Kolejny dzień zaczął się
nadzwyczaj dobrze. Wstałam, umyłam się, ubrałam i zeszłam do kuchni, gdzie jak
zwykle siedziała już Ros z gotowym śniadaniem i kawą. Zanim jeszcze mnie
zauważyła, widziałam jak uśmiecha się pod nosem sama do siebie. Śmiem
twierdzić, że ma to coś wspólnego z całkiem przystojnym blondynem, który nas
wczoraj odwiedził.
-
Jak tam wczorajsza randka? - zapytałam biorąc tosta z talerzyka postawionego na
stole. Blondynka odwróciła się w moją stronę i zgromiła wzrokiem na co się
roześmiałam.
-
To nie była żadna randka... Po prostu przyjacielskie spotkanie - zaprzeczyła,
chociaż zapewne sama w to nie wierzyła. Widziałam, że jest zawstydzona, dlatego
też postanowiłam ją trochę pomęczyć. Poza tym hej, serio jestem ciekawa co
między nimi jest.
-
Jaaasneee... Dziewczyno, kogo ty
próbujesz oszukać? Przecież on od ciebie wzroku oderwać nie mógł i uwierz mi,
nie patrzył na ciebie jak na przyjaciółkę - kiedy tylko skończyłam to zdanie,
widziałam jak próbowała ukryć uśmiech, który za wszelką cenę chciał się
wydostać na jej twarz. W końcu dała za wygraną i parsknęła śmiechem, a ja razem
z nią. - Wiedziałam! Mów mi tu wszystko!
Usiadłam
na krześle, a Ros zajęła miejsce naprzeciwko mnie. Upiłam łyk kawy i z
uśmiechem czekałam, aż mi wszystko opowie.
-
Więc... No Sergi... Oh, no dobra, podoba mi się i to bardzo, ale... - zrobiła
pauzę. Spojrzałam na nią pytającym wzrokiem, dając jej równocześnie do
zrozumienia, że ma kontynuować, bo chcę wiedzieć wszystko. Dziewczyna wywróciła
oczami i po chwili mówiła dalej. - On jest podobny do Marca. Wiesz, imprezy,
dziewczyny... Może nie w tym stopniu, co mój kuzyn, ale spójrzmy prawdzie w
oczy. Jest piłkarzem i gra w najlepszym klubie świata, jest młody, przystojny a
jego kariera dopiero się zaczyna. Może mieć każdą, więc nawet gdyby był mną
zainteresowany, to nie na długo... - słuchałam jej i sama nie wierzyłam w to,
co ona mówi. To znaczy może i miała trochę racji, bo nie znałam przecież
Roberto tak jak ona, ale mimo wszystko nie wydawało mi się żeby było tak jak
mówi blondynka.
-
Ros.. Ja cię rozumiem, ale uwierz mi, że widziałam jak on na ciebie patrzył.
Było w tym coś niezwykłego i możesz się śmiać, ale takie gesty mówią najwięcej
o człowieku. Nie będę cię do niczego namawiać, bo to nie jest moja sprawa, ale
myślę, że trochę źle go oceniasz - uśmiechnęłam się do niej znacząco i zabrałam
za dokończenie mojego śniadania.
-
Witam panie - nagle za moim uchem rozległ się dźwięczny głos Bartry. Spojrzałam
na blondynkę, której mina momentalnie się zmieniła, a jej, przedtem, rozmarzone
oczy mogły w tym momencie zabijać.
-
Zejdź mi z oczu człowieku - odburknęła Ros. Widać, że była na niego bardzo zła
i w sumie to jej się ani trochę nie dziwię. Martwiła się o niego, a on niczym
się nie przejmował.
-
Ojej, kuzyneczko nie bądź taka - podszedł do niej i całując ją w policzek,
sięgnął ręką po tosta znajdującego się na moim talerzu. Zgromiłam go wzrokiem,
a on uśmiechnął się udając niewinnego.
-
Nie będę jeżeli pójdziesz w końcu po rozum do głowy - z ust Marc`a wyszło
głośne westchnięcie, a ja wstałam od stolika, aby odnieść talerzyk i kubek do
zlewu.
-
Przecież nic takiego się nie stało, Sol świetnie mnie pilnowała - gdy
usłyszałam ostatnie słowa, gwałtownie odwróciłam się w jego stronę. Chciałam
coś powiedzieć, zaprzeczyć, ale sama nie wiedziałam jak, więc tylko poruszałam
ustami jak ryba wyjęta z wody.
-
Sol? Co tu się wczoraj działo? - blondynka patrzyła na mnie badawczym wzrokiem,
a ja nadal nie potrafiłam wydusić z siebie żadnego słowa. Patrzyłam to na nią,
to na zbliżającego się do mnie chłopaka i zapewne robiłam z siebie kompletną
idiotkę.
-
Nic, wzięliśmy tylko wspólną kąpiel, prawda kopciuszku? - ocknęłam się dopiero,
kiedy nasze twarze dzieliły centymetry, a jego oczy intensywnie wpatrywały się
w moje.
-
Co?! Nie! - krzyknęłam odpychając go od siebie, a on popatrzył na mnie wzrokiem
typu "czyżby...?" - Znaczy tak, ale to było w basenie! - popatrzyłam
na Ros, która zaczęła chichotać.
-
To dlatego tak bardzo chciałaś, żebym szła z Roberto! - blondynka w ogóle nie
słuchała moich tłumaczeń i specjalnie jeszcze bardziej chciała mnie pogrążyć,
no dzięki! Wiedziałam, że z jej strony to tylko żarty, ale czułam się bardzo
niekomfortowo.
-
Skarbie, następnym razem nie musisz uciekać się do takich metod. Jeżeli chcesz
ze mną zostać sam na sam, wystarczy powiedzieć - zniżony głos piłkarza i jego
'seksowne' poruszanie brwiami, sprawiło, ze sama zaczęłam się śmiać.
-
Nie jesteście normalni -
powiedziałam kręcąc głową, na co oni oboje też się uśmiechnęli. - A ty,
piłkarzyku, nie powinieneś przypadkiem iść na trening? - spytałam unosząc jedną
brew do góry.
-
Na twoje szczęście, powinienem, ale za tego 'piłkarzyka' zemszczę się później -
uraczając mnie jeszcze groźnym spojrzeniem, wyszedł z kuchni, wziął torbę i po
chwili usłyszałyśmy trzaśnięcie drzwiami.
Pokręciłam
głową i zabrałam się za wkładanie naczyń do zmywarki.
-
Sol? - ciszę przerwał głos Rosity. Odwróciłam się w jej stronę, dając znak,
żeby mówiła o co chodzi - Czy Sergi patrzył wczoraj na mnie tak, jak Marc
dzisiaj na ciebie? - na te słowa mało
nie upuściłam trzymanego w ręce talerza. "Że co proszę?!"
-
Nie rozumiem... O czym ty mówisz? - wyjąkałam, śmiejąc się nerwowo.
- Ojj kochanie, myślę, że doskonale wiesz o
czym mówię - uśmiechnęła się szeroko - może i na początku nie byłaś
zainteresowana moim kuzynem, ale przyznaj, ze coś się zmieniło - podeszła
bliżej mnie, a ja zamknęłam zmywarkę i oparłszy się o blat, wytarłam ręce do
ściereczki.
-
Ros, to że z nim rozmawiam nie oznacza jeszcze, że coś do niego czuje...
-
W takim razie, może powiesz mi co tu się wczoraj działo? - widziałam w jej
oczach tą ciekawość, która mało z niej nie wypływała, a uśmiech na twarzy mówił
wszystko. Chyba nie mam wyjścia...
***
-
... i jak widzisz, nic się nie działo - zakończyłam swoją opowieść o
wczorajszych wydarzeniach, a na twarzy blondynki pojawiła się odrobina zawodu. -
A teraz, pozwól, że w końcu zacznę wykonywać swoje obowiązki - uśmiechnęłam się
i poszłam na górę.
Weszłam
do pomieszczenia, którym okazała się być łazienka. Po rozrzuconych ubraniach i
męskich kosmetykach, domyśliłam się, że to łazienka Marc`a. W powietrzu unosił
się zapach całkiem ładnych perfum wymieszany ze świeżym powietrzem wpadającym
przez uchylone okno. Zabrałam się za zbieranie ubrań i porządkowanie reszty
rzeczy porozrzucanych gdzie popadnie. Podniosłam klubową koszulkę Marc`a z jego
nazwiskiem i numerem 15 na plecach. Stanęłam przed lustrem i przyłożyłam ją do
swojego ciała. Uśmiechnęłam się do siebie i pokręciłam głową z własnej głupoty.
Ostatnio doszłam do wniosku, że chętnie wybrałabym się na mecz. Kiedyś, będąc
dzieckiem, często oglądałam piłkę nożną z tatą, ale później wiele rzeczy uległo
zmianie. Zawsze podobało mi się to, jak kibice skandowali imię zawodnika, który
właśnie strzelił gola, albo jak okrzykami wspierali swoje drużyny. Chciałabym
zobaczyć to wszystko z bliska... Może na magicznym Camp Nou? Tak, zaczerpnęłam
kilka informacji na temat mojego "pracodawcy" i muszę przyznać, że
spodobało mi się to, co przeczytałam na jego temat. Poza tymi wszystkimi wybrykami, okazało się,
że zdolny z niego piłkarz. Trochę mi głupio, ale nie podejrzewałam go o to, że
może zaoferować sobą coś więcej niż tylko ładna buzia i portfel wypchany
kartami kredytowymi. Czasami bywam straszną hipokrytką...
Nagle
usłyszałam jak ktoś biegnie po schodach, wyjrzałam zza drzwi i zobaczyłam
wściekłego Bartrę, który niczym huragan wpada do swojego pokoju i z hukiem
zatrzaskuje drzwi. Zdezorientowana przerwałam aktualne zajęcie i zeszłam na dół
z myślą, że może Ros wyjaśni mi, co tu się właśnie stało. Przekroczywszy próg
salonu, od razu dało się wyczuć napiętą atmosferę. W pomieszczeniu, oprócz
blondynki, znajdowali się jeszcze rodzice Marca, którzy bynajmniej nie byli w
dobrych humorach. Pani Catalina siedziała na kanapie, ukrywając twarz w
dłoniach, a jej mąż pocieszająco gładził ją po plecach. Nawet Rosita wyglądała
na przybitą, więc zaczynałam się coraz bardziej denerwować, zwłaszcza, że nie
miałam pojęcia co się dzieje. Spojrzałam na dziewczynę, która skinąwszy głową
dała mi znak, abym poszła z nią do kuchni.
-
Ros, do cholery, o co chodzi? - usiłowałam mówić szeptem, żeby nie wprowadzać
dodatkowego zamieszania, ale nie potrafiłam kontrolować swojego głosu. Czułam
jak trzęsą mi się ręce, choć zupełnie nie rozumiałam dlaczego.
-
Marc miał wypadek... samochodowy - wyrzuciła z siebie, spuszczając wzrok na
dół.
-
Co?! Ja-jak to? Przecież szedł... widziałam go - byłam w totalnym szoku. Nie
mogłam się wysłowić. Co on znowu nawywijał? Niemniej jednak nadal nie
rozumiałam... wypadek? Przecież widziałam jak wchodził do swojego pokoju!
-
Spokojnie... Za szybko jechał, wpadł w poślizg przy gwałtownym hamowaniu i
uderzył w jakiś słup, nie wiem dokładnie, tyle powiedział mi wujek. Oni sami
dowiedzieli się dopiero jak do nich zadzwoniła policja. Chyba nic mu nie jest,
przynajmniej on tak twierdzi. Wpadł do domu i jedyne, co zdążyłam zauważyć to
parę zadrapań na twarzy... Na szczęście nikomu innemu też nic się nie stało.
-
Boże, Ros... - westchnęłam i opadłam na stojące obok krzesło. - Powiedz mi,
dlaczego twój kuzyn jest takim idiotą? - zapytałam zrezygnowana. Nie rozumiem
jak można być tak nieodpowiedzialnym człowiekiem? Na litość boską, przecież on
nie ma 14 lat, tylko 24, a zachowuje się jak nastolatek!
-
Nie mam pojęcia, wkurza mnie jedynie to, że wszystkie jego wybryki odbijają sie
na jego rodzicach. Widziałaś ciocię? Jest załamana, a wujek kompletnie nie wie
jak do niego dotrzeć. Oni powinni odpocząć, mieć teraz czas dla siebie, a nie
ciągle martwić się o to, co tym razem zrobił ich syn - w oczach blondynki
gościła prawdziwa złość i w sumie się jej nie dziwiłam. Każdy rodzic chce dla
swojego dziecka jak najlepiej, a Marc nie potrafi tego docenić.
Naszą
rozmowę przerwał Pan Fabio, który chciał zamienić kilka słów z Ros na
osobności. Grzecznie przeprosiłam i udałam się z powrotem na piętro.
Przechodząc obok drzwi prowadzących do jego pokoju, na chwilę się zatrzymałam i
po krótkim namyśle postanowiłam wejść. Marc leżał na łóżku, oczywiście bez
koszulki, i podrzucał nad głową piłkę do kosza. Kiedy zdał sobie sprawę z mojej
obecności, uniósł na chwilę głowę, a moje oczy momentalnie dostrzegły wszystkie
zadrapania na jego twarzy. Wciągnęłam głośno powietrze, na co on prychnął i z
powrotem opadł plecami na materac.
-
Co się tak patrzysz, jakbyś ducha zobaczyła - burknął pod nosem, jednak
doskonale to usłyszałam. Nie do wiary jakim człowiek może być palantem.
-
Ducha może nie, raczej dupka - piłkarz na chwilę zaprzestał bawić się piłką,
jednak nie liczyłam na to, ze moje słowa wywołają u niego jakąkolwiek skruchę i
miałam rację. Po chwili znów zaczął podrzucać nadmuchany balon nad głową. W
sumie jedno od drugiego za bardzo się nie różniło- w jego przypadku.
Nie
zamykając za sobą drzwi, pobiegłam do kuchni i wyjęłam z zamrażalnika trochę
lodu i nożyczki z szuflady. Po drodze nie zauważyłam ani Rosity, ani rodziców
Bartry, więc pewnie poszli porozmawiać gdzieś, gdzie będą mieli spokój.
Wracając na górę, wstąpiłam do łazienki po apteczkę oraz zmoczony ręcznik i
ponownie poszłam do jego pokoju. Czułam jak przesuwa po mnie swoim badawczym
wzrokiem, kiedy kładłam rzeczy na szafce obok jego łóżka. Odłożywszy wszystkie
rzeczy, odwróciłam się w jego stronę z ręcznikiem w dłoni, a on nadal nie
spuścił ze mnie wzroku.
-
Co się tak patrzysz, jakbyś ducha zobaczył? - użyłam przeciwko niemu, jego
własnych słów, na co kąciki jego ust minimalnie drgnęły w górę. - Usiądź tutaj -
wskazałam palcem na krawędź łóżka. O dziwo Marc posłuchał i bez żadnego
zbędnego "ale" wykonał moje polecenie.
Pochyliłam
się nad nim i delikatnie zaczęłam przemywać jego twarz. Rany wcale nie były
takie małe. Guz na czole, rozcięcie na łuku brwiowym, podrapane policzki,
siniak obok oka... Niemniej jednak, wypadki samochodowe zazwyczaj kończą się
dużo gorzej, więc podejrzewam, że i tak miał więcej szczęścia niż rozumu.
-
Gdybym wiedział, że będę miał taką seksowną pielęgniarkę, to częściej miewałbym
różne wypadki - wiedziałam, że ten człowiek nie wytrzyma długo bez swoich
głupich odzywek. Na jego twarzy zagościł firmowy uśmieszek, a jego ręce
spoczęły na moich biodrach i przesuwały się w kierunku, w którym zdecydowanie
nie powinny się przesuwać. Uśmiechnęłam się pod nosem i "przypadkiem"
za mocno przycisnęłam ręcznik do jednej z jego ran. Marc głośno syknął i zabrał
swoje łapy- Ała, dobra, zrozumiałem! Nie dotykam- uniósł ręce w geście
kapitulacji, pokazując, że faktycznie dotarło do niego moje ostrzeżenie.
-
Widzisz, jednak nie jesteś taki głupi - zaśmiałam się i odłożywszy ręcznik,
sięgnęłam po plastry i nożyczki. - Szkoda tylko, że przez twoje idiotyczne
wybryki cierpią najbliżsi... - dokończyłam opatrywanie i posprzątawszy, podałam
mu woreczek z lodem, aby mógł przyłożyć sobie do czoła.
-
Co ty możesz wiedzieć o moim życiu - odwróciłam się w jego stronę i zobaczyłam,
że znów leży na łóżku. W sumie, było mi go trochę szkoda. Widać, że coś go
gryzło, ale jest zbyt dumny na to, żeby z kimś porozmawiać o swoich problemach.
No cóż, widocznie pieniądze szczęścia również nie zapewniają.
-
Racja. Przecież tacy jak ja, nie zrozumieją takich jak ty - uśmiechnęłam się
delikatnie i wyszłam z jego pokoju.
Ten rozdział jakiś krótki i taki... sama nie wiem. Wy ocenicie w komentarzach, mam nadzieję :DI mam jeszcze coś dla Was.Zrobiłam zwiastun. Sama, własnoręcznie męczyłam się z jakimiś dziwnymi programami i komputerem. Dobra, może nie tak do końca sama, ale poza momentami, kiedy wszystko psułam, a pewien osobnik naprawiał, to radziłam sobie całkiem nieźle :DTak więc zapraszam do obejrzenia i koniecznie napiszcie co o nim sądzicie, bo pierwszy raz w życiu robiłam zwiastun :P
Mam nadzieję, że się podoba :)
CZYTASZ=KOMENTUJESZ