Wizyta w sanatorium skończyła się bardzo szybko, gdyż mój kochany tatuś nie był zbyt skory do dłuższych rozmów. Spieszył się na masaż z panią Clarisą, której to imię wspomniał kilka razy w przeciągu niespełna godziny. Nie chciałam wybiegać zbytnio w przyszłość, ale jego zachowanie pozwalało mi twierdzić, iż pani Clarisa wpadła mojemu staruszkowi w oko. Tak więc po przedstawieniu tacie Rosity i zamienieniu kilku zdań na temat jego samopoczucia i tego, co u mnie słychać, pożegnałyśmy się i opuściłyśmy budynek. Sama nie wiedziałam co o tym myśleć. Wydawało mi się jednak, że tata czuł się dobrze i był szczęśliwy, a to było dla mnie w tym momencie najważniejsze.
– Wiesz Sol – zaczęła blondynka, kiedy tylko wyszłyśmy na świeże powietrze – myślę, że twój tata całkiem nieźle sobie radzi.
– Taak, też tak myślę – uśmiechnęłam się. – Cieszę się z tego powodu, dawno nie widziałam go w tak dobrym stanie. W zasadzie… nie widziałam go takiego od śmierci mamy.
– Ehh, chodź tu do mnie – przytuliła mnie, a ja zatrzymałam łzy, zanim spłynęły po moich policzkach. – Wszystko się ułoży. Moim zdaniem, teraz powinnaś skupić się na sobie. Patrz, jak bardzo pomogłaś swojemu tacie, jestem z ciebie dumna. Naprawdę. Nie znam drugiej takiej dziewczyny, jak ty i bardzo się cieszę, że cię poznałam. Tyle, że teraz jest czas dla ciebie.
*
W życiu nie jednokrotnie bywa tak, że gdy jeden problem znika, pojawia się drugi. Tak było właśnie u mnie. Cieszyłam się, że mój tata czuje się lepiej i nie muszę się już o niego tak bardzo martwić. Niestety miałam teraz więcej czasu na rozmyślanie o piłkarzu i o tym, co ja tak właściwie do niego czuje. Miłość? Bynajmniej. Na to było za wcześnie. Zauroczenie? Fascynacja? Tak. Myślę, że to odpowiednie słowa. Marc był… był inny. Interesujący, choć bez wątpienia zachowywał się czasami, jak totalny dupek. Wobec mnie, wobec Ros i przede wszystkim wobec swoich kolegów z drużyny. Potrzebowali go, a on nie dopuszczał tej myśli do siebie. Nie wiem dlaczego, ale cholera… zależało mi na nim. I szlag jasny mnie trafiał, kiedy widziałam jak traktuje ludzi, którzy chcą mu pomóc. Dni mijały, ja miałam skupić się na sobie, ale kompletnie nie wiedziałam co miałabym niby zrobić. Moje rozmyślania na ten temat, kończyły się zawsze tym samym – Bartrą. Ten facet ma coś w sobie. Coś, co uzależnia i działa na wszystkie kobiety. A ja myślałam, że jestem inna… Pfff, dobre sobie Tabares. Jesteś taka sama jak każda. Głupia i naiwna.
– Głupia i naiwna… – powtórzyłam szeptem, mówiąc do samej siebie, bo przecież nikogo innego nie było w domu. Bartra jak zwykle chodził własnymi ścieżkami, a Ros miała randkę z panem idealnym. Ekhem, znaczy z Sergim.
Przewróciłam się na plecy i siadając na łóżku, sięgnęłam ręką po telefon. 22:52 a Ros nadal nie było. Nie martwiłam się o nią, bo była w dobrych rękach, ale zazwyczaj o tej porze była już w moim pokoju i zdawała relacje z tego, jak przebiegło spotkanie. Już miałam zamiar odłożyć komórkę na szafkę, kiedy usłyszałam dźwięk SMS-a.
„Zostaję na noc u Roberto. Nie martw się, wszystko jest okej. Buziaczki, jutro ci wszystko opowiem.”
Uśmiechnęłam się pod nosem. Coś mi się wydaje, że tej nocy Rosita też się nie wyśpi i to wcale nie z powodu trzaskającego drzwiami Marca. Nie pozostało mi więc nic innego, jak pójść się wykąpać, a później położyć spać. Wyjęłam z szafy figi oraz koszulkę, która była na mnie za duża o kilka rozmiarów i poszłam do łazienki. Napuściłam wody do wanny, dodałam kilka kropel olejku kokosowego i zanurzyłam się w pianie. Skóra zaczęła mnie lekko piec od gorąca, które nią zawładnęło, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, było to bardzo przyjemne uczucie. Oparłam głowę o brzeg wanny i przymknęłam oczy, rozkoszując się ciszą, spokojem i pięknym zapachem kokosa. Dla odmiany, postanowiłam nie myśleć o piłkarzu. Zastanawiałam się nad tym, co chcę robić dalej. Przecież nie będę do końca życia sprzątała w domu Bartry. Zawsze chciałam pójść na studia dziennikarskie. Czułam, że to było coś, w czym mogłabym się odnaleźć. Niestety wiązało się to z wydatkami, a poza tym, po śmierci mamy, kompletnie nie myślałam o swojej przyszłości. Najwyższy czas to zmienić. Rosita miała racje, powinnam skupić się na sobie i ruszyć do przodu. Wiedziałam, że z jej wsparciem będzie mi o wiele łatwiej. Może nie znałyśmy się długo, ale to nie ma znaczenia. Prawdziwych przyjaciół poznaje się w ciężkich chwilach.
Woda powoli robiła się już chłodna więc, z wielką niechęcią, wyszłam z wanny i owinęłam się miękkim ręcznikiem. Podeszłam do lustra, umyłam zęby, nałożyłam na twarz krem nawilżający i przebrałam się we wcześniej przygotowane rzeczy. Rozplątałam koka, którego zrobiłam sobie na czubku głowy i rozczesałam włosy. Przyjrzałam się swojemu odbiciu i tak, zdecydowanie muszę wziąć się za siebie. A zacznę chyba od moich rozdwojonych końcówek i bladej twarzy.
Wyszłam z łazienki i idąc w stronę swojego pokoju trafiłam wprost na Bartrę. Kolejny raz nasze spojrzenia się skrzyżowały, a my staliśmy zupełnie bez ruchu. Mnie dodatkowo krępowało to, że jestem w samej koszulce i dość skąpych figach. Atmosfera bardzo się zagęściła i wyraźnie było czuć między nami napięcie. Widziałam jego wzrok błądzący po moich nogach, ja natomiast nie omieszkałam przyjrzeć się jemu. Miał na sobie zwykłe czarne dresy i klubową koszulkę, a i tak wydawało mi się, że jest to najbardziej męski strój jaki kiedykolwiek w życiu widziałam. Moje myśli zdecydowanie zawędrowały zbyt daleko, dlatego też postanowiłam przerwać to, co właśnie się działo. Cokolwiek to było. Westchnęłam i ruszyłam w stronę drzwi mojego pokoju. Nie dane mi było jednak do nich dotrzeć. Poczułam, jak Marc chwyta mnie za rękę i lekkim szarpnięciem przyciska do ściany, opierając swoje dłonie z obu stron mojego ciała.
– Co ty ze mną zrobiłaś, co? – wychrypiał mi tuż nad uchem. Nie mogłam rozgryźć jakie emocje malują się teraz na jego twarzy. Złość? Może trochę…
– J-ja? – nie do końca rozumiałam o co mu chodzi. Zachowywał się co najmniej dziwnie, ale w żadnym wypadku nie było czuć od niego alkoholem.
– Tak. Właśnie ty – warknął. – Wszystko twoja wina. Twoich cholernie pięknych oczu i twojego głupiego gadania. To przez to mam taki mętlik w głowie. Cokolwiek bym nie chciał zrobić, widzę twoją twarz, która patrzy na mnie tym karcącym wzrokiem. Chciałem się dzisiaj napić i co? Pojawia się cholerna Sol i mówi „dobrze wiesz, jak to się skończy” i wiesz co? Zawsze chciałem żeby to właśnie tak się kończyło. Aż do dziś – spojrzał mi prosto w oczy, a ja nie mogłam się nie uśmiechnąć. Nie był zły. Był wściekły. Wiedziałam, że tym razem coś zrozumiał, a jego nerwy, wbrew pozorom, nie są skierowane w moją stronę.
– Więc gdzie byłeś? – zapytałam i rozluźniłam swoje spięte ciało. Widziałam, że z niego również schodzi cała złość, a rysy twarzy łagodnieją.
– Na stadionie – wyszeptał. I w zasadzie… nie musiał już nic więcej mówić. Jego spojrzenie wyjaśniło wszystko. Docierało do niego to, co traci. Powoli, ale docierało i to było najważniejsze. On musiał zrozumieć, że niszcząc swoje życie robi na złość jedynie sobie.
Przygryzłam wargę i widziałam, jak jego oczy niebezpiecznie ciemnieją. Marc chwycił moje ręce i unieruchamiając mi je nad głową, przycisnął mnie swoim ciałem jeszcze bliżej ściany. Przełknęłam gulę, która wytworzyła się w moim gardle. Jeżeli woda w wannie była gorąca, to ten facet musiał być jakimś cholernym wulkanem. Moje nozdrza opanował zapach jego pięknych perfum i żelu pod prysznic, a serce mało nie wyskoczyło z klatki piersiowej. Oczekiwanie na to, kiedy mnie pocałuje było jak tortura i miałam wrażenie, że Bartra doskonale o tym wiedział. Po jego twarzy błądził cwany uśmieszek, który jedynie bardziej mnie podniecał. W końcu chyba postanowił się nade mną zlitować i po chwili nasze usta zetknęły się w delikatnym pocałunku. Jedno muśnięcie, drugie, trzecie… Myślę, że najpierw chciał sprawdzić czy nie będę protestować, ale błagam… Przeciwko czemu tu protestować? Postanowiłam trochę przejąć inicjatywę i zarzuciwszy ręce na jego kark, pogłębiłam nasz pocałunek. Piłkarz zjechał dłońmi aż na moje pośladki i poderwał mnie do góry tak, że oplotłam go nogami w pasie. Chwilę później, wiedziałam już że wchodzimy do jego sypialni. W pokoju panował przyjemny półmrok, gdyż jedynym źródłem światła był księżyc nieśmiało zaglądający przez ogromne okna. Marc położył mnie na miękkim materacu swojego łóżka, a sam zdjął z siebie koszulkę, którą rzucił gdzieś w kąt. Patrzyłam na jego idealnie umięśniony brzuch, szeroką klatkę piersiową, ramiona… Był gorący. Inne słowo nie przychodziło mi w tym momencie do głowy. Spojrzałam na jego twarz i zobaczyłam ten uśmiech. Pełen satysfakcji, pewności siebie i triumfu. On wiedział, jak działa na kobiety i bezczelnie to wykorzystywał. W tym tkwił jego urok, któremu i ja uległam. Oboje wiedzieliśmy, co za chwilę nastąpi i było to nieuniknione. Może nie do końca racjonalne z mojej strony, ale chciałam tego. Bartra wszedł na łóżko i przykrył mnie swoim ciałem. Opierając się na prawym przedramieniu, opuszkami drugiej dłoni przesunął po moim udzie, biodrach i zahaczając o koszulkę, podciągnął ją aż do linii moich piersi. Zatrzymał się na mojej talii i spojrzał w moje oczy.
– Sol, chcesz tego? – zapytał szeptem. Po raz pierwszy usłyszałam taką niepewność w jego głosie, co nieco mnie rozczuliło.
– Chce, tylko… – zawahałam się. Jak miałam mu to powiedzieć? – Ja po prostu… Nie mam doświadczenia w tych sprawach – wydukałam.
– Jesteś dziewicą? – zdziwił się, jednak widziałam nikły uśmiech błąkający się w kącikach jego ust.
– Nie, ale robiłam to tylko raz – wyznałam. – W dodatku był to największy błąd mojego życia i mam… Złe wspomnienia.
– A czy to – zrobił pauzę i spojrzał na mnie znacząco – tu i teraz, będzie dla ciebie błędem? – sparaliżowana jego wzrokiem, zdołałam jedynie pokręcić przecząco głową, ale okazało się to wystarczającą odpowiedzą dla niego. – W takim razie, pożegnaj złe wspomnienia raz na zawsze – uśmiechnął się szelmowsko i kolejny raz wpił w moje usta.
Sięgnęłam dłońmi do jego dresów i z małą pomocą piłkarza, pozbyliśmy się ich, rzucając je gdzieś obok łóżka. Chwilę później dołączyła do nich moja koszulka. Każdy ruch Bartry był delikatny, tak jakby dotykał porcelanowej lalki. Błądził wzrokiem po całym moim ciele, a ja (co dziwne) nie czułam żadnego skrępowania. W jego oczach dostrzegałam dziwny błysk, nie wiedziałam, co on oznacza, ale była to taka pozytywna iskierka. Uśmiechnęłam się pod nosem i wcale nie czułam, że oddając się mu, robię coś nieodpowiedniego. Przyciągnęłam go bliżej siebie i lekko popchnęłam. Teraz to on leżał plecami na materacu, a ja byłam nad nim. Przerzuciłam włosy na jedną stronę i musnęłam ustami jego wargi, brodę, szyję, klatkę piersiową, brzuch i zatrzymałam się tuż nad linią jego bokserek. Podniosłam wzrok i patrząc mu prosto w oczy, przejechałam językiem wzdłuż gumki, pozostawiając mokry ślad na jego skórze. Mięśnie na jego brzuchu momentalnie się spięły, a do moich uszu dotarło ciche westchnienie. Uśmiechnęłam się triumfalnie i z powrotem wróciłam do jego ust. Całowaliśmy się coraz bardziej zachłannie, gdyż oboje byliśmy już na skraju wytrzymania.
– Cholera – syknął, kiedy otarłam się biodrami o jego męskość. Gwałtownym ruchem sprawił, że znów to on górował nade mną.
W pokoju dało się słyszeć jedynie nasze przyspieszone oddechy i bicie mojego serca. A przynajmniej takie miałam wrażenie, bo waliło tak mocno, jakby miało zaraz wyskoczyć. Marc uklęknął na łóżku i wytyczając pocałunkami ścieżkę od moich ust, przez klatkę piersiową aż do pępka, delikatnie zdjął ze mnie ostatnią część garderoby. Jego twarz znów znalazła się tuż obok mojej, a nasze języki prowadziły namiętną walkę o dominację. Poczułam, jak jego dłoń zjeżdża w dół mojego ciała, aby sprawdzić moją gotowość. Poruszyłam się niespokojnie, gdy dotknął mojej kobiecości.
– Taka mokra, specjalnie dla mnie – wyszeptał mi wprost do ucha, sprawiając że nieco się zawstydziłam. On był taki… Niegrzeczny? Nie wiem czy to właściwe określenie, ale taki właśnie mi się wydawał. Co chwila szeptał mi jakieś słówka, które jedynie rozpalały moje pragnienia. Wiłam się pod nim, niemal nie błagając, aby w końcu zrobił to, na co oboje czekaliśmy.
Chwilę później niecierpliwie zdjął swoje bokserki i rozpakowawszy małą paczuszkę, którą wyjął z szuflady, ułożył się między moimi nogami. Spojrzał jeszcze w moje oczy, jakby doszukując się jakiegoś zawahania. Chciał mieć pewność, że na wszystko się zgadzam. Uświadomiłam sobie wtedy, że wystarczy jedno moje słowo, a do niczego między nami nie dojdzie. Nie miałam jednak zamiaru protestować, a zamiast tego skinęłam twierdząco głową. Piłkarz kolejny raz mnie pocałował, a zaraz potem czułam jak wchodzi do mojego wnętrza. Był bardzo delikatny, choć i tak czułam lekki ból. Przymknęłam mocno powieki, chcąc jakoś nad tym zapanować. Marc położył dłoń na mojej twarzy i pogładził kciukiem mój policzek. Otworzyłam oczy i uśmiechnęłam się delikatnie. Nieprzyjemne uczucie mijało, a w jego miejscu pojawiało się jeszcze większe podniecenie, niż na początku. Chłopak powoli zaczął się we mnie poruszać, a ja nie mogłam powstrzymać się od cichych jęków. To było zupełnie coś innego niż mój pierwszy raz. W zasadzie… Czułam jakby to właśnie on był tym pierwszym, prawdziwym mężczyzną w moim życiu. Seks z nim był przyjemny, delikatny i przede wszystkim, chciałam tego całą sobą. Mimo iż wiedziałam, jaki potrafi być, wiedziałam jak traktuje kobiety… Chciałam zaryzykować. Jego ruchy przybrały na sile, ale ani trochę mi to nie przeszkadzało. Doskonale wiedział co robi, a ja całkowicie mu w tej kwestii zaufałam. Patrzyłam na napięte mięśnie jego twarzy, zaciśniętą szczękę, przymknięte powieki. On również był już blisko. Przejechałam paznokciami przez całą długość jego pleców, od pośladków po łopatki. Z ust chłopaka wydobył się gardłowy jęk, a zaraz po tym czułam, jak zasysa skórę na mojej szyi. Lada moment nadeszło spełnienie, któro całkowicie zapanowało nad naszymi ciałami. Nie wiem ile to wszystko trwało. Sekundę? Minutę? Godzinę? Nie mam pojęcia. Kompletnie zatraciłam się w tym, co mężczyzna ze mną robił. Tak, jakby nasze ciała stworzyły jedność. Nie tylko ciała. Nie chciałam jednak robić sobie zbędnych nadziei i psuć tej chwili.
Leżeliśmy obok siebie, kompletnie wyczerpani. Dłoń Bartry spoczywała na moim brzuchu, kciukiem zakreślając na nim niewielkie kółka. W pomieszczeniu panowała cisza, zakłócana jedynie przez nasze ciężkie oddechy. Dopiero teraz uświadamiałam sobie, co właściwie się stało. Największym szokiem były dla mnie słowa Marca, które pamiętałam, co do jednego. To wszystko było tak niesamowite, że aż wydawało się nierealne. Spojrzałam na niego. Leżał na brzuchu, z twarzą odwróconą w moją stronę i przymkniętymi powiekami. Gdyby nie ruchy jego dłoni, pomyślałabym, że śpi. Był taki spokojny, rozluźniony. W momencie, kiedy na moich ustach pojawił się uśmiech, jego oczy się otworzyły.
– Lubię to – wychrypiał, nie odrywając twarzy od poduszki. Spojrzałam na niego pytająco. – Twój uśmiech. Lubię go.
– Marc… – zaczęłam, na co on podniósł się na łóżku i oparłszy głowę o wezgłowie, skierował swój wzrok na mnie. To wcale mi nie pomogło. – Co będzie dalej? Nie chcę niczego popsuć, ale nie chcę też żebyś traktował mnie tak, jak do tej pory. Nie jestem twoim wrogiem…
– Wiem Sol… – westchnął ciężko i złapał moją dłoń. – Tylko to nie jest takie proste. Muszę sobie to wszystko poukładać, okej?
– Okej, tylko daj sobie pomóc – pocałowałam go w policzek i uśmiechnęłam się szeroko, co również on odwzajemnił.
Moje powieki stawały się coraz cięższe, co nie umknęło uwadze piłkarza. Podszedł do szafy, ubrał bokserki a następnie wyjął klubową koszulkę z numerem „15” i jego nazwiskiem na plecach. Pomógł mi ją założyć i wrócił na miejsce obok.
– Dobranoc – powiedział, obejmując mnie ramieniem i przyciągając bliżej.
– Dobranoc – odpowiedziałam i nie wiedzieć dlaczego, uśmiech nie chciał zejść z mojej twarzy.
– Wiesz Sol – zaczęła blondynka, kiedy tylko wyszłyśmy na świeże powietrze – myślę, że twój tata całkiem nieźle sobie radzi.
– Taak, też tak myślę – uśmiechnęłam się. – Cieszę się z tego powodu, dawno nie widziałam go w tak dobrym stanie. W zasadzie… nie widziałam go takiego od śmierci mamy.
– Ehh, chodź tu do mnie – przytuliła mnie, a ja zatrzymałam łzy, zanim spłynęły po moich policzkach. – Wszystko się ułoży. Moim zdaniem, teraz powinnaś skupić się na sobie. Patrz, jak bardzo pomogłaś swojemu tacie, jestem z ciebie dumna. Naprawdę. Nie znam drugiej takiej dziewczyny, jak ty i bardzo się cieszę, że cię poznałam. Tyle, że teraz jest czas dla ciebie.
*
W życiu nie jednokrotnie bywa tak, że gdy jeden problem znika, pojawia się drugi. Tak było właśnie u mnie. Cieszyłam się, że mój tata czuje się lepiej i nie muszę się już o niego tak bardzo martwić. Niestety miałam teraz więcej czasu na rozmyślanie o piłkarzu i o tym, co ja tak właściwie do niego czuje. Miłość? Bynajmniej. Na to było za wcześnie. Zauroczenie? Fascynacja? Tak. Myślę, że to odpowiednie słowa. Marc był… był inny. Interesujący, choć bez wątpienia zachowywał się czasami, jak totalny dupek. Wobec mnie, wobec Ros i przede wszystkim wobec swoich kolegów z drużyny. Potrzebowali go, a on nie dopuszczał tej myśli do siebie. Nie wiem dlaczego, ale cholera… zależało mi na nim. I szlag jasny mnie trafiał, kiedy widziałam jak traktuje ludzi, którzy chcą mu pomóc. Dni mijały, ja miałam skupić się na sobie, ale kompletnie nie wiedziałam co miałabym niby zrobić. Moje rozmyślania na ten temat, kończyły się zawsze tym samym – Bartrą. Ten facet ma coś w sobie. Coś, co uzależnia i działa na wszystkie kobiety. A ja myślałam, że jestem inna… Pfff, dobre sobie Tabares. Jesteś taka sama jak każda. Głupia i naiwna.
– Głupia i naiwna… – powtórzyłam szeptem, mówiąc do samej siebie, bo przecież nikogo innego nie było w domu. Bartra jak zwykle chodził własnymi ścieżkami, a Ros miała randkę z panem idealnym. Ekhem, znaczy z Sergim.
Przewróciłam się na plecy i siadając na łóżku, sięgnęłam ręką po telefon. 22:52 a Ros nadal nie było. Nie martwiłam się o nią, bo była w dobrych rękach, ale zazwyczaj o tej porze była już w moim pokoju i zdawała relacje z tego, jak przebiegło spotkanie. Już miałam zamiar odłożyć komórkę na szafkę, kiedy usłyszałam dźwięk SMS-a.
„Zostaję na noc u Roberto. Nie martw się, wszystko jest okej. Buziaczki, jutro ci wszystko opowiem.”
Uśmiechnęłam się pod nosem. Coś mi się wydaje, że tej nocy Rosita też się nie wyśpi i to wcale nie z powodu trzaskającego drzwiami Marca. Nie pozostało mi więc nic innego, jak pójść się wykąpać, a później położyć spać. Wyjęłam z szafy figi oraz koszulkę, która była na mnie za duża o kilka rozmiarów i poszłam do łazienki. Napuściłam wody do wanny, dodałam kilka kropel olejku kokosowego i zanurzyłam się w pianie. Skóra zaczęła mnie lekko piec od gorąca, które nią zawładnęło, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, było to bardzo przyjemne uczucie. Oparłam głowę o brzeg wanny i przymknęłam oczy, rozkoszując się ciszą, spokojem i pięknym zapachem kokosa. Dla odmiany, postanowiłam nie myśleć o piłkarzu. Zastanawiałam się nad tym, co chcę robić dalej. Przecież nie będę do końca życia sprzątała w domu Bartry. Zawsze chciałam pójść na studia dziennikarskie. Czułam, że to było coś, w czym mogłabym się odnaleźć. Niestety wiązało się to z wydatkami, a poza tym, po śmierci mamy, kompletnie nie myślałam o swojej przyszłości. Najwyższy czas to zmienić. Rosita miała racje, powinnam skupić się na sobie i ruszyć do przodu. Wiedziałam, że z jej wsparciem będzie mi o wiele łatwiej. Może nie znałyśmy się długo, ale to nie ma znaczenia. Prawdziwych przyjaciół poznaje się w ciężkich chwilach.
Woda powoli robiła się już chłodna więc, z wielką niechęcią, wyszłam z wanny i owinęłam się miękkim ręcznikiem. Podeszłam do lustra, umyłam zęby, nałożyłam na twarz krem nawilżający i przebrałam się we wcześniej przygotowane rzeczy. Rozplątałam koka, którego zrobiłam sobie na czubku głowy i rozczesałam włosy. Przyjrzałam się swojemu odbiciu i tak, zdecydowanie muszę wziąć się za siebie. A zacznę chyba od moich rozdwojonych końcówek i bladej twarzy.
Wyszłam z łazienki i idąc w stronę swojego pokoju trafiłam wprost na Bartrę. Kolejny raz nasze spojrzenia się skrzyżowały, a my staliśmy zupełnie bez ruchu. Mnie dodatkowo krępowało to, że jestem w samej koszulce i dość skąpych figach. Atmosfera bardzo się zagęściła i wyraźnie było czuć między nami napięcie. Widziałam jego wzrok błądzący po moich nogach, ja natomiast nie omieszkałam przyjrzeć się jemu. Miał na sobie zwykłe czarne dresy i klubową koszulkę, a i tak wydawało mi się, że jest to najbardziej męski strój jaki kiedykolwiek w życiu widziałam. Moje myśli zdecydowanie zawędrowały zbyt daleko, dlatego też postanowiłam przerwać to, co właśnie się działo. Cokolwiek to było. Westchnęłam i ruszyłam w stronę drzwi mojego pokoju. Nie dane mi było jednak do nich dotrzeć. Poczułam, jak Marc chwyta mnie za rękę i lekkim szarpnięciem przyciska do ściany, opierając swoje dłonie z obu stron mojego ciała.
– Co ty ze mną zrobiłaś, co? – wychrypiał mi tuż nad uchem. Nie mogłam rozgryźć jakie emocje malują się teraz na jego twarzy. Złość? Może trochę…
– J-ja? – nie do końca rozumiałam o co mu chodzi. Zachowywał się co najmniej dziwnie, ale w żadnym wypadku nie było czuć od niego alkoholem.
– Tak. Właśnie ty – warknął. – Wszystko twoja wina. Twoich cholernie pięknych oczu i twojego głupiego gadania. To przez to mam taki mętlik w głowie. Cokolwiek bym nie chciał zrobić, widzę twoją twarz, która patrzy na mnie tym karcącym wzrokiem. Chciałem się dzisiaj napić i co? Pojawia się cholerna Sol i mówi „dobrze wiesz, jak to się skończy” i wiesz co? Zawsze chciałem żeby to właśnie tak się kończyło. Aż do dziś – spojrzał mi prosto w oczy, a ja nie mogłam się nie uśmiechnąć. Nie był zły. Był wściekły. Wiedziałam, że tym razem coś zrozumiał, a jego nerwy, wbrew pozorom, nie są skierowane w moją stronę.
– Więc gdzie byłeś? – zapytałam i rozluźniłam swoje spięte ciało. Widziałam, że z niego również schodzi cała złość, a rysy twarzy łagodnieją.
– Na stadionie – wyszeptał. I w zasadzie… nie musiał już nic więcej mówić. Jego spojrzenie wyjaśniło wszystko. Docierało do niego to, co traci. Powoli, ale docierało i to było najważniejsze. On musiał zrozumieć, że niszcząc swoje życie robi na złość jedynie sobie.
Przygryzłam wargę i widziałam, jak jego oczy niebezpiecznie ciemnieją. Marc chwycił moje ręce i unieruchamiając mi je nad głową, przycisnął mnie swoim ciałem jeszcze bliżej ściany. Przełknęłam gulę, która wytworzyła się w moim gardle. Jeżeli woda w wannie była gorąca, to ten facet musiał być jakimś cholernym wulkanem. Moje nozdrza opanował zapach jego pięknych perfum i żelu pod prysznic, a serce mało nie wyskoczyło z klatki piersiowej. Oczekiwanie na to, kiedy mnie pocałuje było jak tortura i miałam wrażenie, że Bartra doskonale o tym wiedział. Po jego twarzy błądził cwany uśmieszek, który jedynie bardziej mnie podniecał. W końcu chyba postanowił się nade mną zlitować i po chwili nasze usta zetknęły się w delikatnym pocałunku. Jedno muśnięcie, drugie, trzecie… Myślę, że najpierw chciał sprawdzić czy nie będę protestować, ale błagam… Przeciwko czemu tu protestować? Postanowiłam trochę przejąć inicjatywę i zarzuciwszy ręce na jego kark, pogłębiłam nasz pocałunek. Piłkarz zjechał dłońmi aż na moje pośladki i poderwał mnie do góry tak, że oplotłam go nogami w pasie. Chwilę później, wiedziałam już że wchodzimy do jego sypialni. W pokoju panował przyjemny półmrok, gdyż jedynym źródłem światła był księżyc nieśmiało zaglądający przez ogromne okna. Marc położył mnie na miękkim materacu swojego łóżka, a sam zdjął z siebie koszulkę, którą rzucił gdzieś w kąt. Patrzyłam na jego idealnie umięśniony brzuch, szeroką klatkę piersiową, ramiona… Był gorący. Inne słowo nie przychodziło mi w tym momencie do głowy. Spojrzałam na jego twarz i zobaczyłam ten uśmiech. Pełen satysfakcji, pewności siebie i triumfu. On wiedział, jak działa na kobiety i bezczelnie to wykorzystywał. W tym tkwił jego urok, któremu i ja uległam. Oboje wiedzieliśmy, co za chwilę nastąpi i było to nieuniknione. Może nie do końca racjonalne z mojej strony, ale chciałam tego. Bartra wszedł na łóżko i przykrył mnie swoim ciałem. Opierając się na prawym przedramieniu, opuszkami drugiej dłoni przesunął po moim udzie, biodrach i zahaczając o koszulkę, podciągnął ją aż do linii moich piersi. Zatrzymał się na mojej talii i spojrzał w moje oczy.
– Sol, chcesz tego? – zapytał szeptem. Po raz pierwszy usłyszałam taką niepewność w jego głosie, co nieco mnie rozczuliło.
– Chce, tylko… – zawahałam się. Jak miałam mu to powiedzieć? – Ja po prostu… Nie mam doświadczenia w tych sprawach – wydukałam.
– Jesteś dziewicą? – zdziwił się, jednak widziałam nikły uśmiech błąkający się w kącikach jego ust.
– Nie, ale robiłam to tylko raz – wyznałam. – W dodatku był to największy błąd mojego życia i mam… Złe wspomnienia.
– A czy to – zrobił pauzę i spojrzał na mnie znacząco – tu i teraz, będzie dla ciebie błędem? – sparaliżowana jego wzrokiem, zdołałam jedynie pokręcić przecząco głową, ale okazało się to wystarczającą odpowiedzą dla niego. – W takim razie, pożegnaj złe wspomnienia raz na zawsze – uśmiechnął się szelmowsko i kolejny raz wpił w moje usta.
Sięgnęłam dłońmi do jego dresów i z małą pomocą piłkarza, pozbyliśmy się ich, rzucając je gdzieś obok łóżka. Chwilę później dołączyła do nich moja koszulka. Każdy ruch Bartry był delikatny, tak jakby dotykał porcelanowej lalki. Błądził wzrokiem po całym moim ciele, a ja (co dziwne) nie czułam żadnego skrępowania. W jego oczach dostrzegałam dziwny błysk, nie wiedziałam, co on oznacza, ale była to taka pozytywna iskierka. Uśmiechnęłam się pod nosem i wcale nie czułam, że oddając się mu, robię coś nieodpowiedniego. Przyciągnęłam go bliżej siebie i lekko popchnęłam. Teraz to on leżał plecami na materacu, a ja byłam nad nim. Przerzuciłam włosy na jedną stronę i musnęłam ustami jego wargi, brodę, szyję, klatkę piersiową, brzuch i zatrzymałam się tuż nad linią jego bokserek. Podniosłam wzrok i patrząc mu prosto w oczy, przejechałam językiem wzdłuż gumki, pozostawiając mokry ślad na jego skórze. Mięśnie na jego brzuchu momentalnie się spięły, a do moich uszu dotarło ciche westchnienie. Uśmiechnęłam się triumfalnie i z powrotem wróciłam do jego ust. Całowaliśmy się coraz bardziej zachłannie, gdyż oboje byliśmy już na skraju wytrzymania.
– Cholera – syknął, kiedy otarłam się biodrami o jego męskość. Gwałtownym ruchem sprawił, że znów to on górował nade mną.
W pokoju dało się słyszeć jedynie nasze przyspieszone oddechy i bicie mojego serca. A przynajmniej takie miałam wrażenie, bo waliło tak mocno, jakby miało zaraz wyskoczyć. Marc uklęknął na łóżku i wytyczając pocałunkami ścieżkę od moich ust, przez klatkę piersiową aż do pępka, delikatnie zdjął ze mnie ostatnią część garderoby. Jego twarz znów znalazła się tuż obok mojej, a nasze języki prowadziły namiętną walkę o dominację. Poczułam, jak jego dłoń zjeżdża w dół mojego ciała, aby sprawdzić moją gotowość. Poruszyłam się niespokojnie, gdy dotknął mojej kobiecości.
– Taka mokra, specjalnie dla mnie – wyszeptał mi wprost do ucha, sprawiając że nieco się zawstydziłam. On był taki… Niegrzeczny? Nie wiem czy to właściwe określenie, ale taki właśnie mi się wydawał. Co chwila szeptał mi jakieś słówka, które jedynie rozpalały moje pragnienia. Wiłam się pod nim, niemal nie błagając, aby w końcu zrobił to, na co oboje czekaliśmy.
Chwilę później niecierpliwie zdjął swoje bokserki i rozpakowawszy małą paczuszkę, którą wyjął z szuflady, ułożył się między moimi nogami. Spojrzał jeszcze w moje oczy, jakby doszukując się jakiegoś zawahania. Chciał mieć pewność, że na wszystko się zgadzam. Uświadomiłam sobie wtedy, że wystarczy jedno moje słowo, a do niczego między nami nie dojdzie. Nie miałam jednak zamiaru protestować, a zamiast tego skinęłam twierdząco głową. Piłkarz kolejny raz mnie pocałował, a zaraz potem czułam jak wchodzi do mojego wnętrza. Był bardzo delikatny, choć i tak czułam lekki ból. Przymknęłam mocno powieki, chcąc jakoś nad tym zapanować. Marc położył dłoń na mojej twarzy i pogładził kciukiem mój policzek. Otworzyłam oczy i uśmiechnęłam się delikatnie. Nieprzyjemne uczucie mijało, a w jego miejscu pojawiało się jeszcze większe podniecenie, niż na początku. Chłopak powoli zaczął się we mnie poruszać, a ja nie mogłam powstrzymać się od cichych jęków. To było zupełnie coś innego niż mój pierwszy raz. W zasadzie… Czułam jakby to właśnie on był tym pierwszym, prawdziwym mężczyzną w moim życiu. Seks z nim był przyjemny, delikatny i przede wszystkim, chciałam tego całą sobą. Mimo iż wiedziałam, jaki potrafi być, wiedziałam jak traktuje kobiety… Chciałam zaryzykować. Jego ruchy przybrały na sile, ale ani trochę mi to nie przeszkadzało. Doskonale wiedział co robi, a ja całkowicie mu w tej kwestii zaufałam. Patrzyłam na napięte mięśnie jego twarzy, zaciśniętą szczękę, przymknięte powieki. On również był już blisko. Przejechałam paznokciami przez całą długość jego pleców, od pośladków po łopatki. Z ust chłopaka wydobył się gardłowy jęk, a zaraz po tym czułam, jak zasysa skórę na mojej szyi. Lada moment nadeszło spełnienie, któro całkowicie zapanowało nad naszymi ciałami. Nie wiem ile to wszystko trwało. Sekundę? Minutę? Godzinę? Nie mam pojęcia. Kompletnie zatraciłam się w tym, co mężczyzna ze mną robił. Tak, jakby nasze ciała stworzyły jedność. Nie tylko ciała. Nie chciałam jednak robić sobie zbędnych nadziei i psuć tej chwili.
Leżeliśmy obok siebie, kompletnie wyczerpani. Dłoń Bartry spoczywała na moim brzuchu, kciukiem zakreślając na nim niewielkie kółka. W pomieszczeniu panowała cisza, zakłócana jedynie przez nasze ciężkie oddechy. Dopiero teraz uświadamiałam sobie, co właściwie się stało. Największym szokiem były dla mnie słowa Marca, które pamiętałam, co do jednego. To wszystko było tak niesamowite, że aż wydawało się nierealne. Spojrzałam na niego. Leżał na brzuchu, z twarzą odwróconą w moją stronę i przymkniętymi powiekami. Gdyby nie ruchy jego dłoni, pomyślałabym, że śpi. Był taki spokojny, rozluźniony. W momencie, kiedy na moich ustach pojawił się uśmiech, jego oczy się otworzyły.
– Lubię to – wychrypiał, nie odrywając twarzy od poduszki. Spojrzałam na niego pytająco. – Twój uśmiech. Lubię go.
– Marc… – zaczęłam, na co on podniósł się na łóżku i oparłszy głowę o wezgłowie, skierował swój wzrok na mnie. To wcale mi nie pomogło. – Co będzie dalej? Nie chcę niczego popsuć, ale nie chcę też żebyś traktował mnie tak, jak do tej pory. Nie jestem twoim wrogiem…
– Wiem Sol… – westchnął ciężko i złapał moją dłoń. – Tylko to nie jest takie proste. Muszę sobie to wszystko poukładać, okej?
– Okej, tylko daj sobie pomóc – pocałowałam go w policzek i uśmiechnęłam się szeroko, co również on odwzajemnił.
Moje powieki stawały się coraz cięższe, co nie umknęło uwadze piłkarza. Podszedł do szafy, ubrał bokserki a następnie wyjął klubową koszulkę z numerem „15” i jego nazwiskiem na plecach. Pomógł mi ją założyć i wrócił na miejsce obok.
– Dobranoc – powiedział, obejmując mnie ramieniem i przyciągając bliżej.
– Dobranoc – odpowiedziałam i nie wiedzieć dlaczego, uśmiech nie chciał zejść z mojej twarzy.
Witam po dość długiej przerwie, choć w moim przypadku nie jest to nic nadzwyczajnego ;p Moja wena często mnie opuszcza, aczkolwiek ta nieobecność spowodowana jest akurat pracą :) Na szczęście mam już wolne i zabieram się za moje opowiadania, a zaczęłam od tego. Nie wiem czy rozdział się spodoba czy nie, bo jest on nieco inny od poprzednich. Może trochę wybiegłam na przód rozwijając ich znajomość w ten sposób, ale tak mi właśnie pasuje. Sama jeszcze nie wiem, co z tego wszystkiego wyjdzie, ale cóż. Czuję się jak Wy, oczekując nowego rozdziału. Z tym, że to ja, sama sobie, muszę go napisać :D