, że się Wam spodoba :D Ja go nawet lubię. Marc taki opiekuńczy i kochany :D Ale to dopiero początek ;pI na koniec pochwalę się Wam, że dostałam sie na moje wymarzone bezpieczeństwo narodowe i pod względem punktów jestem na 3 miejscu na 144 osoby. Gdybym wiedziała, to składałabym na UJ :D Żarcik sytuacyjny :DNo, z tej okazji mam coś dla Was! Obiecuję, że jak już będę panią policjant, to nikt z komentujących nie dostanie ode mnie mandatu!Także wiecie...KOMENTUJCIE!
A no i tak zupełnie na marginesie, to zachęcam do śledzenia Snapchat`a Sergiego Roberto (sergiroberto) . Widoki są boskie *.*