Hej, hej! Wiem, że pewnie Wam się to nie spodoba, ale na kolejny rozdział ponownie będziecie musiały troszkę poczekać :) Spowodowane jest to zbliżającą się sesją. Nie mam obecnie w ogóle głowy do pisania, myślenia nad czymkolwiek innym niż notatki. Wybaczcie mi i do usłyszenia! :*
środa, 25 maja 2016
niedziela, 1 maja 2016
Rozdział dziewiąty.
Witam! Wiem, że po tej przerwie przez którą nie dodawałam żadnych rozdziałów wielu czytelników odpadło, ale mam nadzieję, że jest Was tu więcej niż te 3 osoby, które skomentowały poprzedni rozdział :) Krótka opinia w zupełności wystarczy, więc proszę resztę o jakikolwiek odzew :*
A co do samego rozdziału to... Sama nie wiem. Niby mi się podoba, ale mam wrażenie, że wyszło z tego trochę takie masło maślane... No nic, przeczytacie to mam nadzieję, że ocenicie :)
Dni mijały, a ja i Marc unikaliśmy siebie jak ognia. W zasadzie to bardziej on unikał mnie niż ja jego. Wstawał wcześnie rano, znikał na kilka godzin, nie mówiąc gdzie idzie nawet Ros, wracał, a później znów wychodził i tylko w środku nocy dało się słyszeć trzaskanie drzwiami, co oznaczało, że najprawdopodobniej jest pijany. Zawsze wtedy się budziłam i łzy same napływały mi do oczu. Przypominałam momenty, kiedy mój tata miał ten sam problem. Szukał pocieszenia w alkoholu uważając, że to mu pomoże, a w gruncie rzeczy jeszcze bardziej sobie zaszkodził. Chciałam pomóc Marcowi, ale za nic w świecie nie wiedziałam jak to zrobić. Nie miałam żadnego prawa, aby wtrącać się w jego życie. Nie wiem dlaczego nagle zaczął się zachowywać w ten sposób. Przecież wydawało mi się… Wydawało mi się, że jest inny. Że to, co piszą o nim w gazetach to zwykłe plotki wymyślane dla zdobycia czytelników. Tymczasem ostatnie wydarzenia pokazały, że wszystko to jest prawdą. Marc Bartra nie przejmuje się uczuciami innych osób, traktuje kobiety jak zabawki, które może wykorzystać i zostawić, myśli że mając pieniądze może wszystko, a jedyne, co kocha bardziej od samego siebie, to jego samochody. Tak! Tak właśnie jest. Egoista. Dupek. Cham. Tylko… Kim był ten facet, który pomógł mi, kiedy najbardziej tego potrzebowałam?
Wstałam po kolejnej nieprzespanej nocy, pocieszając się jedynie tym, że dziś piątek i już za kilka godzin, będę mogła pojechać odwiedzić tatę. Nie widziałam go cały tydzień, ale codziennie dzwoniłam i rozmawialiśmy przynajmniej godzinkę. Z tego, co udawało mi się wywnioskować, czuł się bardzo dobrze, a i humor mu dopisywał, co mnie niezmiernie cieszyło. Przynajmniej w tej sprawie wszystko się układało.
Założyłam na siebie zwykłe, czarne leginsy, sportowy top i bluzę z kapturem. Dziś pogoda nie była tak ładna, jak przez ostatnie dni. Związałam włosy w niedbały kok na czubku głowy i wsuwając nogi w klapki, otworzyłam drzwi i poszłam korytarzem w stronę łazienki. Pech chciał, że była ona prawie obok pokoju Bartry i właśnie wtedy musiały otworzyć się do niego drzwi, w których stanął nie kto inny, jak piłkarz. Oboje stanęliśmy w miejscu. Ja kompletnie nieuczesana, a on kompletnie nieubrany. Oprócz bokserek, na których dumnie widniał napis „Calvin Klein”. Cholera… Dlaczego on musiał być taki przystojny i męski? Czułam, jak już prawie uśmiecham się na ten widok, ale wtedy przypomniała mi się sytuacja, jaką zastałam w pokoju, w którym zostawiłam ostatnio telefon. On i ta ruda… Spuściłam głowę w dół i szybko umknęłam do łazienki. Zaraz po tym, jak zamknęłam za sobą drzwi, usłyszałam trzask kolejnych. Oparłam ręce na umywalce i wzięłam kilka głębokich wdechów. Co się ze mną dzieje? Dlaczego tak bardzo się tym wszystkim przejmuje? Przemyłam twarz zimną wodą, umyłam zęby i zeszłam na dół, gdzie jak zwykle czekała na mnie kawa i pyszne śniadanie.
– Hej – przywitałam się z Ros, posyłając jej delikatny uśmiech. Obie ostatnio nie miałyśmy humoru. Ona też bardzo martwiła się o swojego kuzyna, który zdecydowanie przesadzał.
– Hej, jak się spało? – zapytała stawiając przede mną mały talerzyk.
– Dobrze… – upiłam łyk gorącego napoju, rozkoszując się jego smakiem. Kawa z samego rana to coś, co zdecydowanie postawi mnie na nogi.
– Taak, właśnie widzę – zaśmiała się. – Ale ja też nie spałam najlepiej – spojrzała na mnie smutnym wzrokiem, a ja już wiedziałam, że ona też słyszała jak Marc kolejny raz wrócił w środku nocy pijany do domu. – Martwię się o niego, Sol – dodała załamującym się głosem. Wstałam szybko od stolika i podeszłam, żeby mocno ją przytulić.
– Kochanie… Nie płacz – głaskałam ją po plecach. – Jakoś sobie z tym poradzimy, wszystko będzie dobrze.
– Nie jestem co do tego przekonana… Tak źle jeszcze nie było, zawsze starał się chociaż dla treningów, a teraz? Jest zawieszony, a kompletnie nic z tym nie robi…
Nie wiedziałam, co mam jej na to odpowiedzieć. Znała go lepiej niż ktokolwiek inny i bardzo cierpiała widząc, co się z nim dzieje. Chciałam jakoś pomóc, ale musiałam to wszystko na spokojnie przemyśleć. Przecież musiało być jakieś wyjście z tej beznadziejnej sytuacji.
Usłyszałyśmy, jak ktoś idzie po schodach. Odsunęłyśmy się od siebie, Ros wytarła mokre od łez policzki, a chwilę później w przejściu pojawił się Marc.
– Gdzie idziesz? – zapytała blondynka. Głos wyraźnie jeszcze się jej trząsł, ale Bartra najwidoczniej się tym nie przejął.
– Mam parę spraw do załatwienia – zbył ją, ściągając bluzę z wieszaka i wkładając z pośpiechem buty. Wziął jeszcze tylko kluczyki od samochodu i tyle było go widać.
Ros pokręciła głową ze zrezygnowaniem i poszła na górę. Sama najchętniej pobiegłabym za piłkarzem i wygarnęła mu wszystko, tylko… Czy to by cokolwiek dało? Sądzę, że nie. Przeszła mi ochota na śniadanie więc wypiłam jedynie kawę i posprzątałam kuchnię, salon i resztę pomieszczeń znajdujących się na dole. Kolejny raz połowa dnia minęła mi w ten sam sposób, co zazwyczaj. Zdziwiłam się, że Rosita nie zeszła przez cały ten czas na dół, dlatego kiedy już wzięłam prysznic, poszłam do jej pokoju, sprawdzić czy wszystko w porządku. Zapukałam delikatnie, a następnie otworzyłam drzwi. Dziewczyna leżała na łóżku i najwyraźniej spała. Nie chcąc jej obudzić, wyszłam zastanawiając się co robić. U taty miałam być dopiero wieczorem, a Ros powiedziała, że pojedzie tam dziś ze mną. Po chwili namysłu, stwierdziłam że może zrobię coś do jedzenia. Poszłam do kuchni, układając sobie w głowie plan, co ugotuję.
Stwierdziłam, że krem brokułowy będzie dobrym pomysłem. Włączyłam znajdujące się w kuchni radio i zabrałam się do pracy. Lubiłam gotować i całkiem nieźle mi to wychodziło, ale wiadomo, gotowanie dla siebie nie sprawia tyle radości, co gotowanie dla innych. W domu zazwyczaj byłam sama, a tata w szpitalu miał określoną dietę więc nie zawracałam sobie głowy obiadami. Złapałam jakąś kanapkę, albo coś szybkiego do odgrzania i to mi wystarczało.
Ugotowałam warzywa i zblendowałam je wszystkie razem, starając się nie robić hałasu, aby nie obudzić Ros. Krem doprawiłam do smaku i zestawiłam z gazu. Wyjęłam z koszyka świeżą bagietkę i pokroiwszy ją na kawałki, wtarłam w nie odrobinę czosnku i przypiekłam na patelni. Przez ten cały czas byłam tak zaabsorbowana gotowaniem, że nie zauważyłam nawet, kiedy ktoś wszedł do domu. Odwróciłam się i zobaczyłam Marca, który opierając się o futrynę, uważnie obserwował każdy mój ruch. Zawstydziłam się trochę, ponieważ nie wiedziałam od kiedy już tak stoi. Mam nadzieję, że nie robiłam w tym czasie nic głupiego. Oboje patrzyliśmy na siebie, ale nikt nic nie powiedział. Chcąc w jakiś sposób przerwać tą niezręczną sytuację, wróciłam do kończenia obiadu. Posprzątałam, włożyłam naczynia do zmywarki, a on nie ruszył się nawet o krok.
– Zjesz zupę? – zapytałam go, nie wiedząc w zasadzie co innego mam zrobić. Przez cały czas unikał mnie jak ognia, a teraz stoi tu jak gdyby nigdy nic. Dziwne…
– Chętnie, mam tylko nadzieję, że to nie próba otrucia mnie – rzucił żartobliwie i usiadł przy stoliku.
Postanowiłam tego nie komentować, żeby nie wywołać niepotrzebnego spięcia. Po kilku minutach postawiłam na stole dwie miski z zupą i talerzyk z grzankami, a chwilę później usiadłam naprzeciwko niego. Jedliśmy w ciszy, ale widziałam zadowoloną minę na twarzy piłkarza więc myślę, że mu smakowało. Nie powiem, cieszył mnie ten fakt jednak nadal gryzła mnie jedna sprawa. Sama ze sobą toczyłam walkę, zastanawiając się czy powinnam próbować z nim o tym rozmawiać czy też nie. Rozsądek mówił mi, żebym to zostawiła, ale…
– Marc, ja wiem że nie powinnam się wtrącać… – zaczęłam, jednak nie było dane mi do kończyć, bo usłyszałam twardy głos piłkarza.
– Więc się nie wtrącaj – warknął, nie podnosząc na mnie nawet wzroku.
Nie spodziewałam się entuzjazmu z jego strony, ale nie sądziłam też, że potraktuje mnie w ten sposób. W ciszy dokończyłam jedzenie, czując że sytuacja między nami stała się jeszcze bardziej napięta niż przedtem. Wstałam od stołu i zabierając ze sobą miskę włożyłam ją do zmywarki. Chciałam szybko wyjść i zamknąć się w swoim pokoju, ale zanim zdążyłam się ulotnić, zatrzymał mnie Bartra.
– Sol, poczekaj… – złapał za mój nadgarstek, a ja poczułam dziwny prąd, który przeszedł przez moje ciało. – Ja… Nic nie rozumiesz… – zawahał się, a w jego oczach zobaczyłam dziwny smutek i coś jeszcze. Coś, co go blokowało.
– Więc mi wytłumacz. To, co teraz się dzieje nie jest normalne – odruchowo pogładziłam go po policzku, obserwując jak przymyka powieki i zaciska szczękę. – Twoja kuzynka się o ciebie martwi, nie śpi po nocach… Twoi koledzy z drużyny cię potrzebują…
– A ty? – twardo spojrzał w moje oczy, oczekując odpowiedzi. Zaskoczył mnie tym pytaniem, dlatego nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa. Otwierałam i zamykałam usta, zastanawiając się co to wszystko ma znaczyć.
– Oooo, a co tu tak pięknie pachnie? – nagle usłyszeliśmy głos Rosity, na dźwięk którego szybko się od siebie odsunęliśmy. Blondynka stanęła jak sparaliżowana, na widok który zastała, kiedy weszła do kuchni. Przez chwilę trwaliśmy w ciszy, błądząc wzrokiem po pomieszczeniu.
– Zrobiłam zupę, jeszcze ciepła. Grzanki są na stole więc częstuj się – rzuciłam z pośpiechem i poszłam do swojego pokoju, ciesząc się, że nie muszę odpowiadać na pytanie Bartry.
Trzasnęłam drzwiami i rzuciłam się na łóżko, chowając twarz w poduszkę. Czy on jest bipolarny? Najpierw mi pomaga, całujemy się, śpimy razem, otwiera się przede mną, a później zachowuje się jak góra lodowa. Przyprowadza sobie jakąś dziewczynę, uprawia z nią seks niemal na moich oczach, zwraca się do niej moim imieniem, a na sam koniec zadaje mi pytanie, czy go potrzebuje. Kretyn. O co, do jasnej cholery, jemu chodzi? Pogubiłam się. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że tęsknię za tym Bartrą sprzed kilku tygodni. Tym, który siedział w moim salonie, pocieszał mnie, przytulał… Wiem, że gdzieś tam jest i właśnie ten fakt sprawia mi tyle cierpienia. Jestem idiotką. Ledwie go znam, a stworzyłam sobie w głowie jakąś idealną wersję faceta, w którym mogłabym się zakochać… To nie jest normalne.
Podniosłam się z łóżka, przetarłam twarz dłońmi i stwierdziłam, że muszę wziąć się w garść. Nie mam pojęcia, co kombinuje Marc, ale nie mam zamiaru dać się w to wplątać. Cokolwiek by to było, na pewno nie wyjdzie mi to na dobre, więc lepiej, jak będę trzymać się z daleka. Na tyle na ile to oczywiście możliwe, bo mieszkamy w jednym domu. W jego domu. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał parę minut po 16. Podeszłam do szafy, szukając czegoś do ubrania, bo za niecałą godzinę, razem z Ros, pojedziemy do mojego taty. Ubrałam ciemniejsze jeansy z dziurami na kolanach i czarną, luźną koszulkę, którą z przodu włożyłam do spodni. Poszłam do łazienki, uważając, aby przypadkiem nie natknąć się na Bartrę kolejny raz. To chyba ostatnia rzecz, jakiej w tym monecie bym chciała. Umyłam zęby i twarz po czym zrobiłam sobie delikatny makijaż, aby nieco ukryć dzisiejsze niewyspanie. Wiem, że tata od razu zarzuciłby mnie pytaniami czy nie jestem chora, czy dobrze się czuję, czy się nie przemęczam, a teraz to on jest najważniejszy. Wróciłam do pokoju po torebkę, do której wrzuciłam telefon oraz portfel i przeglądając się ostatni raz w lustrze, zeszłam na dół. Rozejrzałam się ostrożnie, sprawdzając czy Marc nadal jest w kuchni. Nie miałam ochoty na żadne rozmowy z nim, a poza tym to nadal nie wiedziałam, co miałabym mu odpowiedzieć.
– Nie ma go – usłyszałam za plecami głos blondynki, na dźwięk którego lekko podskoczyłam i położyłam dłoń na sercu.
– Wystraszyłaś mnie – westchnęłam. Spojrzałam na dziewczynę i zobaczyłam, że ma zapłakane oczy. – Co się stało?
– Nic… Po prostu do niego nic nie trafia – pokręciła głową. – Tłumaczyłam, prosiłam i jak do ściany. Wiem, że on potrzebuje pomocy, widzę to. Pogubił się strasznie i nie wie jak sobie z tym poradzić, ale jest zbyt dumny, żeby się do tego przyznać.
– Ros, wiem że się martwisz, ale Marc jest dorosły. Nikomu nie da się pomóc na siłę, bo to może jedynie pogorszyć sytuację. On sobie poradzi, zobaczysz, że jeszcze będzie dobrze – przytuliłam ją i sama starałam się uwierzyć we własne słowa
– Dziękuję Sol, nie wiem co bym bez ciebie zrobiła – posłała mi nikły uśmiech i potarła dłońmi moje ramiona. – To co, jedziemy do twojego taty?
– Jedziemy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)