Hej :) W odpowiedzi do jednego komentarza, zamieszczam notkę i przepraszam, że nie dodałam wcześniej ;)
Nie. Nie będzie nowego rozdziału. Ani tutaj, ani na drugim blogu ani już raczej nigdzie. Moja "kariera" chyba dobiegła końca ;p
Ostatni post pojawił się 8 września i od tamtego czasu nawet nie otworzyłam opowiadania. Nie wiem dlaczego, ale jakoś nie umiem już pisać. Nie tak, że bym nie chciała... Po prostu kiedy zaczynam opowiadanie, mam je w głowie ułożone całe. Ale później zaczynam coś zmieniać, albo samo się zmienia i wychodzi na to, że brakuje mi koncepcji i tracę jakoś chęci do pisania... Do tego dochodzą studia i praca, brak czasu...
Obecnie mam utworzone dwa blogi z opowiadaniami. Na swoim laptopie mam około 5-6 rozpoczętych historii, które stoją w miejscu. Nie wszystkie są o piłkarzach, każde jest inne i bardzo bym chciała się nimi z Wami podzielić. Tylko, że wiem jak będzie to wszystko wyglądać. Może i na początku rozdziały będą się pojawiać regularnie, ale z czasem znów to padnie, bo zbyt dobrze siebie znam...
Nie chcę Was tak trzymać, bo wiem że czekacie na kontynuację a tu o, nic. Dlatego jeżeli uda mi się skończyć to opowiadanie, z pewnością dodam rozdziały. Ale tak jak mówię - dopiero wtedy, kiedy będę miała całość.
Przepraszam i mam nadzieję, że do Was jeszcze kiedyś wrócę! ;*
Love Me Like You Do
poniedziałek, 9 stycznia 2017
czwartek, 8 września 2016
Rozdział dziesiąty (+18)
Wizyta w sanatorium skończyła się bardzo szybko, gdyż mój kochany tatuś nie był zbyt skory do dłuższych rozmów. Spieszył się na masaż z panią Clarisą, której to imię wspomniał kilka razy w przeciągu niespełna godziny. Nie chciałam wybiegać zbytnio w przyszłość, ale jego zachowanie pozwalało mi twierdzić, iż pani Clarisa wpadła mojemu staruszkowi w oko. Tak więc po przedstawieniu tacie Rosity i zamienieniu kilku zdań na temat jego samopoczucia i tego, co u mnie słychać, pożegnałyśmy się i opuściłyśmy budynek. Sama nie wiedziałam co o tym myśleć. Wydawało mi się jednak, że tata czuł się dobrze i był szczęśliwy, a to było dla mnie w tym momencie najważniejsze.
– Wiesz Sol – zaczęła blondynka, kiedy tylko wyszłyśmy na świeże powietrze – myślę, że twój tata całkiem nieźle sobie radzi.
– Taak, też tak myślę – uśmiechnęłam się. – Cieszę się z tego powodu, dawno nie widziałam go w tak dobrym stanie. W zasadzie… nie widziałam go takiego od śmierci mamy.
– Ehh, chodź tu do mnie – przytuliła mnie, a ja zatrzymałam łzy, zanim spłynęły po moich policzkach. – Wszystko się ułoży. Moim zdaniem, teraz powinnaś skupić się na sobie. Patrz, jak bardzo pomogłaś swojemu tacie, jestem z ciebie dumna. Naprawdę. Nie znam drugiej takiej dziewczyny, jak ty i bardzo się cieszę, że cię poznałam. Tyle, że teraz jest czas dla ciebie.
*
W życiu nie jednokrotnie bywa tak, że gdy jeden problem znika, pojawia się drugi. Tak było właśnie u mnie. Cieszyłam się, że mój tata czuje się lepiej i nie muszę się już o niego tak bardzo martwić. Niestety miałam teraz więcej czasu na rozmyślanie o piłkarzu i o tym, co ja tak właściwie do niego czuje. Miłość? Bynajmniej. Na to było za wcześnie. Zauroczenie? Fascynacja? Tak. Myślę, że to odpowiednie słowa. Marc był… był inny. Interesujący, choć bez wątpienia zachowywał się czasami, jak totalny dupek. Wobec mnie, wobec Ros i przede wszystkim wobec swoich kolegów z drużyny. Potrzebowali go, a on nie dopuszczał tej myśli do siebie. Nie wiem dlaczego, ale cholera… zależało mi na nim. I szlag jasny mnie trafiał, kiedy widziałam jak traktuje ludzi, którzy chcą mu pomóc. Dni mijały, ja miałam skupić się na sobie, ale kompletnie nie wiedziałam co miałabym niby zrobić. Moje rozmyślania na ten temat, kończyły się zawsze tym samym – Bartrą. Ten facet ma coś w sobie. Coś, co uzależnia i działa na wszystkie kobiety. A ja myślałam, że jestem inna… Pfff, dobre sobie Tabares. Jesteś taka sama jak każda. Głupia i naiwna.
– Głupia i naiwna… – powtórzyłam szeptem, mówiąc do samej siebie, bo przecież nikogo innego nie było w domu. Bartra jak zwykle chodził własnymi ścieżkami, a Ros miała randkę z panem idealnym. Ekhem, znaczy z Sergim.
Przewróciłam się na plecy i siadając na łóżku, sięgnęłam ręką po telefon. 22:52 a Ros nadal nie było. Nie martwiłam się o nią, bo była w dobrych rękach, ale zazwyczaj o tej porze była już w moim pokoju i zdawała relacje z tego, jak przebiegło spotkanie. Już miałam zamiar odłożyć komórkę na szafkę, kiedy usłyszałam dźwięk SMS-a.
„Zostaję na noc u Roberto. Nie martw się, wszystko jest okej. Buziaczki, jutro ci wszystko opowiem.”
Uśmiechnęłam się pod nosem. Coś mi się wydaje, że tej nocy Rosita też się nie wyśpi i to wcale nie z powodu trzaskającego drzwiami Marca. Nie pozostało mi więc nic innego, jak pójść się wykąpać, a później położyć spać. Wyjęłam z szafy figi oraz koszulkę, która była na mnie za duża o kilka rozmiarów i poszłam do łazienki. Napuściłam wody do wanny, dodałam kilka kropel olejku kokosowego i zanurzyłam się w pianie. Skóra zaczęła mnie lekko piec od gorąca, które nią zawładnęło, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, było to bardzo przyjemne uczucie. Oparłam głowę o brzeg wanny i przymknęłam oczy, rozkoszując się ciszą, spokojem i pięknym zapachem kokosa. Dla odmiany, postanowiłam nie myśleć o piłkarzu. Zastanawiałam się nad tym, co chcę robić dalej. Przecież nie będę do końca życia sprzątała w domu Bartry. Zawsze chciałam pójść na studia dziennikarskie. Czułam, że to było coś, w czym mogłabym się odnaleźć. Niestety wiązało się to z wydatkami, a poza tym, po śmierci mamy, kompletnie nie myślałam o swojej przyszłości. Najwyższy czas to zmienić. Rosita miała racje, powinnam skupić się na sobie i ruszyć do przodu. Wiedziałam, że z jej wsparciem będzie mi o wiele łatwiej. Może nie znałyśmy się długo, ale to nie ma znaczenia. Prawdziwych przyjaciół poznaje się w ciężkich chwilach.
Woda powoli robiła się już chłodna więc, z wielką niechęcią, wyszłam z wanny i owinęłam się miękkim ręcznikiem. Podeszłam do lustra, umyłam zęby, nałożyłam na twarz krem nawilżający i przebrałam się we wcześniej przygotowane rzeczy. Rozplątałam koka, którego zrobiłam sobie na czubku głowy i rozczesałam włosy. Przyjrzałam się swojemu odbiciu i tak, zdecydowanie muszę wziąć się za siebie. A zacznę chyba od moich rozdwojonych końcówek i bladej twarzy.
Wyszłam z łazienki i idąc w stronę swojego pokoju trafiłam wprost na Bartrę. Kolejny raz nasze spojrzenia się skrzyżowały, a my staliśmy zupełnie bez ruchu. Mnie dodatkowo krępowało to, że jestem w samej koszulce i dość skąpych figach. Atmosfera bardzo się zagęściła i wyraźnie było czuć między nami napięcie. Widziałam jego wzrok błądzący po moich nogach, ja natomiast nie omieszkałam przyjrzeć się jemu. Miał na sobie zwykłe czarne dresy i klubową koszulkę, a i tak wydawało mi się, że jest to najbardziej męski strój jaki kiedykolwiek w życiu widziałam. Moje myśli zdecydowanie zawędrowały zbyt daleko, dlatego też postanowiłam przerwać to, co właśnie się działo. Cokolwiek to było. Westchnęłam i ruszyłam w stronę drzwi mojego pokoju. Nie dane mi było jednak do nich dotrzeć. Poczułam, jak Marc chwyta mnie za rękę i lekkim szarpnięciem przyciska do ściany, opierając swoje dłonie z obu stron mojego ciała.
– Co ty ze mną zrobiłaś, co? – wychrypiał mi tuż nad uchem. Nie mogłam rozgryźć jakie emocje malują się teraz na jego twarzy. Złość? Może trochę…
– J-ja? – nie do końca rozumiałam o co mu chodzi. Zachowywał się co najmniej dziwnie, ale w żadnym wypadku nie było czuć od niego alkoholem.
– Tak. Właśnie ty – warknął. – Wszystko twoja wina. Twoich cholernie pięknych oczu i twojego głupiego gadania. To przez to mam taki mętlik w głowie. Cokolwiek bym nie chciał zrobić, widzę twoją twarz, która patrzy na mnie tym karcącym wzrokiem. Chciałem się dzisiaj napić i co? Pojawia się cholerna Sol i mówi „dobrze wiesz, jak to się skończy” i wiesz co? Zawsze chciałem żeby to właśnie tak się kończyło. Aż do dziś – spojrzał mi prosto w oczy, a ja nie mogłam się nie uśmiechnąć. Nie był zły. Był wściekły. Wiedziałam, że tym razem coś zrozumiał, a jego nerwy, wbrew pozorom, nie są skierowane w moją stronę.
– Więc gdzie byłeś? – zapytałam i rozluźniłam swoje spięte ciało. Widziałam, że z niego również schodzi cała złość, a rysy twarzy łagodnieją.
– Na stadionie – wyszeptał. I w zasadzie… nie musiał już nic więcej mówić. Jego spojrzenie wyjaśniło wszystko. Docierało do niego to, co traci. Powoli, ale docierało i to było najważniejsze. On musiał zrozumieć, że niszcząc swoje życie robi na złość jedynie sobie.
Przygryzłam wargę i widziałam, jak jego oczy niebezpiecznie ciemnieją. Marc chwycił moje ręce i unieruchamiając mi je nad głową, przycisnął mnie swoim ciałem jeszcze bliżej ściany. Przełknęłam gulę, która wytworzyła się w moim gardle. Jeżeli woda w wannie była gorąca, to ten facet musiał być jakimś cholernym wulkanem. Moje nozdrza opanował zapach jego pięknych perfum i żelu pod prysznic, a serce mało nie wyskoczyło z klatki piersiowej. Oczekiwanie na to, kiedy mnie pocałuje było jak tortura i miałam wrażenie, że Bartra doskonale o tym wiedział. Po jego twarzy błądził cwany uśmieszek, który jedynie bardziej mnie podniecał. W końcu chyba postanowił się nade mną zlitować i po chwili nasze usta zetknęły się w delikatnym pocałunku. Jedno muśnięcie, drugie, trzecie… Myślę, że najpierw chciał sprawdzić czy nie będę protestować, ale błagam… Przeciwko czemu tu protestować? Postanowiłam trochę przejąć inicjatywę i zarzuciwszy ręce na jego kark, pogłębiłam nasz pocałunek. Piłkarz zjechał dłońmi aż na moje pośladki i poderwał mnie do góry tak, że oplotłam go nogami w pasie. Chwilę później, wiedziałam już że wchodzimy do jego sypialni. W pokoju panował przyjemny półmrok, gdyż jedynym źródłem światła był księżyc nieśmiało zaglądający przez ogromne okna. Marc położył mnie na miękkim materacu swojego łóżka, a sam zdjął z siebie koszulkę, którą rzucił gdzieś w kąt. Patrzyłam na jego idealnie umięśniony brzuch, szeroką klatkę piersiową, ramiona… Był gorący. Inne słowo nie przychodziło mi w tym momencie do głowy. Spojrzałam na jego twarz i zobaczyłam ten uśmiech. Pełen satysfakcji, pewności siebie i triumfu. On wiedział, jak działa na kobiety i bezczelnie to wykorzystywał. W tym tkwił jego urok, któremu i ja uległam. Oboje wiedzieliśmy, co za chwilę nastąpi i było to nieuniknione. Może nie do końca racjonalne z mojej strony, ale chciałam tego. Bartra wszedł na łóżko i przykrył mnie swoim ciałem. Opierając się na prawym przedramieniu, opuszkami drugiej dłoni przesunął po moim udzie, biodrach i zahaczając o koszulkę, podciągnął ją aż do linii moich piersi. Zatrzymał się na mojej talii i spojrzał w moje oczy.
– Sol, chcesz tego? – zapytał szeptem. Po raz pierwszy usłyszałam taką niepewność w jego głosie, co nieco mnie rozczuliło.
– Chce, tylko… – zawahałam się. Jak miałam mu to powiedzieć? – Ja po prostu… Nie mam doświadczenia w tych sprawach – wydukałam.
– Jesteś dziewicą? – zdziwił się, jednak widziałam nikły uśmiech błąkający się w kącikach jego ust.
– Nie, ale robiłam to tylko raz – wyznałam. – W dodatku był to największy błąd mojego życia i mam… Złe wspomnienia.
– A czy to – zrobił pauzę i spojrzał na mnie znacząco – tu i teraz, będzie dla ciebie błędem? – sparaliżowana jego wzrokiem, zdołałam jedynie pokręcić przecząco głową, ale okazało się to wystarczającą odpowiedzą dla niego. – W takim razie, pożegnaj złe wspomnienia raz na zawsze – uśmiechnął się szelmowsko i kolejny raz wpił w moje usta.
Sięgnęłam dłońmi do jego dresów i z małą pomocą piłkarza, pozbyliśmy się ich, rzucając je gdzieś obok łóżka. Chwilę później dołączyła do nich moja koszulka. Każdy ruch Bartry był delikatny, tak jakby dotykał porcelanowej lalki. Błądził wzrokiem po całym moim ciele, a ja (co dziwne) nie czułam żadnego skrępowania. W jego oczach dostrzegałam dziwny błysk, nie wiedziałam, co on oznacza, ale była to taka pozytywna iskierka. Uśmiechnęłam się pod nosem i wcale nie czułam, że oddając się mu, robię coś nieodpowiedniego. Przyciągnęłam go bliżej siebie i lekko popchnęłam. Teraz to on leżał plecami na materacu, a ja byłam nad nim. Przerzuciłam włosy na jedną stronę i musnęłam ustami jego wargi, brodę, szyję, klatkę piersiową, brzuch i zatrzymałam się tuż nad linią jego bokserek. Podniosłam wzrok i patrząc mu prosto w oczy, przejechałam językiem wzdłuż gumki, pozostawiając mokry ślad na jego skórze. Mięśnie na jego brzuchu momentalnie się spięły, a do moich uszu dotarło ciche westchnienie. Uśmiechnęłam się triumfalnie i z powrotem wróciłam do jego ust. Całowaliśmy się coraz bardziej zachłannie, gdyż oboje byliśmy już na skraju wytrzymania.
– Cholera – syknął, kiedy otarłam się biodrami o jego męskość. Gwałtownym ruchem sprawił, że znów to on górował nade mną.
W pokoju dało się słyszeć jedynie nasze przyspieszone oddechy i bicie mojego serca. A przynajmniej takie miałam wrażenie, bo waliło tak mocno, jakby miało zaraz wyskoczyć. Marc uklęknął na łóżku i wytyczając pocałunkami ścieżkę od moich ust, przez klatkę piersiową aż do pępka, delikatnie zdjął ze mnie ostatnią część garderoby. Jego twarz znów znalazła się tuż obok mojej, a nasze języki prowadziły namiętną walkę o dominację. Poczułam, jak jego dłoń zjeżdża w dół mojego ciała, aby sprawdzić moją gotowość. Poruszyłam się niespokojnie, gdy dotknął mojej kobiecości.
– Taka mokra, specjalnie dla mnie – wyszeptał mi wprost do ucha, sprawiając że nieco się zawstydziłam. On był taki… Niegrzeczny? Nie wiem czy to właściwe określenie, ale taki właśnie mi się wydawał. Co chwila szeptał mi jakieś słówka, które jedynie rozpalały moje pragnienia. Wiłam się pod nim, niemal nie błagając, aby w końcu zrobił to, na co oboje czekaliśmy.
Chwilę później niecierpliwie zdjął swoje bokserki i rozpakowawszy małą paczuszkę, którą wyjął z szuflady, ułożył się między moimi nogami. Spojrzał jeszcze w moje oczy, jakby doszukując się jakiegoś zawahania. Chciał mieć pewność, że na wszystko się zgadzam. Uświadomiłam sobie wtedy, że wystarczy jedno moje słowo, a do niczego między nami nie dojdzie. Nie miałam jednak zamiaru protestować, a zamiast tego skinęłam twierdząco głową. Piłkarz kolejny raz mnie pocałował, a zaraz potem czułam jak wchodzi do mojego wnętrza. Był bardzo delikatny, choć i tak czułam lekki ból. Przymknęłam mocno powieki, chcąc jakoś nad tym zapanować. Marc położył dłoń na mojej twarzy i pogładził kciukiem mój policzek. Otworzyłam oczy i uśmiechnęłam się delikatnie. Nieprzyjemne uczucie mijało, a w jego miejscu pojawiało się jeszcze większe podniecenie, niż na początku. Chłopak powoli zaczął się we mnie poruszać, a ja nie mogłam powstrzymać się od cichych jęków. To było zupełnie coś innego niż mój pierwszy raz. W zasadzie… Czułam jakby to właśnie on był tym pierwszym, prawdziwym mężczyzną w moim życiu. Seks z nim był przyjemny, delikatny i przede wszystkim, chciałam tego całą sobą. Mimo iż wiedziałam, jaki potrafi być, wiedziałam jak traktuje kobiety… Chciałam zaryzykować. Jego ruchy przybrały na sile, ale ani trochę mi to nie przeszkadzało. Doskonale wiedział co robi, a ja całkowicie mu w tej kwestii zaufałam. Patrzyłam na napięte mięśnie jego twarzy, zaciśniętą szczękę, przymknięte powieki. On również był już blisko. Przejechałam paznokciami przez całą długość jego pleców, od pośladków po łopatki. Z ust chłopaka wydobył się gardłowy jęk, a zaraz po tym czułam, jak zasysa skórę na mojej szyi. Lada moment nadeszło spełnienie, któro całkowicie zapanowało nad naszymi ciałami. Nie wiem ile to wszystko trwało. Sekundę? Minutę? Godzinę? Nie mam pojęcia. Kompletnie zatraciłam się w tym, co mężczyzna ze mną robił. Tak, jakby nasze ciała stworzyły jedność. Nie tylko ciała. Nie chciałam jednak robić sobie zbędnych nadziei i psuć tej chwili.
Leżeliśmy obok siebie, kompletnie wyczerpani. Dłoń Bartry spoczywała na moim brzuchu, kciukiem zakreślając na nim niewielkie kółka. W pomieszczeniu panowała cisza, zakłócana jedynie przez nasze ciężkie oddechy. Dopiero teraz uświadamiałam sobie, co właściwie się stało. Największym szokiem były dla mnie słowa Marca, które pamiętałam, co do jednego. To wszystko było tak niesamowite, że aż wydawało się nierealne. Spojrzałam na niego. Leżał na brzuchu, z twarzą odwróconą w moją stronę i przymkniętymi powiekami. Gdyby nie ruchy jego dłoni, pomyślałabym, że śpi. Był taki spokojny, rozluźniony. W momencie, kiedy na moich ustach pojawił się uśmiech, jego oczy się otworzyły.
– Lubię to – wychrypiał, nie odrywając twarzy od poduszki. Spojrzałam na niego pytająco. – Twój uśmiech. Lubię go.
– Marc… – zaczęłam, na co on podniósł się na łóżku i oparłszy głowę o wezgłowie, skierował swój wzrok na mnie. To wcale mi nie pomogło. – Co będzie dalej? Nie chcę niczego popsuć, ale nie chcę też żebyś traktował mnie tak, jak do tej pory. Nie jestem twoim wrogiem…
– Wiem Sol… – westchnął ciężko i złapał moją dłoń. – Tylko to nie jest takie proste. Muszę sobie to wszystko poukładać, okej?
– Okej, tylko daj sobie pomóc – pocałowałam go w policzek i uśmiechnęłam się szeroko, co również on odwzajemnił.
Moje powieki stawały się coraz cięższe, co nie umknęło uwadze piłkarza. Podszedł do szafy, ubrał bokserki a następnie wyjął klubową koszulkę z numerem „15” i jego nazwiskiem na plecach. Pomógł mi ją założyć i wrócił na miejsce obok.
– Dobranoc – powiedział, obejmując mnie ramieniem i przyciągając bliżej.
– Dobranoc – odpowiedziałam i nie wiedzieć dlaczego, uśmiech nie chciał zejść z mojej twarzy.
– Wiesz Sol – zaczęła blondynka, kiedy tylko wyszłyśmy na świeże powietrze – myślę, że twój tata całkiem nieźle sobie radzi.
– Taak, też tak myślę – uśmiechnęłam się. – Cieszę się z tego powodu, dawno nie widziałam go w tak dobrym stanie. W zasadzie… nie widziałam go takiego od śmierci mamy.
– Ehh, chodź tu do mnie – przytuliła mnie, a ja zatrzymałam łzy, zanim spłynęły po moich policzkach. – Wszystko się ułoży. Moim zdaniem, teraz powinnaś skupić się na sobie. Patrz, jak bardzo pomogłaś swojemu tacie, jestem z ciebie dumna. Naprawdę. Nie znam drugiej takiej dziewczyny, jak ty i bardzo się cieszę, że cię poznałam. Tyle, że teraz jest czas dla ciebie.
*
W życiu nie jednokrotnie bywa tak, że gdy jeden problem znika, pojawia się drugi. Tak było właśnie u mnie. Cieszyłam się, że mój tata czuje się lepiej i nie muszę się już o niego tak bardzo martwić. Niestety miałam teraz więcej czasu na rozmyślanie o piłkarzu i o tym, co ja tak właściwie do niego czuje. Miłość? Bynajmniej. Na to było za wcześnie. Zauroczenie? Fascynacja? Tak. Myślę, że to odpowiednie słowa. Marc był… był inny. Interesujący, choć bez wątpienia zachowywał się czasami, jak totalny dupek. Wobec mnie, wobec Ros i przede wszystkim wobec swoich kolegów z drużyny. Potrzebowali go, a on nie dopuszczał tej myśli do siebie. Nie wiem dlaczego, ale cholera… zależało mi na nim. I szlag jasny mnie trafiał, kiedy widziałam jak traktuje ludzi, którzy chcą mu pomóc. Dni mijały, ja miałam skupić się na sobie, ale kompletnie nie wiedziałam co miałabym niby zrobić. Moje rozmyślania na ten temat, kończyły się zawsze tym samym – Bartrą. Ten facet ma coś w sobie. Coś, co uzależnia i działa na wszystkie kobiety. A ja myślałam, że jestem inna… Pfff, dobre sobie Tabares. Jesteś taka sama jak każda. Głupia i naiwna.
– Głupia i naiwna… – powtórzyłam szeptem, mówiąc do samej siebie, bo przecież nikogo innego nie było w domu. Bartra jak zwykle chodził własnymi ścieżkami, a Ros miała randkę z panem idealnym. Ekhem, znaczy z Sergim.
Przewróciłam się na plecy i siadając na łóżku, sięgnęłam ręką po telefon. 22:52 a Ros nadal nie było. Nie martwiłam się o nią, bo była w dobrych rękach, ale zazwyczaj o tej porze była już w moim pokoju i zdawała relacje z tego, jak przebiegło spotkanie. Już miałam zamiar odłożyć komórkę na szafkę, kiedy usłyszałam dźwięk SMS-a.
„Zostaję na noc u Roberto. Nie martw się, wszystko jest okej. Buziaczki, jutro ci wszystko opowiem.”
Uśmiechnęłam się pod nosem. Coś mi się wydaje, że tej nocy Rosita też się nie wyśpi i to wcale nie z powodu trzaskającego drzwiami Marca. Nie pozostało mi więc nic innego, jak pójść się wykąpać, a później położyć spać. Wyjęłam z szafy figi oraz koszulkę, która była na mnie za duża o kilka rozmiarów i poszłam do łazienki. Napuściłam wody do wanny, dodałam kilka kropel olejku kokosowego i zanurzyłam się w pianie. Skóra zaczęła mnie lekko piec od gorąca, które nią zawładnęło, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, było to bardzo przyjemne uczucie. Oparłam głowę o brzeg wanny i przymknęłam oczy, rozkoszując się ciszą, spokojem i pięknym zapachem kokosa. Dla odmiany, postanowiłam nie myśleć o piłkarzu. Zastanawiałam się nad tym, co chcę robić dalej. Przecież nie będę do końca życia sprzątała w domu Bartry. Zawsze chciałam pójść na studia dziennikarskie. Czułam, że to było coś, w czym mogłabym się odnaleźć. Niestety wiązało się to z wydatkami, a poza tym, po śmierci mamy, kompletnie nie myślałam o swojej przyszłości. Najwyższy czas to zmienić. Rosita miała racje, powinnam skupić się na sobie i ruszyć do przodu. Wiedziałam, że z jej wsparciem będzie mi o wiele łatwiej. Może nie znałyśmy się długo, ale to nie ma znaczenia. Prawdziwych przyjaciół poznaje się w ciężkich chwilach.
Woda powoli robiła się już chłodna więc, z wielką niechęcią, wyszłam z wanny i owinęłam się miękkim ręcznikiem. Podeszłam do lustra, umyłam zęby, nałożyłam na twarz krem nawilżający i przebrałam się we wcześniej przygotowane rzeczy. Rozplątałam koka, którego zrobiłam sobie na czubku głowy i rozczesałam włosy. Przyjrzałam się swojemu odbiciu i tak, zdecydowanie muszę wziąć się za siebie. A zacznę chyba od moich rozdwojonych końcówek i bladej twarzy.
Wyszłam z łazienki i idąc w stronę swojego pokoju trafiłam wprost na Bartrę. Kolejny raz nasze spojrzenia się skrzyżowały, a my staliśmy zupełnie bez ruchu. Mnie dodatkowo krępowało to, że jestem w samej koszulce i dość skąpych figach. Atmosfera bardzo się zagęściła i wyraźnie było czuć między nami napięcie. Widziałam jego wzrok błądzący po moich nogach, ja natomiast nie omieszkałam przyjrzeć się jemu. Miał na sobie zwykłe czarne dresy i klubową koszulkę, a i tak wydawało mi się, że jest to najbardziej męski strój jaki kiedykolwiek w życiu widziałam. Moje myśli zdecydowanie zawędrowały zbyt daleko, dlatego też postanowiłam przerwać to, co właśnie się działo. Cokolwiek to było. Westchnęłam i ruszyłam w stronę drzwi mojego pokoju. Nie dane mi było jednak do nich dotrzeć. Poczułam, jak Marc chwyta mnie za rękę i lekkim szarpnięciem przyciska do ściany, opierając swoje dłonie z obu stron mojego ciała.
– Co ty ze mną zrobiłaś, co? – wychrypiał mi tuż nad uchem. Nie mogłam rozgryźć jakie emocje malują się teraz na jego twarzy. Złość? Może trochę…
– J-ja? – nie do końca rozumiałam o co mu chodzi. Zachowywał się co najmniej dziwnie, ale w żadnym wypadku nie było czuć od niego alkoholem.
– Tak. Właśnie ty – warknął. – Wszystko twoja wina. Twoich cholernie pięknych oczu i twojego głupiego gadania. To przez to mam taki mętlik w głowie. Cokolwiek bym nie chciał zrobić, widzę twoją twarz, która patrzy na mnie tym karcącym wzrokiem. Chciałem się dzisiaj napić i co? Pojawia się cholerna Sol i mówi „dobrze wiesz, jak to się skończy” i wiesz co? Zawsze chciałem żeby to właśnie tak się kończyło. Aż do dziś – spojrzał mi prosto w oczy, a ja nie mogłam się nie uśmiechnąć. Nie był zły. Był wściekły. Wiedziałam, że tym razem coś zrozumiał, a jego nerwy, wbrew pozorom, nie są skierowane w moją stronę.
– Więc gdzie byłeś? – zapytałam i rozluźniłam swoje spięte ciało. Widziałam, że z niego również schodzi cała złość, a rysy twarzy łagodnieją.
– Na stadionie – wyszeptał. I w zasadzie… nie musiał już nic więcej mówić. Jego spojrzenie wyjaśniło wszystko. Docierało do niego to, co traci. Powoli, ale docierało i to było najważniejsze. On musiał zrozumieć, że niszcząc swoje życie robi na złość jedynie sobie.
Przygryzłam wargę i widziałam, jak jego oczy niebezpiecznie ciemnieją. Marc chwycił moje ręce i unieruchamiając mi je nad głową, przycisnął mnie swoim ciałem jeszcze bliżej ściany. Przełknęłam gulę, która wytworzyła się w moim gardle. Jeżeli woda w wannie była gorąca, to ten facet musiał być jakimś cholernym wulkanem. Moje nozdrza opanował zapach jego pięknych perfum i żelu pod prysznic, a serce mało nie wyskoczyło z klatki piersiowej. Oczekiwanie na to, kiedy mnie pocałuje było jak tortura i miałam wrażenie, że Bartra doskonale o tym wiedział. Po jego twarzy błądził cwany uśmieszek, który jedynie bardziej mnie podniecał. W końcu chyba postanowił się nade mną zlitować i po chwili nasze usta zetknęły się w delikatnym pocałunku. Jedno muśnięcie, drugie, trzecie… Myślę, że najpierw chciał sprawdzić czy nie będę protestować, ale błagam… Przeciwko czemu tu protestować? Postanowiłam trochę przejąć inicjatywę i zarzuciwszy ręce na jego kark, pogłębiłam nasz pocałunek. Piłkarz zjechał dłońmi aż na moje pośladki i poderwał mnie do góry tak, że oplotłam go nogami w pasie. Chwilę później, wiedziałam już że wchodzimy do jego sypialni. W pokoju panował przyjemny półmrok, gdyż jedynym źródłem światła był księżyc nieśmiało zaglądający przez ogromne okna. Marc położył mnie na miękkim materacu swojego łóżka, a sam zdjął z siebie koszulkę, którą rzucił gdzieś w kąt. Patrzyłam na jego idealnie umięśniony brzuch, szeroką klatkę piersiową, ramiona… Był gorący. Inne słowo nie przychodziło mi w tym momencie do głowy. Spojrzałam na jego twarz i zobaczyłam ten uśmiech. Pełen satysfakcji, pewności siebie i triumfu. On wiedział, jak działa na kobiety i bezczelnie to wykorzystywał. W tym tkwił jego urok, któremu i ja uległam. Oboje wiedzieliśmy, co za chwilę nastąpi i było to nieuniknione. Może nie do końca racjonalne z mojej strony, ale chciałam tego. Bartra wszedł na łóżko i przykrył mnie swoim ciałem. Opierając się na prawym przedramieniu, opuszkami drugiej dłoni przesunął po moim udzie, biodrach i zahaczając o koszulkę, podciągnął ją aż do linii moich piersi. Zatrzymał się na mojej talii i spojrzał w moje oczy.
– Sol, chcesz tego? – zapytał szeptem. Po raz pierwszy usłyszałam taką niepewność w jego głosie, co nieco mnie rozczuliło.
– Chce, tylko… – zawahałam się. Jak miałam mu to powiedzieć? – Ja po prostu… Nie mam doświadczenia w tych sprawach – wydukałam.
– Jesteś dziewicą? – zdziwił się, jednak widziałam nikły uśmiech błąkający się w kącikach jego ust.
– Nie, ale robiłam to tylko raz – wyznałam. – W dodatku był to największy błąd mojego życia i mam… Złe wspomnienia.
– A czy to – zrobił pauzę i spojrzał na mnie znacząco – tu i teraz, będzie dla ciebie błędem? – sparaliżowana jego wzrokiem, zdołałam jedynie pokręcić przecząco głową, ale okazało się to wystarczającą odpowiedzą dla niego. – W takim razie, pożegnaj złe wspomnienia raz na zawsze – uśmiechnął się szelmowsko i kolejny raz wpił w moje usta.
Sięgnęłam dłońmi do jego dresów i z małą pomocą piłkarza, pozbyliśmy się ich, rzucając je gdzieś obok łóżka. Chwilę później dołączyła do nich moja koszulka. Każdy ruch Bartry był delikatny, tak jakby dotykał porcelanowej lalki. Błądził wzrokiem po całym moim ciele, a ja (co dziwne) nie czułam żadnego skrępowania. W jego oczach dostrzegałam dziwny błysk, nie wiedziałam, co on oznacza, ale była to taka pozytywna iskierka. Uśmiechnęłam się pod nosem i wcale nie czułam, że oddając się mu, robię coś nieodpowiedniego. Przyciągnęłam go bliżej siebie i lekko popchnęłam. Teraz to on leżał plecami na materacu, a ja byłam nad nim. Przerzuciłam włosy na jedną stronę i musnęłam ustami jego wargi, brodę, szyję, klatkę piersiową, brzuch i zatrzymałam się tuż nad linią jego bokserek. Podniosłam wzrok i patrząc mu prosto w oczy, przejechałam językiem wzdłuż gumki, pozostawiając mokry ślad na jego skórze. Mięśnie na jego brzuchu momentalnie się spięły, a do moich uszu dotarło ciche westchnienie. Uśmiechnęłam się triumfalnie i z powrotem wróciłam do jego ust. Całowaliśmy się coraz bardziej zachłannie, gdyż oboje byliśmy już na skraju wytrzymania.
– Cholera – syknął, kiedy otarłam się biodrami o jego męskość. Gwałtownym ruchem sprawił, że znów to on górował nade mną.
W pokoju dało się słyszeć jedynie nasze przyspieszone oddechy i bicie mojego serca. A przynajmniej takie miałam wrażenie, bo waliło tak mocno, jakby miało zaraz wyskoczyć. Marc uklęknął na łóżku i wytyczając pocałunkami ścieżkę od moich ust, przez klatkę piersiową aż do pępka, delikatnie zdjął ze mnie ostatnią część garderoby. Jego twarz znów znalazła się tuż obok mojej, a nasze języki prowadziły namiętną walkę o dominację. Poczułam, jak jego dłoń zjeżdża w dół mojego ciała, aby sprawdzić moją gotowość. Poruszyłam się niespokojnie, gdy dotknął mojej kobiecości.
– Taka mokra, specjalnie dla mnie – wyszeptał mi wprost do ucha, sprawiając że nieco się zawstydziłam. On był taki… Niegrzeczny? Nie wiem czy to właściwe określenie, ale taki właśnie mi się wydawał. Co chwila szeptał mi jakieś słówka, które jedynie rozpalały moje pragnienia. Wiłam się pod nim, niemal nie błagając, aby w końcu zrobił to, na co oboje czekaliśmy.
Chwilę później niecierpliwie zdjął swoje bokserki i rozpakowawszy małą paczuszkę, którą wyjął z szuflady, ułożył się między moimi nogami. Spojrzał jeszcze w moje oczy, jakby doszukując się jakiegoś zawahania. Chciał mieć pewność, że na wszystko się zgadzam. Uświadomiłam sobie wtedy, że wystarczy jedno moje słowo, a do niczego między nami nie dojdzie. Nie miałam jednak zamiaru protestować, a zamiast tego skinęłam twierdząco głową. Piłkarz kolejny raz mnie pocałował, a zaraz potem czułam jak wchodzi do mojego wnętrza. Był bardzo delikatny, choć i tak czułam lekki ból. Przymknęłam mocno powieki, chcąc jakoś nad tym zapanować. Marc położył dłoń na mojej twarzy i pogładził kciukiem mój policzek. Otworzyłam oczy i uśmiechnęłam się delikatnie. Nieprzyjemne uczucie mijało, a w jego miejscu pojawiało się jeszcze większe podniecenie, niż na początku. Chłopak powoli zaczął się we mnie poruszać, a ja nie mogłam powstrzymać się od cichych jęków. To było zupełnie coś innego niż mój pierwszy raz. W zasadzie… Czułam jakby to właśnie on był tym pierwszym, prawdziwym mężczyzną w moim życiu. Seks z nim był przyjemny, delikatny i przede wszystkim, chciałam tego całą sobą. Mimo iż wiedziałam, jaki potrafi być, wiedziałam jak traktuje kobiety… Chciałam zaryzykować. Jego ruchy przybrały na sile, ale ani trochę mi to nie przeszkadzało. Doskonale wiedział co robi, a ja całkowicie mu w tej kwestii zaufałam. Patrzyłam na napięte mięśnie jego twarzy, zaciśniętą szczękę, przymknięte powieki. On również był już blisko. Przejechałam paznokciami przez całą długość jego pleców, od pośladków po łopatki. Z ust chłopaka wydobył się gardłowy jęk, a zaraz po tym czułam, jak zasysa skórę na mojej szyi. Lada moment nadeszło spełnienie, któro całkowicie zapanowało nad naszymi ciałami. Nie wiem ile to wszystko trwało. Sekundę? Minutę? Godzinę? Nie mam pojęcia. Kompletnie zatraciłam się w tym, co mężczyzna ze mną robił. Tak, jakby nasze ciała stworzyły jedność. Nie tylko ciała. Nie chciałam jednak robić sobie zbędnych nadziei i psuć tej chwili.
Leżeliśmy obok siebie, kompletnie wyczerpani. Dłoń Bartry spoczywała na moim brzuchu, kciukiem zakreślając na nim niewielkie kółka. W pomieszczeniu panowała cisza, zakłócana jedynie przez nasze ciężkie oddechy. Dopiero teraz uświadamiałam sobie, co właściwie się stało. Największym szokiem były dla mnie słowa Marca, które pamiętałam, co do jednego. To wszystko było tak niesamowite, że aż wydawało się nierealne. Spojrzałam na niego. Leżał na brzuchu, z twarzą odwróconą w moją stronę i przymkniętymi powiekami. Gdyby nie ruchy jego dłoni, pomyślałabym, że śpi. Był taki spokojny, rozluźniony. W momencie, kiedy na moich ustach pojawił się uśmiech, jego oczy się otworzyły.
– Lubię to – wychrypiał, nie odrywając twarzy od poduszki. Spojrzałam na niego pytająco. – Twój uśmiech. Lubię go.
– Marc… – zaczęłam, na co on podniósł się na łóżku i oparłszy głowę o wezgłowie, skierował swój wzrok na mnie. To wcale mi nie pomogło. – Co będzie dalej? Nie chcę niczego popsuć, ale nie chcę też żebyś traktował mnie tak, jak do tej pory. Nie jestem twoim wrogiem…
– Wiem Sol… – westchnął ciężko i złapał moją dłoń. – Tylko to nie jest takie proste. Muszę sobie to wszystko poukładać, okej?
– Okej, tylko daj sobie pomóc – pocałowałam go w policzek i uśmiechnęłam się szeroko, co również on odwzajemnił.
Moje powieki stawały się coraz cięższe, co nie umknęło uwadze piłkarza. Podszedł do szafy, ubrał bokserki a następnie wyjął klubową koszulkę z numerem „15” i jego nazwiskiem na plecach. Pomógł mi ją założyć i wrócił na miejsce obok.
– Dobranoc – powiedział, obejmując mnie ramieniem i przyciągając bliżej.
– Dobranoc – odpowiedziałam i nie wiedzieć dlaczego, uśmiech nie chciał zejść z mojej twarzy.
Witam po dość długiej przerwie, choć w moim przypadku nie jest to nic nadzwyczajnego ;p Moja wena często mnie opuszcza, aczkolwiek ta nieobecność spowodowana jest akurat pracą :) Na szczęście mam już wolne i zabieram się za moje opowiadania, a zaczęłam od tego. Nie wiem czy rozdział się spodoba czy nie, bo jest on nieco inny od poprzednich. Może trochę wybiegłam na przód rozwijając ich znajomość w ten sposób, ale tak mi właśnie pasuje. Sama jeszcze nie wiem, co z tego wszystkiego wyjdzie, ale cóż. Czuję się jak Wy, oczekując nowego rozdziału. Z tym, że to ja, sama sobie, muszę go napisać :D
:)
Heeej ;) Czeka tu ktoś jeszcze na nowy post? ;) Bo rozdział jest prawie skończony, ale chciałabym się zapytać czy nie będzie miał nikt nic przeciwko, jeżeli w opowiadaniu pojawią się wątki +18? Poniekąd piszę to opowiadanie również dla Was (o ile jeszcze jesteście) więc chciałabym się upewnić :)
PS. Marc w Dortmundzie?! I don't like it... Wracaj do Barcelony, Bartra!
środa, 25 maja 2016
niedziela, 1 maja 2016
Rozdział dziewiąty.
Witam! Wiem, że po tej przerwie przez którą nie dodawałam żadnych rozdziałów wielu czytelników odpadło, ale mam nadzieję, że jest Was tu więcej niż te 3 osoby, które skomentowały poprzedni rozdział :) Krótka opinia w zupełności wystarczy, więc proszę resztę o jakikolwiek odzew :*
A co do samego rozdziału to... Sama nie wiem. Niby mi się podoba, ale mam wrażenie, że wyszło z tego trochę takie masło maślane... No nic, przeczytacie to mam nadzieję, że ocenicie :)
Dni mijały, a ja i Marc unikaliśmy siebie jak ognia. W zasadzie to bardziej on unikał mnie niż ja jego. Wstawał wcześnie rano, znikał na kilka godzin, nie mówiąc gdzie idzie nawet Ros, wracał, a później znów wychodził i tylko w środku nocy dało się słyszeć trzaskanie drzwiami, co oznaczało, że najprawdopodobniej jest pijany. Zawsze wtedy się budziłam i łzy same napływały mi do oczu. Przypominałam momenty, kiedy mój tata miał ten sam problem. Szukał pocieszenia w alkoholu uważając, że to mu pomoże, a w gruncie rzeczy jeszcze bardziej sobie zaszkodził. Chciałam pomóc Marcowi, ale za nic w świecie nie wiedziałam jak to zrobić. Nie miałam żadnego prawa, aby wtrącać się w jego życie. Nie wiem dlaczego nagle zaczął się zachowywać w ten sposób. Przecież wydawało mi się… Wydawało mi się, że jest inny. Że to, co piszą o nim w gazetach to zwykłe plotki wymyślane dla zdobycia czytelników. Tymczasem ostatnie wydarzenia pokazały, że wszystko to jest prawdą. Marc Bartra nie przejmuje się uczuciami innych osób, traktuje kobiety jak zabawki, które może wykorzystać i zostawić, myśli że mając pieniądze może wszystko, a jedyne, co kocha bardziej od samego siebie, to jego samochody. Tak! Tak właśnie jest. Egoista. Dupek. Cham. Tylko… Kim był ten facet, który pomógł mi, kiedy najbardziej tego potrzebowałam?
Wstałam po kolejnej nieprzespanej nocy, pocieszając się jedynie tym, że dziś piątek i już za kilka godzin, będę mogła pojechać odwiedzić tatę. Nie widziałam go cały tydzień, ale codziennie dzwoniłam i rozmawialiśmy przynajmniej godzinkę. Z tego, co udawało mi się wywnioskować, czuł się bardzo dobrze, a i humor mu dopisywał, co mnie niezmiernie cieszyło. Przynajmniej w tej sprawie wszystko się układało.
Założyłam na siebie zwykłe, czarne leginsy, sportowy top i bluzę z kapturem. Dziś pogoda nie była tak ładna, jak przez ostatnie dni. Związałam włosy w niedbały kok na czubku głowy i wsuwając nogi w klapki, otworzyłam drzwi i poszłam korytarzem w stronę łazienki. Pech chciał, że była ona prawie obok pokoju Bartry i właśnie wtedy musiały otworzyć się do niego drzwi, w których stanął nie kto inny, jak piłkarz. Oboje stanęliśmy w miejscu. Ja kompletnie nieuczesana, a on kompletnie nieubrany. Oprócz bokserek, na których dumnie widniał napis „Calvin Klein”. Cholera… Dlaczego on musiał być taki przystojny i męski? Czułam, jak już prawie uśmiecham się na ten widok, ale wtedy przypomniała mi się sytuacja, jaką zastałam w pokoju, w którym zostawiłam ostatnio telefon. On i ta ruda… Spuściłam głowę w dół i szybko umknęłam do łazienki. Zaraz po tym, jak zamknęłam za sobą drzwi, usłyszałam trzask kolejnych. Oparłam ręce na umywalce i wzięłam kilka głębokich wdechów. Co się ze mną dzieje? Dlaczego tak bardzo się tym wszystkim przejmuje? Przemyłam twarz zimną wodą, umyłam zęby i zeszłam na dół, gdzie jak zwykle czekała na mnie kawa i pyszne śniadanie.
– Hej – przywitałam się z Ros, posyłając jej delikatny uśmiech. Obie ostatnio nie miałyśmy humoru. Ona też bardzo martwiła się o swojego kuzyna, który zdecydowanie przesadzał.
– Hej, jak się spało? – zapytała stawiając przede mną mały talerzyk.
– Dobrze… – upiłam łyk gorącego napoju, rozkoszując się jego smakiem. Kawa z samego rana to coś, co zdecydowanie postawi mnie na nogi.
– Taak, właśnie widzę – zaśmiała się. – Ale ja też nie spałam najlepiej – spojrzała na mnie smutnym wzrokiem, a ja już wiedziałam, że ona też słyszała jak Marc kolejny raz wrócił w środku nocy pijany do domu. – Martwię się o niego, Sol – dodała załamującym się głosem. Wstałam szybko od stolika i podeszłam, żeby mocno ją przytulić.
– Kochanie… Nie płacz – głaskałam ją po plecach. – Jakoś sobie z tym poradzimy, wszystko będzie dobrze.
– Nie jestem co do tego przekonana… Tak źle jeszcze nie było, zawsze starał się chociaż dla treningów, a teraz? Jest zawieszony, a kompletnie nic z tym nie robi…
Nie wiedziałam, co mam jej na to odpowiedzieć. Znała go lepiej niż ktokolwiek inny i bardzo cierpiała widząc, co się z nim dzieje. Chciałam jakoś pomóc, ale musiałam to wszystko na spokojnie przemyśleć. Przecież musiało być jakieś wyjście z tej beznadziejnej sytuacji.
Usłyszałyśmy, jak ktoś idzie po schodach. Odsunęłyśmy się od siebie, Ros wytarła mokre od łez policzki, a chwilę później w przejściu pojawił się Marc.
– Gdzie idziesz? – zapytała blondynka. Głos wyraźnie jeszcze się jej trząsł, ale Bartra najwidoczniej się tym nie przejął.
– Mam parę spraw do załatwienia – zbył ją, ściągając bluzę z wieszaka i wkładając z pośpiechem buty. Wziął jeszcze tylko kluczyki od samochodu i tyle było go widać.
Ros pokręciła głową ze zrezygnowaniem i poszła na górę. Sama najchętniej pobiegłabym za piłkarzem i wygarnęła mu wszystko, tylko… Czy to by cokolwiek dało? Sądzę, że nie. Przeszła mi ochota na śniadanie więc wypiłam jedynie kawę i posprzątałam kuchnię, salon i resztę pomieszczeń znajdujących się na dole. Kolejny raz połowa dnia minęła mi w ten sam sposób, co zazwyczaj. Zdziwiłam się, że Rosita nie zeszła przez cały ten czas na dół, dlatego kiedy już wzięłam prysznic, poszłam do jej pokoju, sprawdzić czy wszystko w porządku. Zapukałam delikatnie, a następnie otworzyłam drzwi. Dziewczyna leżała na łóżku i najwyraźniej spała. Nie chcąc jej obudzić, wyszłam zastanawiając się co robić. U taty miałam być dopiero wieczorem, a Ros powiedziała, że pojedzie tam dziś ze mną. Po chwili namysłu, stwierdziłam że może zrobię coś do jedzenia. Poszłam do kuchni, układając sobie w głowie plan, co ugotuję.
Stwierdziłam, że krem brokułowy będzie dobrym pomysłem. Włączyłam znajdujące się w kuchni radio i zabrałam się do pracy. Lubiłam gotować i całkiem nieźle mi to wychodziło, ale wiadomo, gotowanie dla siebie nie sprawia tyle radości, co gotowanie dla innych. W domu zazwyczaj byłam sama, a tata w szpitalu miał określoną dietę więc nie zawracałam sobie głowy obiadami. Złapałam jakąś kanapkę, albo coś szybkiego do odgrzania i to mi wystarczało.
Ugotowałam warzywa i zblendowałam je wszystkie razem, starając się nie robić hałasu, aby nie obudzić Ros. Krem doprawiłam do smaku i zestawiłam z gazu. Wyjęłam z koszyka świeżą bagietkę i pokroiwszy ją na kawałki, wtarłam w nie odrobinę czosnku i przypiekłam na patelni. Przez ten cały czas byłam tak zaabsorbowana gotowaniem, że nie zauważyłam nawet, kiedy ktoś wszedł do domu. Odwróciłam się i zobaczyłam Marca, który opierając się o futrynę, uważnie obserwował każdy mój ruch. Zawstydziłam się trochę, ponieważ nie wiedziałam od kiedy już tak stoi. Mam nadzieję, że nie robiłam w tym czasie nic głupiego. Oboje patrzyliśmy na siebie, ale nikt nic nie powiedział. Chcąc w jakiś sposób przerwać tą niezręczną sytuację, wróciłam do kończenia obiadu. Posprzątałam, włożyłam naczynia do zmywarki, a on nie ruszył się nawet o krok.
– Zjesz zupę? – zapytałam go, nie wiedząc w zasadzie co innego mam zrobić. Przez cały czas unikał mnie jak ognia, a teraz stoi tu jak gdyby nigdy nic. Dziwne…
– Chętnie, mam tylko nadzieję, że to nie próba otrucia mnie – rzucił żartobliwie i usiadł przy stoliku.
Postanowiłam tego nie komentować, żeby nie wywołać niepotrzebnego spięcia. Po kilku minutach postawiłam na stole dwie miski z zupą i talerzyk z grzankami, a chwilę później usiadłam naprzeciwko niego. Jedliśmy w ciszy, ale widziałam zadowoloną minę na twarzy piłkarza więc myślę, że mu smakowało. Nie powiem, cieszył mnie ten fakt jednak nadal gryzła mnie jedna sprawa. Sama ze sobą toczyłam walkę, zastanawiając się czy powinnam próbować z nim o tym rozmawiać czy też nie. Rozsądek mówił mi, żebym to zostawiła, ale…
– Marc, ja wiem że nie powinnam się wtrącać… – zaczęłam, jednak nie było dane mi do kończyć, bo usłyszałam twardy głos piłkarza.
– Więc się nie wtrącaj – warknął, nie podnosząc na mnie nawet wzroku.
Nie spodziewałam się entuzjazmu z jego strony, ale nie sądziłam też, że potraktuje mnie w ten sposób. W ciszy dokończyłam jedzenie, czując że sytuacja między nami stała się jeszcze bardziej napięta niż przedtem. Wstałam od stołu i zabierając ze sobą miskę włożyłam ją do zmywarki. Chciałam szybko wyjść i zamknąć się w swoim pokoju, ale zanim zdążyłam się ulotnić, zatrzymał mnie Bartra.
– Sol, poczekaj… – złapał za mój nadgarstek, a ja poczułam dziwny prąd, który przeszedł przez moje ciało. – Ja… Nic nie rozumiesz… – zawahał się, a w jego oczach zobaczyłam dziwny smutek i coś jeszcze. Coś, co go blokowało.
– Więc mi wytłumacz. To, co teraz się dzieje nie jest normalne – odruchowo pogładziłam go po policzku, obserwując jak przymyka powieki i zaciska szczękę. – Twoja kuzynka się o ciebie martwi, nie śpi po nocach… Twoi koledzy z drużyny cię potrzebują…
– A ty? – twardo spojrzał w moje oczy, oczekując odpowiedzi. Zaskoczył mnie tym pytaniem, dlatego nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa. Otwierałam i zamykałam usta, zastanawiając się co to wszystko ma znaczyć.
– Oooo, a co tu tak pięknie pachnie? – nagle usłyszeliśmy głos Rosity, na dźwięk którego szybko się od siebie odsunęliśmy. Blondynka stanęła jak sparaliżowana, na widok który zastała, kiedy weszła do kuchni. Przez chwilę trwaliśmy w ciszy, błądząc wzrokiem po pomieszczeniu.
– Zrobiłam zupę, jeszcze ciepła. Grzanki są na stole więc częstuj się – rzuciłam z pośpiechem i poszłam do swojego pokoju, ciesząc się, że nie muszę odpowiadać na pytanie Bartry.
Trzasnęłam drzwiami i rzuciłam się na łóżko, chowając twarz w poduszkę. Czy on jest bipolarny? Najpierw mi pomaga, całujemy się, śpimy razem, otwiera się przede mną, a później zachowuje się jak góra lodowa. Przyprowadza sobie jakąś dziewczynę, uprawia z nią seks niemal na moich oczach, zwraca się do niej moim imieniem, a na sam koniec zadaje mi pytanie, czy go potrzebuje. Kretyn. O co, do jasnej cholery, jemu chodzi? Pogubiłam się. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że tęsknię za tym Bartrą sprzed kilku tygodni. Tym, który siedział w moim salonie, pocieszał mnie, przytulał… Wiem, że gdzieś tam jest i właśnie ten fakt sprawia mi tyle cierpienia. Jestem idiotką. Ledwie go znam, a stworzyłam sobie w głowie jakąś idealną wersję faceta, w którym mogłabym się zakochać… To nie jest normalne.
Podniosłam się z łóżka, przetarłam twarz dłońmi i stwierdziłam, że muszę wziąć się w garść. Nie mam pojęcia, co kombinuje Marc, ale nie mam zamiaru dać się w to wplątać. Cokolwiek by to było, na pewno nie wyjdzie mi to na dobre, więc lepiej, jak będę trzymać się z daleka. Na tyle na ile to oczywiście możliwe, bo mieszkamy w jednym domu. W jego domu. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał parę minut po 16. Podeszłam do szafy, szukając czegoś do ubrania, bo za niecałą godzinę, razem z Ros, pojedziemy do mojego taty. Ubrałam ciemniejsze jeansy z dziurami na kolanach i czarną, luźną koszulkę, którą z przodu włożyłam do spodni. Poszłam do łazienki, uważając, aby przypadkiem nie natknąć się na Bartrę kolejny raz. To chyba ostatnia rzecz, jakiej w tym monecie bym chciała. Umyłam zęby i twarz po czym zrobiłam sobie delikatny makijaż, aby nieco ukryć dzisiejsze niewyspanie. Wiem, że tata od razu zarzuciłby mnie pytaniami czy nie jestem chora, czy dobrze się czuję, czy się nie przemęczam, a teraz to on jest najważniejszy. Wróciłam do pokoju po torebkę, do której wrzuciłam telefon oraz portfel i przeglądając się ostatni raz w lustrze, zeszłam na dół. Rozejrzałam się ostrożnie, sprawdzając czy Marc nadal jest w kuchni. Nie miałam ochoty na żadne rozmowy z nim, a poza tym to nadal nie wiedziałam, co miałabym mu odpowiedzieć.
– Nie ma go – usłyszałam za plecami głos blondynki, na dźwięk którego lekko podskoczyłam i położyłam dłoń na sercu.
– Wystraszyłaś mnie – westchnęłam. Spojrzałam na dziewczynę i zobaczyłam, że ma zapłakane oczy. – Co się stało?
– Nic… Po prostu do niego nic nie trafia – pokręciła głową. – Tłumaczyłam, prosiłam i jak do ściany. Wiem, że on potrzebuje pomocy, widzę to. Pogubił się strasznie i nie wie jak sobie z tym poradzić, ale jest zbyt dumny, żeby się do tego przyznać.
– Ros, wiem że się martwisz, ale Marc jest dorosły. Nikomu nie da się pomóc na siłę, bo to może jedynie pogorszyć sytuację. On sobie poradzi, zobaczysz, że jeszcze będzie dobrze – przytuliłam ją i sama starałam się uwierzyć we własne słowa
– Dziękuję Sol, nie wiem co bym bez ciebie zrobiła – posłała mi nikły uśmiech i potarła dłońmi moje ramiona. – To co, jedziemy do twojego taty?
– Jedziemy.
piątek, 15 kwietnia 2016
Rozdział ósmy.
Weekend minął szybciej niż zwykle. W sobotę wieczorem pojechaliśmy do „Marvellous”, gdzie przywitała nas bardzo miła pielęgniarka, która będzie opiekować się moim ojcem, oraz mniej więcej przedstawiła nam plan na najbliższe dni. Niedzielę również spędziłam u taty, ale w końcu musiałam wrócić do życia. Ciężko było mi się pożegnać, jednak wiedziałam, że czekają na mnie obowiązki. Skrycie miałam nadzieję, że Marc jeszcze mnie odwiedzi, zapyta jak poszło i trochę ze mną posiedzi, ale niestety nic takiego nie miało miejsca. Nie napisał też żadnego sms-a, nie odezwał się… Może i nie powinnam na to czekać, ale w głębi duszy bardzo chciałam go zobaczyć i pewnie dlatego mój dzisiejszy humor nie należy do najlepszych.
Wysiadłam z taksówki i powolnym krokiem podążyłam w stronę ogromnego domu Bartry, a mojego tymczasowego miejsca pracy.
– No cześć dziewczyno! – od progu przywitał mnie krzyk Ros, a zaraz potem wylądowałam na ziemi, przygnieciona jej ciałem. – Stęskniłam się.
– Gnieciesz mnie – zaśmiałam się, czując lekki ból w okolicach żeber. – Przecież nie było mnie tylko dwa dni.
– No właśnie! – blondynka wyciągnęła rękę w moją stronę, pomagając mi wstać. – Dwa dni, a z tego co udało mi się wyciągnąć z mojego kuzyna, dużo się wydarzyło.
– Nic się nie wydarzyło, Marc mi po prostu pomógł – przewróciłam oczami, udając się do kuchni. Rozejrzałam się dyskretnie po mieszkaniu, ale nigdzie nie było widać piłkarza.
– Nie ma go, wyszedł gdzieś z samego rana i szczerze mówiąc, myślałam że pojechał po ciebie – wytłumaczyła, zanim zdążyłam o cokolwiek zapytać.
– Po mnie? Dlaczego po mnie? – zmieszałam się.
– Sol, nie udawaj. Wiem, że coś między wami było i może ty mi powiesz coś więcej, hm? – Rosita jak zwykle nie odpuszczała, a ja kompletnie nie wiedziałam, co mam jej powiedzieć. Sama nie miałam pojęcia jak to wszystko nazwać, bo generalnie rzecz biorąc, to między mną a Bartrą niczego nie ma. Poza kilkoma pocałunkami.
– Ehh, ale ja… Nie wiem... Rozmawialiśmy, było kilka pocałunków, ale to tyle. Jesteśmy tylko znajomymi – uśmiechnęłam się, dając jej do zrozumienia, że nie chcę nic więcej mówić na ten temat.
– Sol… – podeszła do mnie, przytulając mnie szybko. – Znam swojego kuzyna lepiej niż jemu się wydaje. Oboje się z tym wszystkim kryjecie i o ile u ciebie to zrozumiałe, tak u niego… Po prostu nigdy nie zachowywał się w ten sposób wobec żadnej dziewczyny. Widzę, że tobie on też nie jest obojętny, dlatego… Oh, no chciałabym żeby między wami coś było. Marc to naprawde świetny facet… – słuchałam tego z lekkim biciem serca, ale to wbrew pozorom nie było nic dobrego. Nie chciałam robić sobie większych nadziei więc starałam się traktować te słowa jak najmniej osobiście.
– Masz rację, nie jest mi obojętny – przyznałam. – Na początku wcale nie myślałam o nim w takich kategoriach, ale teraz? Sama nie wiem. Zachowuje się całkiem inaczej niż się spodziewałam, ale nadal wiem, jaki potrafi być. Nie chcę niczego sobie wyobrażać, planować… Będzie, co ma być – posłałam jej uśmiech, którym chciałam zakończyć tą niezręczną dla mnie rozmowę.
– Przepraszam, że wszystko tak z ciebie wyciągam. Obiecuję, że już nie będę o nic pytać – zaśmiałyśmy się, bo obie wiedziałyśmy, że to nie jest wykonalne. Rosita była najbardziej dociekliwą osobą, jaką zdołałam poznać, ale nie przeszkadzało mi to. Bardzo lubiłam z nią rozmawiać i wiedziałam, że mogę na nią liczyć.
Wypiłam szybko szklankę soku i posyłając uśmiech w stronę Ros, udałam się do pokoju. Przebrałam się w coś wygodniejszego, włożyłam słuchawki do uszu i włączając swoją ulubioną piosenkę, zabrałam się za sprzątanie kolejnych pomieszczeń. Nie było tu wiele do zrobienia więc jedynie pościerałam kurze, przewietrzyłam, podlałam kwiaty i umyłam podłogi. Zerknęłam na komórkę, gdzie zobaczyłam wiadomość od Ros, żebym zeszła na obiad. Odpisałam, że będę za 20 minut i kończąc swoją pracę, poszłam wziąć szybki prysznic. Założyłam czyste ubrania i udałam się do kuchni.
– Siadaj, prawie już wystygło – blondynka posłała mi nikły uśmiech, stawiając na stole szklanki z sokiem.
– Przepraszam, trochę jednak mi zeszło na tym sprzątaniu. – Usiadłam na krześle, rozglądając się czy ktoś jeszcze tu jest, ponieważ zobaczyłam dwa dodatkowe nakrycia.
– Marc przyjdzie – wyjaśniła. – Z kimś – dodała zmieszana, patrząc na mnie kątem oka.
Po minie, jaka towarzyszyła jej przy tej wypowiedzi, odrzuciłam możliwość, że towarzyszem Bartry będzie Sergi czy jakiś inny kolega z klubu. Na myśl o tym pierwszym rozpromieniłaby się z radości, a myślę że opcja druga też nie wywołałaby u niej tak nieprzyjemnego wyrazu twarzy. Chciałam zapytać, kto w takim razie będzie mu towarzyszył, ale wtedy do domu wszedł Bartra z piękną, rudowłosą dziewczyną uwieszoną na jego ramieniu.
– Cześć, poznajcie Alessandre – piłkarz przedstawił nam swoją nową koleżankę, która od wejścia uśmiechała się tak, jakby miała posmarowane zęby czymś bardzo niesmacznym.
– Cześć, jestem Rosita, a to Maresol – odpowiedziała blondynka, siląc się na uprzejmy ton. – Siadajcie, obiad jest już gotowy.
– Ja niestety podziękuję, ale wy sobie nie przeszkadzajcie – przemówiła rudowłosa, nadal się uśmiechając.
– Nie krępuj się, Marc uprzedził mnie, że będziesz więc wszystko jest przygotowane – kontynuowała Ros, starając się być miłą, choć widziałam, że jej oczy wskazują na coś zupełnie przeciwnego.
– Oh tak, ale ja nie jadam takich rzeczy – odparła z fałszywym uśmiechem. – Muszę dbać o linię, jestem modelką – ostatnie słowa podkreśliła, abyśmy na pewno dobrze zrozumiały, co chce nam przekazać.
– Nic się nie stało, w lodówce jest sałata. Miała być na obiad dla Pimpusia, ale myślę, że się z tobą podzieli – wtrąciłam, szczerząc się tak szeroko, jak tylko dałam radę. Sama zaczęła prowadzić tą grę, a ja bardzo chętnie utrę jej nosa.
– Aaa kim jest Pimpuś? – zapytała, patrząc na mnie krzywo czym jeszcze bardziej mnie zirytowała.
– Królikiem – skwitowałam. Moje słowa wywołały napad śmiechu u Ros, która z całej siły chciała to powstrzymać, niestety jej się nie udało. Spojrzałam ukradkiem na Bartrę, który miał poważną minę, ale mimo to dostrzegłam małe iskierki rozbawienia w jego oczach i drgające lekko w górę kąciki ust. Sama, jak gdyby nigdy nic, zabrałam się za nakładanie góry pysznego jedzenia na talerz. Skoro ona nie chce, to więcej zostaje dla mnie.
Po zjedzonym obiedzie, Marc i Alessandra poszli na górę, a ja pomogłam Ros posprzątać po posiłku. Robiłyśmy to w ciszy, bo chyba żadna z nas za bardzo nie wiedziała, jak to skomentować. Nie rozumiałam jego zachowania, bo traktował mnie tak jakbyśmy nic o sobie nie wiedzieli, a ostatnie wydarzenia w ogóle nie miały miejsca. Było mi trochę przykro, ale cóż. Jego wybór. Widać dopiero teraz pokazuje, jaki jest naprawdę.
– Sol… Przykro mi, nie wiem co znów mu odbiło – zaczęła blondynka, wycierając ręce i patrząc na mnie ze współczuciem.
– Daj spokój, przecież nic się nie stało. Twój kuzyn może robić co chce, pomógł mi i jestem mu za to ogromnie wdzięczna, ale to go do niczego nie zobowiązuje – wyjaśniłam, choć sama do końca w to nie wierzyłam. Coś było, czułam to, ale widocznie Marc widział to inaczej.
– Po prostu… Przez te kilka dni był jakiś inny, lepszy i myślałam… Myślałam, że coś się zmieniło dzięki tobie.
– Przykro mi Ros, ale ja nie mam takiej mocy, a Marc… Cóż, ja i on to dwa różne światy. Widzisz jakie dziewczyny są w jego typie, ja do nich nie należę i jeżeli miałabym być taka, jak one, to podziękuję na starcie – wzruszyłam ramionami, jednocześnie dając jej do zrozumienia, że chcę skończyć ten temat.
– Wiesz co? Mam pomysł. Pojedźmy gdzieś, może na plażę? Sergi dzwonił i powiedział, że będą tam z chłopakami więc może być fajnie – rozweseliła się, prawdopodobnie na samo wspomnienie o Roberto.
– Nie, jedź sama, nie chcę wam tam przeszkadzać – wycofałam się. Przy niej i przy piłkarzu czułabym się jak piąte koło u wozu, a to uczucie dla nikogo nie jest przyjemne.
– Jakie przeszkadzać, Sol. Mówię ci, że będzie tam dużo osób. No nie daj się prosić… Sama nie pojadę – spojrzała na mnie wzrokiem tak przekonującym, że nie pozostało mi nic innego, jak tylko się zgodzić.
– Okej, niech będzie – blondynka pisnęła z radości i rzuciła się na mnie, obejmując za szyję. – Wariatka! Ale muszę się przebrać i spakować rzeczy.
20 minut później, ubrana w strój, materiałową spódniczkę i dopasowaną koszulkę na cieniutkich ramiączkach, zeszłam na dół, gdzie czekała już gotowa do wyjścia Rosita. Wsunęłam na nogi trampki, a dziewczyna w tym czasie wyjęła kluczyki do samochodu z małej szafki, wiszącej przy drzwiach wyjściowych.
– Marc nie będzie zły, że bierzemy jego samochód? – zapytałam, wiedząc jak niektórzy mężczyźni podchodzą do swoich zabawek.
– Jeżeli nie jest to jego ukochane Audi, to nie będzie miał nic przeciwko – zaśmiała się. No tak, Audi R8. Miałam tą przyjemność przejechać się tym cudeńkiem. – Zabrałaś wszystko?
– Tak, chyba ta… Cholera. Telefonu nie mam – jeszcze raz przeszukałam torebkę, ale nigdzie nie mogłam znaleźć swojej komórki. – Musiałam ją zostawić w pokoju, który sprzątałam. Zaraz przyjdę – rzuciłam i pobiegłam na górę.
Weszłam do jednego z pokoi gościnnych, który sprzątałam jako ostatni i widok, jaki tam zastałam wmurował mnie w ziemię. Na łóżku leżał Bartra, a na nim rudowłosa. Szczęście, że byli zakryci kołdrą, bo raczej nie chciałabym widzieć tego, co dzieje się pod nią. Kiedy moje oczy spotkały się ze spojrzeniem Bartry, szybko uciekłam wzrokiem w bok. Akurat właśnie tam, na komodzie dostrzegłam mój telefon. Sięgnęłam po niego i rzucając krótkie „przepraszam”, zamknęłam za sobą drzwi. Otrząsnąwszy się z lekkiego szoku, wzięłam trzy głębokie oddechy i wyszłam z domu, gdzie w samochodzie czekała już na mnie Ros.
– Masz minę jakbyś ducha zobaczyła – zaśmiała się.
– Widziałam chyba coś gorszego. Oczywiście mój telefon musiał być w pokoju, który twój kuzyn postanowił wykorzystać do zabawy ze swoją koleżanką. Co on swojego pokoju nie ma, że korzysta z gościnnych?! – zirytowałam się, choć w sumie nie wiedziałam dlaczego.
– O Boże, współczuje. Też kilka razy byłam w takiej sytuacji… A co do pokoju, jego sypialnia to jego świątynia. Nigdy nie bierze tam żadnej ze swoich dziewczyn – wyjaśniła i na tym skończyłyśmy ten temat.
Tak, jak Rosita obiecywała, na prywatnym kawałku plaży, poza Roberto, było jeszcze kilku innych piłkarzy, niektórzy z nich sami, a inni ze swoimi żonami czy partnerkami. Była Antonella, Anna i, co bardzo mnie zaskoczyło, była również Shakira. Musiałam bardzo się powstrzymywać, żeby nie zacząć zachowywać się jak szalona fanka, bo w tej sytuacji byłoby to bardzo dziwne.
– Spokojnie Sol, to są zwyczajni ludzie, zobaczysz – uspokoiła mnie blondynka i razem ruszyłyśmy w stronę piłkarzy.
– No proszę! Witamy gwiazdy – wykrzyknął Sergi, czym zwrócił uwagę wszystkich obecnych i teraz każdy patrzył w naszą stronę. Nie znosiłam takich sytuacji, zawsze mnie bardzo krępowały i czułam się nieswojo.
Chłopak podszedł do nas, przytulił mnie na przywitanie, a Ros delikatnie cmoknął w usta. Było to bardzo urocze, zwłaszcza, że blondynka momentalnie zaróżowiła się na policzkach. Roberto stanął między nami i obejmując nas w pasie, zaprowadził do reszty obecnych osób. Przywitałyśmy się ze wszystkimi, ja w zasadzie dopiero ich poznawałam, więc niektórym musiałam się przedstawiać. Na początku nie wiedziałam za bardzo, co ze sobą zrobić, ale z czasem cała impreza się rozkręcała. Dziwiło mnie jedynie to, że nikt nie zapytał o Bartrę. Przecież to ich dobry kolega z drużyny, czyżby nie był zaproszony? Wątpię, aby zrezygnował ze spotkania z nimi na rzecz jakiejś dziewczyny, tym bardziej, że przecież mógł tu przyjść z nią. Nie rozumiałam, ale nie zaprzątałam sobie tym głowy, ponieważ zostałam porwana do tańca przez Neymara. Ja, Maresol Tabares jestem na imprezie z gwiazdami piłki nożnej, Shakirą i w dodatku tańczę z Neymarem. Niemożliwe.
– Rozluźnij się piękna, my nie gryziemy – zabawnie poruszył brwiami. – No, może Suarez, ale on tylko na boisku – zaśmiał się z klubowego kolegi, który znajdował się akurat obok nas i doskonale wszystko słyszał.
– Da Silva, zamilcz albo już nigdy w życiu nie podam ci piłki – zabawnie pogroził mu Luis, na co wszyscy się uśmiechnęliśmy.
– Tego się akurat nie obawiam, ale nie chciałabym być źle odebrana na samym początku – wyjaśniłam, okręcając się wokół własnej osi i wpadając na tors Brazylijczyka, który mnie do siebie przyciągnął.
– Sergi powiedział nam co nieco o twoim zadziornym charakterku i o tym, jak potrafisz wkurzyć Bartrę więc uwierz mi, większość tutaj już cię uwielbia. Włącznie ze mną. – Ostatnie zdanie zabrzmiało trochę dwuznacznie, ale zignorowałam to, bo nawet nie wiedziałam jak miałabym na to zareagować.
Zatańczyliśmy jeszcze dwie piosenki, po czym wszyscy już zmęczeni, usiedliśmy na rozłożonych kocach i ławeczkach, wokół niewielkiego ogniska. Pique przytulił do siebie Shakirę, Ros siedziała obok Roberto, który również obejmował ją w pasie, a ja wtedy zapragnęłam, aby obok mnie znalazł się Bartra. Brakowało mi kogoś, kto by się mną opiekował, kto by mi pomógł, wsparł mnie… A przez ostatnie dni otrzymywałam to właśnie od niego. Chcąc czy też nie, nadzieja się pojawiła. Niestety dziś została ona brutalnie zdeptana przez rudowłosą modelkę.
– Nad czym tak myślisz, Maresol? – zamiast Marc`a pojawił się Neymar. Uśmiechnęłam się do niego, bo muszę przyznać, że był niesamowicie pozytywnym i radosnym człowiekiem. Przesunęłam się, robiąc mu miejsce obok siebie.
– Nad niczym ważnym – spojrzałam na niego. Był bardzo przystojny, miał takie głębokie, brązowe oczy. Polubiłam go, choć zamieniliśmy jedynie parę słów w tańcu.
– W takim razie nie będę ci przeszkadzał? – zapytał, podając mi puszkę coli, którą wyjął z postawionego obok kosza.
– Nie, wręcz przeciwnie – zaśmiałam się, bo w końcu komuś udało się poprawić mój humor.
Impreza skończyła się około 2 w nocy. Mimo późnej pory, nie byłam jakoś bardzo zmęczona. Miło spędziliśmy wszyscy razem czas, ale niestety trzeba było się zbierać, gdyż na każdego czekał sen i obowiązki. Ros nie piła żadnego alkoholu, ja jedynie drinka więc obie byłyśmy trzeźwe czego nie można powiedzieć o chłopakach. Pozwolili sobie na trochę więcej, dlatego zaproponowałyśmy im, że ich odwieziemy. Droga minęła nam szybko, a piłkarzom dopisywał humor. Wyśmiewali się jeden z drugiego, opowiadając zabawne historie, które przydarzają się na treningach. Muszę przyznać, że w ogóle nie odczuwałam tego, że jestem w towarzystwie piłkarzy światowego formatu. Zachowywali się tak zwyczajnie i naturalnie, jakbyśmy znali się od lat. Dawno już nie spędziłam z nikim tak dobrze czasu, jak z nimi. Nie pamiętam kiedy się tyle uśmiechałam i kiedy było mi tak lekko na duszy. Odstawiwszy każdego z osobna pod dom, w końcu mogłyśmy wrócić do siebie.
– Uśmiech nie schodzi ci z twarzy – zwróciła się do mnie blondynka, jednocześnie uświadamiając mi, że od jakiegoś czasu cieszę się sama do siebie.
– Ehh, dziękuję ci, że wyciągnęłaś mnie z domu. Chyba potrzebowałam takiego oderwania się od tego wszystkiego – wróciłam na ziemię, ale mój dobry humor nadal pozostawał razem ze mną.
– Iii… Chyba dobrze ci się rozmawiało z naszym Neyem, co? – poruszyła brwiami w górę i w dół, uśmiechając się zaczepnie. Dobrze wiedziałam o co jej chodzi, ale nic z tego.
– Tak, dobrze mi się z nim rozmawiało i myślę, że byłby dobrym przyjacielem – odparłam, specjalnie mocniej akcentując ostatnie słowo. – Uwierz mi, wystarczy że zauroczył mnie jeden piłkarz.
Żadna z nas już nie poruszała tego tematu przez resztę drogi. Rozmawiałyśmy o imprezie, ale tak bardziej ogólnie. Wypytałam ją trochę o Roberto i dowiedziałam się kilku szczegółów z ich randek więc zapewne kwestią czasu jest jak oznajmi mi, że są parą. Zazdrościłam jej tego trochę, ale w pozytywnym znaczeniu. Widziałam jaka jest szczęśliwa na samo wspomnienie o nim, a kiedy go widzi, bije od niej taka aura radości, że nie da się nie uśmiechnąć.
Po około pół godzinie dotarłyśmy do domu. Obie nas w momencie dopadło zmęczenie i marzyłyśmy jedynie o tym, aby położyć się do łóżka. Podchodząc do drzwi wejściowych, usłyszałyśmy dobiegający zza nich szmer, a zaraz po tym ktoś otworzył je z impetem. Tym kimś był nie kto inny, jak Alessandra, ale zaraz za nią dostrzegłam Bartrę.
– Uhuhu, cóż za nerwy! – zakpiłam. – Złość piękności szkodzi, co więc jest powodem tego, iż ryzykujesz swą urodą? – Może i nie powinnam wdawać się z nią w żadne dyskusje, ale nie mogłam się powstrzymać. Dogryzanie jej mogłoby chyba stać się moim hobby.
– Chcesz wiedzieć? Proszę bardzo! Otóż nasz piłkarz uprawiał seks ze mną, a zwrócił się do mnie twoim imieniem! – Dosłownie wbiło mnie w ziemię. Poczułam jakby rozlało się we mnie wiadro gorącej wody, a w miejscu nóg pojawiły się dwa sztywne kije.
Rudowłosa rzuciła jeszcze kilka słów, po czym odeszła, nie oglądając się za siebie. Ocknąwszy się, spojrzałam na Ros, która była tak samo zdezorientowana jak ja, a później podążyłam wzrokiem w stronę Bartry. Stał tam, zaciskając szczękę tak mocno, że jestem pewna, iż sprawiało mu to ból. Przez chwilę patrzyliśmy się na siebie, ale chyba żadne z nas nie wiedziało, co ma powiedzieć. Nagle Marc odwrócił się na pięcie i uderzył pięścią w ścianę, z której spadł obraz. Nie przejmując się tym jednak, poszedł do swojej sypialni, głośno trzaskając drzwiami. Zszokowana popatrzyłam na Rosite, chciałam coś powiedzieć, ale zrezygnowana pokręciłam jedynie głową i poszłam do siebie. Co, do jasnej cholery, przed chwilą się stało?!
Na wstępie chciałabym powiedzieć, iż nie wiem kiedy pojawi się kolejny rozdział. Zależy ile będę miała czasu i przede wszystkim czy będą się pojawiać pomysły.
Wrzucam Wam część, którą teraz właśnie skończyłam pisać więc nie jest to dokładnie sprawdzone. Jeżeli zauważycie jakieś błędy, to piszcie śmiało :)
Mam nadzieję, że rozdział choć trochę się podobał i zostawicie po sobie jakiś ślad :)
Do następnego! :*
wtorek, 12 kwietnia 2016
Hej
Wam :) Gdzieś mi mignęły komentarze z zapytaniami o to, czy wrócę, czy
będę kontynuować opowiadanie czy nie. Tak więc, ostatnio udało mi się
"naszkicować" kolejny rozdział, ale wymaga on poprawek. Pojawiły się też
jakieś tam dalsze pomysły, chęci, wena... Nie chcę jednak niczego
obiecywać, bo niestety nadciąga również sesja, a nie zapowiada się ten
czas dla mnie zbyt ciekawie. Generalnie, chciałam tylko powiedzieć, że
Ci, którzy czekają (o ile takie osoby są), mogą w komentarzu zostawić
wiadomość, że chcą być poinformowani o nowym rozdziale i podać miejsce,
gdzie mam takową informację zostawić, albo po prostu wchodźcie i
sprawdzajcie. Chciałabym napisać, że postaram się wrzucić rozdział w ten weekend, ale tego nie napiszę :D
Subskrybuj:
Posty (Atom)